Rozdział dziewiąty

454 30 24
                                    

Rita

Wpadam do domu jak poparzona. Jest chwilę po szesnastej i to, co się dzisiaj wydarzyło to istny obłęd. Biegnę na górę po schodach, gdzie wpadam na rozkojarzonego Rica.

– Hej, hej gdzie tak pędzisz?! – pytam, starając się utrzymać równowagę na schodach.

– No jak to gdzie?! Idę cię ratować!– krzyczy i biegnie w dół. Patrzę na niego z lekkim uśmiechem. Ricardo tak się przejął, że nawet nie zakodował, że jestem w domu.

– Okej! Daj znać, jak mnie uratujesz!

– Jasne czekaj na mnie, już idę, wszystko będzie dobrze! – Wybiega z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.

Raz, dwa, trzy...

– RITA, CO TY TUTAJ ROBISZ DO CHOLERY?!

Rico chyba w końcu łączył fakty, na co wskazuje jego zdziwiona mina. Biegnie w moją stronę, co powoduje u mnie napad śmiechu.

– Czekam, aż mnie uratujesz. – Jestem w szoku, że mam ochotę na żarty.

Ściska mnie tak mocno, że aż brakuje mi tchu. Klepię go trzy razy w ramię, dając mu do zrozumienia, że już wystarczy. Odstawia mnie powoli na ziemię, po czym zaczyna chodzić dookoła mnie i oglądać z każdej strony.

– Co... Co ty robisz?

– Oglądam cię. Muszę mieć pewność, że nic ci nie zrobili. Co to jest? – Karci mnie wzrokiem, wskazując palcem na moją zabandażowaną rękę. 

– Rany wojenne. Stłukłam Alexa. Miałam dość jego gatki.

Kiedy przypominam sobie jaki okropny dzień spędziłam z Alexem, czuję, jak zbiera mi się żółć w przełyku. Humor również momentalnie mnie opuszcza. 

– Ta, słyszałem. Niezły podrywacz. Ciekawe ile lasek wyrwał na te informatyczne teksty. Wszystko dobrze? Dobrze się czujesz? – Patrzy na mnie typowym dla siebie wzrokiem, z którego wylewa się morze troski. Doceniam to, zawsze doceniałam to, jak o mnie dba.

– Tak misiu, wszystko jest super naprawdę! Skoro pędziłeś mi na ratunek, to masz coś? – Obserwuję go i krzyżuję ręce na piersiach.

– Tak. Chodź. Pokażę ci coś. Potrzebujemy do tego butelki alkoholu. 

Rico ze sztucznym uśmiechem łapie mnie za rękę i kieruje do naszego ulubionego pomieszczenia. Zastanawiam się, co znalazł i co zrobić ze zdrajcą. Cały czas myślę, że to jakieś nieporozumienie. Jestem pewna, że pracują z nami lojalni ludzie, którzy nigdy by nas nie zdradzili. Przez tyle lat, każdy z każdym się zżył oraz dobrze poznał. Tak naprawdę nawet nie przychodzi mi do głowy, kto mógłby być do tego zdolny.

– Tak w ogóle. Kiedy ostatnio widziałaś Bree? Rozmawiałaś z nią może? – Serio? Akurat teraz włączyły mu się amory? Zastanawiam się jednak nad tym chwilę i dochodzi do mnie szokujący wniosek...

– Niee, ostatni raz rozmawiałam z nią ponad tydzień temu. Przyszła do mnie w nocy, proponując robotę u Antonia. – Marszczę brwi. Jak mogłam nie zauważyć, że moja przyjaciółka zniknęła? Boże, jestem jeszcze okropniejszym człowiekiem, niż myślałam.

– A co to był za dzień? – Dopytuje Rico.

– Nie wiem? Piątek? Wtedy był u nas Dylan.

– Iiiii?

– Iiii coooo? – Nie rozumiem kompletnie, o co mu chodzi. Posłałam mu spojrzenie o treści „do brzegu, kolego".

– To było dzień po napadzie na magazyn. Bree zniknęła zaraz po tym, jak wystawiła cię do Antonia. – W tym momencie odtwarza nagranie.

Czarna RóżaWhere stories live. Discover now