Rozdział siedemnasty

386 29 0
                                    

Rita

Przez połowę drogi nikt z nas się nie odzywa. Ja wciąż jestem zła, jest tylko jeden mały problem. Nie wiem, czy na niego, czy na siebie. Dałam się wciągnąć w tę grę, ba! Sama w nią grałam. Domyślam się, że na jej końcu nie czeka nic innego jak kłopoty.

Czeka nas jeszcze półgodzinna podróż, więc wpadam na genialny pomysł. A gdyby tak go powkurzać? Tak, "gra w milion pytań do", brzmi idealnie.

– Twój ulubiony kolor? – Pytam lekko agresywnie.

Dylan patrzy na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili wraca do swojej kamiennej twarzy.

– Czarny.

– Oczywiście. – Przewracam oczami.

– Nie...

– Dobra, dobra, daruj sobie. – Przerywam mu.

I znowu zapada cisza.

– Nie zapytasz mnie, jaki jest mój ulubiony kolor? – Patrzę na niego z lekkim wyrzutem.

– Nie.

– Dlaczego?

– Bo mnie to nie obchodzi.

– Próbuję rozmawiać, okej?

– Ja wolę robić inne rzeczy niż rozmawiać. – Patrzy na mnie z tym swoim niegrzecznym uśmiechem.

– No nie wierzę, jaki dzieciak. – Uderzam się w czoło.
Odczuwalne jest to, że nasza rozmowa się zakończyła i Dylan nie zamierza jej kontynuować. Wzdycham ciężko, po czym wyciągam telefon, aby zobaczyć, co się dzieje u sławnych osób na Instagramie.

– To jaki jest twój ulubiony kolor? – Uśmiecham się lekko pod nosem.

–Czarny i szary. Nie mogę się zdecydować. Lubisz zwierzęta? – Próbuję pociągnąć temat.

– Kocham chomiki.
– Nie no, nie będę z tobą więcej rozmawiać, przysięgam. – Przyklejam się do drzwi samochodu po swojej stronie i odwracam się od niego udając obrażoną.

– Nie, proszę. Nie rób mi tej przyjemności. – Śmieje się delikatnie, na co i ja uśmiecham się pod nosem.
Mamy podobne poczucie humoru oraz dystansu do siebie. Nie lubię prowadzić rozmowy, jeśli ma być sztywna i ktoś się o wszystko obraża. Takie przekomarzanie się było okej, bardzo to lubię.

– To może ci zaśpiewam! – Podnoszę rękę, żeby podgłośnić radio, jednak Dylan mnie wyprzedza i je wyłącza.

– Lubię psy, kiedyś miałem zagrodę konną. – Ładna zmiana tematu, kolego.

– Zrezygnowałeś z niej?

– Nie. Moja mama znalazła sobie inną rodzinę i do nich teraz należy. Od tamtego czasu nie patrzyłem na konie. – Czuję falę smutku, która zaczyna mnie zalewać. Ta historia ma drugie dno.
– Rozumiem. Ja kiedyś miałam świnki morskie, ale mój stwórca stwierdził, że dobrą karą dla mnie będzie, jeśli zabije je na moich oczach. – Wzruszam ramionami. – Ale masz rację, psy są okej.

Przed oczami staje mi moment, kiedy tata to zrobił. Powód, przez który dostałam te karę, jest tak absurdalny, że aż przykry.

– Piwo, które włożyłam do lodówki, nie było odpowiednio schłodzone, kiedy chciał je wypić. Stwierdził, że to przeze mnie nie jest w odpowiedniej temperaturze. Przecież mogłam włożyć je do chłodzenia wcześniej, jednak zrobiłam to zbyt późno.

– Co się z nim stało?

– Słucham?

– Z twoim ojcem.

Czarna RóżaWhere stories live. Discover now