Rozdział dziewiętnasty

429 31 0
                                    

Po dziesięciu minutach podjeżdżamy pod fast food przy Anillo Perif. Rita cieszy się jak dziecko odkąd przekroczyła próg restauracji.

– Matkooo, z dziesięć lat tu nie jadłam! Jak tu pachnie! – Klaszcze w dłonie z ekscytacji.

– No pachnie... Śmierdzi olejem i bólem brzucha. – Dziewczyna patrzy na mnie wzrokiem o treści "nie psuj zabawy".

– Radzę ci się najeść. – Grozi mi palcem.

– Dlaczego? – pytam i marszczę brwi.

– Zobaczysz. – Puszcza mi zalotne spojrzenie i biegnie do okienka, żeby zamówić.

Kręcę niedowierzająco głową i udaję się za nią. Rita zamówiła dwa zestawy powiększone z frytkami, napojem oraz Big Mac'kiem. Dodatkowo wzięła shake'a, oczywiście truskawkowego. Odebraliśmy swoje jedzenie po niecałych dziesięciu minutach. Udajemy się do stolika i zaczynam obserwować zafascynowaną Ritę. Przez dobre dziesięć minut ekscytuje się tym, jakie to jedzenie jest pysznie, wspaniałe i ogólnie najlepsze. Kiedy już kończy, siedzi ze smutną miną i marudzi, jak długo będzie musiała jutro ćwiczyć, aby to spalić. Tak jak mówiłem, sinusoida.

Po mniej więcej czterdziestu minutach wychodzimy z restauracji. Rita śmieje się z żartu, który mnie kompletnie nie bawi, ale uśmiecham się, żeby nie było jej przykro. Kieruję się w stronę auta, kątem oka zauważam, że dziewczyna stoi w miejscu. Odwracam się do niej z pytającym spojrzeniem. Mała, przepiękna istota stoi przede mną. Wygląda na zagubioną. Wkłada ręce do kieszeni w spodniach, podnosi na mnie wzrok, od którego kompletnie się rozpływam.

– Masz jakieś plany... czy masz może czas? – pyta dość nieśmiało.

– Nie mam planów. Sypiać też, nie sypiam, więc co proponujesz? – Zauważam iskierki w jej oczach.

– Niedaleko jest park, Machado. Przejdziemy się? – Uśmiecham się i kiwam potakująco głową. Dołączam do Rity i udajemy się na spacer.

– Więc... – Zbieram się na swoje przeprosiny. – Chciałem... chciałbym...wiem, że... – Rita patrzy na mnie jak na wariata. Uśmiecha się lekko i mówi, żebym chwilę poczekał. Może to i dobrze, że mi znowu przerwała.

Wbiega do sklepu, który znajduje się zaraz za mną. Po trzech minutach wychodzi z wielkim uśmiechem na ustach.
– Mam wszystko, czego potrzebujemy! – Podchodzi do mnie i wyciąga zza pleców dwie paczki papierosów oraz litrowego Jacka Danielsa. Robię zdziwioną minę, na co ona się tylko uśmiecha. – No co? Skoro ty chcesz przepraszać, to ja muszę się napić. Ty chyba również. – Puszcza mi oczko otwierając butelkę.

– Chcesz to pić tu?! – pytam lekko rozbawiony.

– Tak i w parku. – Wzrusza ramionami, po czym wypija spory łyk płynu. Krzywi się i podaje mi butelkę. Patrzę na nią chwilę, rozglądam się po okolicy i w sumie, myślę czemu nie.

– A chrzanić to. – Unoszę butelkę i również upijam większy łyk. O dziwo, nie krzywię się, widocznie tego potrzebuję.

Zanim dochodzimy do parku, jesteśmy już po sześciu kolejkach. Humor nam dopisuje, śmiejemy się i rozmawiamy. Siadamy na jednej z ławek i odpalamy papierosa. Jest już po północy, więc kto by się spodziewał, że nie będzie w parku ani żywej duszy.

– Jak ktoś nas złapie, będą problemy. – Śmieje się Rita.

– Myślę, że jak dowiedzą się, kim jesteśmy, to nikt się nie odważy – odpowiadam jej, zaciągając się papierosem.

– Co racja, to racja. – Zauważam, że Rita bacznie mi się przygląda z lekkim uśmiechem. Jej oczy błyszczą, pewnie od alkoholu.

– Rito... – Ponownie próbuję ją przeprosić. Ona skupia na mnie wzrok, uważnie mnie obserwując. – Ostatnia sytuacja nie powinna mieć miejsca. Ja... dostałem telefon, który bardzo mnie wkurzył, a ty... Ty byłaś pod ręką, wyżyłem się na tobie. – Ponownie zaciągam się papierosem, powoli wypuszczając dym. – Dużo dla mnie zrobiłaś we Francji, doskonale wiem, że nie tego się po mnie spodziewałaś, kiedy wrócę. Dlatego... Przepraszam. – Przełykam ślinę. – Przepraszam, że zachowałem się jak kompletny idiota, bez powodu. Nie zasłużyłaś na to, jesteś wspaniałą, zabawną, piękną...

Czarna RóżaUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum