Rozdział czternasty

484 31 1
                                    

Rita

Myślenie. Czy jest mi potrzebne? W tym momencie pragnę, żeby była opcja wyłączenia mózgu. Obudziłam się rano z nadzieją, że zapomnę. Zapomnę o tym, co działo się wczoraj, w moim domu, w tej sypialni. Niestety, los nie współpracuje ze mną za dobrze. Tym razem pamiętam wszystko, kurwa, idealnie. Nawet gdybym jakimś cudownym sposobem nie myślała o tym, to czarne róże w czarnym wazonie, które patrzą na mnie z komody obok łóżka, idealnie mi o tym przypominają. Nie muszę czytać załączonego liściku, żeby dowiedzieć się, od kogo one są. Czarne róże w czarnym wazonie, hmm, zagadka roku.        

Ciekawość jednak ze mną wygrywa, więc sięgam po mały bilecik, również w czarnej estetyce. Zanim jednak go otworzę, układam sobie w głowie kilka opcji. Dostałam te kwiaty w ramach przeprosin za wczorajszy wybryk Luisa i może Dylan wcale nie pamiętam o pocałunku. Opcja numer dwa, Dylan dziękuje za miły wieczór, nie wspomina nic o pocałunku, bo go nie pamięta. Pozostaje nam opcja numer trzy. Najgorsza ze wszystkich… Dylan chce się poznęcać nade mną i właśnie w tym liściku czeka na mnie informacja o treści “Jeszcze to dokończymy”, “Boże Rito, ale ten pocałunek był wspaniały”. Był wspaniały? No był… Nie, teraz nie mogę tak na to patrzeć, muszę skupić się na tym, co się tam znajduje. Serce łomocze mi w piersi tak mocno, że czuję ciśnienie w uszach. Raz się żyje. Biorę głęboki wdech i z zamkniętymi oczami otwieram bilecik. Po kilku sekundach powoli i ostrożnie dźwigam powieki gotowa zmierzyć się ze wszystkim, co tam znajdę.

“ Miłej niedzieli, D”.

Poważnie? Tego boi się płatna zabójczyni? Życzenia komuś miłej niedzieli? Łapie się za głowę i wybucham niekontrolowanym śmiechem. Z lekko drżącymi dłońmi odkładam liścik. Rzucam plecami na poduszki, dalej śmiejąc się do siebie. Dzisiaj jest niedziela, dzień odpoczynku, jednak ja nie mogę sobie na to pozwolić, muszę wykopać dół w ogrodzie, do którego zmieszczą się zwłoki Rica.

Uważam, że w siedemdziesięciu pięciu procentach, on jest winien całego zamieszania w mojej głowie. Nauka tańca była jednym z zajęć terapeutycznych. Nie miałam pomysłu na to, co mogłam robić, a taniec towarzyszył mi od dziecka. Wyciszał i sprawiał, że czułam większą pewność siebie. Rurka nauczyła mnie cierpliwości, jak i wartości swojego ciała. Bardzo dobrze opanowałam techniki i nie planowałam nikomu się chwalić swoimi umiejętnościami. Jednak pijany Rico stwierdził, że to będzie świetne informacja do przekazania dalej. Przerodziło się to w sprawę honorową, a honor jest dla mnie bardzo ważny. Jeśli był zakład o taniec, trzeba go wykonać. Alkohol jest winny w kolejnych dwudziestu procentach. Po alkoholu Dylan podoba mi się jeszcze bardziej niż na trzeźwo. Może dlatego, że on też jest pijany i wtedy da się z nim porozmawiać, nawet pośmiać. Zostaje mi ostatnie pięć procent winy, którą trzeba na coś, lub kogoś zwalić. Oczywiście tym czymś, czy kimś, nie jestem ja, a Dylan. Gdyby nie był taki przystojny, gdyby nie był zawsze tam, gdzie trzeba, gdyby nie był blisko, gdyby tak na mnie nie patrzył i oczywiście, gdyby nie pachniał jak pierdolone morze… No dobra, jego wina to około trzech i pół procenta. Półtora procenta biorę na siebie, mam swój rozum i zasady, jednak w jego obecności czuję, że one nie mają żadnej wartości ani prawa bytu. Boję się do tego przyznać, sama przed sobą, ale… nie, nie, nie.

***
Reszta dnia minęła mi w miarę spokojnie, ponieważ spędziłam go w łóżku, oglądając seriale. Kac zniknął, nawet nie wiem kiedy, więc postanowiłam się trochę ogarnąć i popracować.

Siedzę w swoim gabinecie i analizuję kolejne nagrania wideo, na których jest Bree. Szukam jakiegoś punkt zaczepienia, błędu, czegokolwiek. Minęło już sporo czasu, a my nic nie mamy. Całkiem zabawna sytuacja, bo pracuje nad tym sześć najlepszych osób w Meksyku. Paradoks.

–  Masz coś nowego? –  Rico wchodzi do gabinetu z kubkiem ciepłej herbaty.

– Hej, niestety nie. Przeszukałam dziś około ośmiu godzin nagrań, ale suka dobrze się kryła. Słyszałam kilka ciekawych rozmów, ale wszystkie są zaszyfrowane. – Kładąc łokcie na blat biurka, opuszczam głowę i masuję sobie skronie.

Czarna RóżaWhere stories live. Discover now