Rozdział dwudziesty czwarty

383 28 8
                                    

Witam serdecznie! Tak jak obiecałam, lecimy z mini maratonem! Z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować dekadencka!
 Nie dość, że tworzy wciągające, pełne namiętności i napięcia historię, to jeszcze sprawiła, że Czarną Róże da się czytać! Zapraszam serdecznie do zapoznania się z jej twórczością! Gwarantuję, nie pożałujecie ;)

Miłego!

P. ♥

Rita

Budzę się o godzinie szesnastej ze strasznym bólem brzucha oraz głowy. Nie wiem, czy ze stresu, nerwów, czy przez wyrzuty sumienia. Tak, mam wyrzuty sumienia. Potraktowałam wczoraj Dylana okropnie. Dlaczego? Bo się bałam.

Nikt nigdy nie był dla mnie taki wspierający i opiekuńczy jak on wczoraj. Miałam wrażenie, że opuściłam swoje ciało. Byłam bezwładna, nie potrafiłam nic zrobić. Owszem, uspokoił trochę moje myśli oraz stan psychiczny i byłam za to bardzo wdzięczna. Pomógł mi i okazał troskę.

Opowiedziałam mu o Sofii, ojcu, moich lękach. Nie oceniał mnie, przyjął to dobrze, a przede wszystkim słuchał. Potem wyznałam mu, że jest... kimś wyjątkowym. Jest mężczyzną, którego dotyk mnie nie rani, wręcz przeciwnie. To zbliżyło nas jeszcze bardziej, jednak kiedy Dylan dotknął moich pośladków, pomyślałam, że chce iść o krok dalej. Nie było w tym nic złego, jesteśmy dorośli, coś między nami się działo i ja tego chciałam. Pragnę poczuć, jak to jest uprawiać seks gdzie są uczucia, gdzie jest ta odpowiednia osoba, ale nie jestem jeszcze gotowa. Uważam, że będzie fair, jeśli Dylan dowie się o tym, co przeszłam, zanim dojdzie między nami do zbliżenia.

Kiedy żyje się na ulicy dni nie są kolorowe. Tam zaczyna się walka o przetrwanie, o życie, o każdy kawałek chleba a przede wszystkim, o samego siebie. Ja jedną z tych walk przegrałam.

Pewnego dnia zostałam przyłapana na kradzieży jedzenia. Był to piąty dzień głodówki, bo nie miałam pieniędzy. Przez kilka dni żebrałam, jednak nie było to tak owocne, jak sądziłam. Ludzie ze stolicy Meksyku nie są zbyt hojni.

Obudziłam się rano z okropnym bólem żołądka. Zebrałam w sobie całą odwagę i wybrałam małą piekarnię, gdzie chodziło wielu ludzi. Myślałam, że nikt nie zauważy, kiedy zniknie kawałek pieczywa. Myliłam się, tak bardzo się wtedy myliłam. Zostałam złapana przez chłopaka kilka lat starszego ode mnie. Nie krzyczał, nie uderzył, tak jak tego się spodziewałam. Zaproponował, abym poszła z nim na zaplecze. Obiecał, że da mi się umyć, napić wody oraz poczęstuje jedzeniem. Wydawało mi się, że los się w końcu do mnie uśmiechnął... To był ostatni raz, kiedy byłam naiwna.

Na zapleczu był również drugi chłopak. Był mniej więcej w wieku tego, co mnie przyłapał. Pracował jako piekarz i poczęstował mnie wodą, chlebem, słodką bułką. Ja jadłam, a oni puszczali sobie dziwne uśmiechy oraz szepty. Mogłam się w tamtym momencie domyślić, że coś jest nie tak. Jak się później okazało za tą całą dobroć miałam zapłacić bardzo wiele. Złapali mnie niespodziewanie, unieruchomili i wykorzystali. Potraktowali jak szmacianą lalkę. Nigdy nie byłam tak upokorzona. Po kilku godzinach okropnych tortur wyrzucił mnie na ulice, rzucając mi w głowę kawałkiem pieczywa. Śmiali się przy tym wesoło i krzyczeli, żebym przyszła, kiedy będę znowu głodna.

To mnie złamało. Ktoś wykorzystał mnie kolejny raz w ciągu ostatnich czternastu dni. Była już późna noc, kiedy spacerowałam po ciemnych uliczkach stolicy, zastanawiając się co mam zrobić. Płakałam. Tak strasznie płakałam. Z bólu, upokorzenia, z niechęci. Spojrzałam na swoje odbicie w rozbitym lustrze pod śmietnikiem, wyglądałam żałośnie. Nie chciałam tak wyglądać, nie chciałam, żeby ktoś więcej mnie wykorzystał dla swoich korzyści.

Czarna RóżaWhere stories live. Discover now