Rozdział dwudziesty szósty

339 26 3
                                    

Rita
Spędziłam całą noc w fotelu. Przeniosłam go z salonu pod drzwi wejściowe. Wzięłam koc, poduszkę i zasnęłam. Próbowałam się kilka razy dodzwonić do Dylana, jednak nie odbierał telefonu, jak i nie odpowiadał na SMS-y. Rano również jego komórka jest nieaktywna.

- Siedziałaś tu całą noc? - Hugo podchodzi do mnie i podaje mi kubek z kawą.

- Czekałam, aż wróci... - Wzdycham i poprawiam się w fotelu. - Niestety na próżno.

- Co się wczoraj stało Rito? Jego wzrok... To dzieje się tak rzadko... - Hugo urywa zdanie w połowie. Przymyka oczy i wzdycha. Chyba nie chciał mi tego mówić.

- Co się dzieje rzadko Hugo? - Posyłam mu pytające spojrzenie. Unika kontaktu wzrokowego. - Powiedz mi, co się dzieje!?

Mężczyzna kręci przecząco głową i kieruje się w stronę tarasu. Niewiele myśląc zrzucam z siebie koc i biegnę za nim.

- Hugo no! Jak już zacząłeś mówić, to skończ!

Wbiegam do ogrodu. Przyjaciel zachowuje się jak dziecko uciekając przede mną.

- Jeśli to, co powiesz, sprawi, że jakoś go znajdę to powiedz mi... proszę. - Hugo odwraca się w moją stronę, na jego twarzy widzę oznakę bólu pomieszaną z troską.

- Nie znajdziesz go Rito... - mówi cicho. - Kiedy widać w nim taką złość, to znaczy, że jego słynna bestia się obudziła. - Podchodzę powoli w stronę Hugona, jestem gotowa na wszystko.

- Co to znaczy? - Ponownie mnie ignoruje. Uderzam go lekko w ramię, żeby go obudzić. - Hugo!

- Ostatnim razem nie było go tydzień.

- Co? - Podnoszę spanikowana wzrok na towarzysza. Jak nie było go tydzień?!

- Przez trzy dni chodził i wyładowywał swoją złość na jakiś ludziach, co go zaczepiali. Pił dużo... Bardzo dużo. Potem udał się do jednego ze swoich wrogów i sam zabił trzynaście osób. Znaleźliśmy go w szpitalu, pobitego i nieprzytomnego. Kiedy odzyskał przytomność, powiedział tylko, że w końcu coś poczuł.

Chciałbym coś poczuć... Te słowa naglę uderzają we mnie jak z bicza. Myślałam, że Dylan mówił o emocjach, uczuciach... Nie sądziłam, że chodzi mu o ból fizyczny.

- Co to wszystko znaczy... nie rozumiem. - Zaczynam krążyć w tę i z powrotem po tarasie.

- Nikt tego nie wie... Po prostu czasem złość Dylana eskaluję na taką skalę, że nikt nie jest w stanie powstrzymać go i jego chęci... krwi. - Hugo odpala papierosa. - Nie czekaj Rito. Nie wiemy, kiedy wróci. Bardzo możliwe, że znowu trzeba będzie go szukać.

- Nie... Nie zostawię tego tak, to... to wszystko moja wina... - Odwracam się i idę w stronę domu.

Ja jestem temu winna, wyrzuty sumienia oraz strach wywołały u mnie ból brzucha. Biegnę na górę do swojej sypialni. Muszę się szybko przebrać i umyć zęby. Całe ogarnięcie się zajmuje mi dosłownie chwilę. Zestresowana zbiegam na dół po schodach. Nikogo nie pytając o zgodę udaję się do garażu i biorę pierwsze lepsze kluczyki. Rolls Royce... Serio? Nie tracę czasu na wymianę, biorę, co dają. Pakuję się do auta, otwieram garaż i wyjeżdżam.

Przez ponad dziesięć godzin jeżdżę po ulicach stolicy. Odwiedzam parki oraz opuszczone miejsca. Obdzwaniam kilka szpitali, jak i regularnie dzwonię do chłopaków z zapytaniem, czy wrócił. Ostatnie miejsce, jakie przychodzi mi do głowy, to park oraz ławka, na której byliśmy. Podświadomie liczę, że go znajdę, że czeka tam na mnie. Niestety... jedyne co znajduję to fala rozczarowania oraz rozpaczy. Siadam na ławce i zastanawiam się, gdzie jeszcze mogłabym go poszukać. Nic nie przychodzi mi już do głowy. Ukrywam twarz w dłoniach i pozwalam sobie na delikatny płacz.

Czarna RóżaWhere stories live. Discover now