Rozdział szósty

568 29 34
                                    

Rita

Wracam do domu po spotkaniu z Dylanem, starając się w drodze powrotnej trochę ochłonąć. Ten taniec, ta bliskość. Zamykam oczy, powracając do chwili, kiedy był blisko mnie, zbyt blisko. Na powrót do tego wspomnienia, czuję wychodzące na twarz wypieki. Otrząsam się, ze swoim myśli, ponieważ wiem, że nie są one odpowiednie. Co mnie tknęło z tą kolacją? Po co to zaproponowałam? Wpadam do domu i od razu zdejmuje swoje obłędnie wysokie szpilki, od których okropnie bolą mnie nogi. Kieruje się w stronę swojego gabinetu, gdzie, mam nadzieje czeka już na mnie Rico. 

– Kopciuszek wrócił do domu. Jest już po północy. – Uśmiecha się do mnie w bardzo dziwny sposób. Mam wrażenie, że za dużo sobie wyobraża. – Jak tam randka z Zimny Królem?

– To nie była żadna randka Rico... – Przewracam oczami. – Skup się. Mamy problem.

Podchodzę do swojego krzesła i od razu go zrzucam. Wskazuję palcem na fotel po drugiej stronie biurka, żeby właśnie tam sobie usiadł. Posyłam mu wredne spojrzenie, na co on ciężko wzdycha.

– Jak wiesz głównym celem mojej wizyty na balu była rozmowa z Antoniem, Dylan to był dodatek. Pancrazio chce... Ach on chce rozbudować jeszcze bardziej swoje imperium i pozycje, niestety ten drugi mu lekko przeszkadza. Poprosił mnie, żebym namieszała trochę w życiu Castillo. Wiesz, przeszkody w dostawach, opóźnienia sprawiłyby, że ludzie przyjdą do niego. Mam też znaleźć jakieś brudy, coś, co sprawi, że straci w oczach ludzi, w towarzystwie i na salonach, w których jest bardzo szanowany.

– Jednym słowem, chce go wygryźć z interesu, a ty masz mu pomóc. Czemu po prostu nie masz go zabić? – Na twarzy przyjaciela pojawia się zdziwienie.

– To byłoby zbyt proste i oczywiste. Dylan żyje w zgodzie ze wszystkimi ludźmi, którzy mogliby mu zagrażać...

– Gdyby Pancrazio go zabił, zostałby wykluczony z tej dziwnej społeczności za zabicie Króla. – Kończy za mnie zdanie.

– Dokładnie. Dlatego najprościej będzie zniszczyć to wszystko powoli od środka. Nie mam się spieszyć tylko pracować dyskretnie i systematycznie. Zlecenie ma potrwać około roku. Zaproponował siedmiocyfrową kwotę, oczywiście, że się zgodziłam. – Kończąc zdanie, opieram łokcie na blacie. Muszę wymasować sobie głowę. Z tego wszystkiego dostałam migreny.

– Więc skąd te zmartwienia? Łatwa praca, łatwa kasa. Ogromna kasa Ri! Może z jego pomocą uda ci się sprowadzić tu siostrę! On też ma bardzo szerokie kontakty. Jeśli wykonasz za niego robotę, możesz poprosić o przysługę.

Po chwili Rico wstaje i kieruje się w moją stronę. Układa na moich barkach dłonie i zaczyna mnie delikatnie masować. Zamykam oczy, oddaje się przyjemności i analizuję jego słowa.

Bardzo chciałabym sprowadzić do siebie Sofii. Kiedy miałam dziewiętnaście lat, dowiedziałam się, że mój ojciec będzie miał dziecko. Jego nowa partnerka chyba nie zdawała sobie sprawy, z tego z kim zakłada rodzinę. Przed moimi dwudziestymi urodzinami, przyszła na świat Sofii. Po ponad dwóch latach jej matka zmarła a ojciec tak się stoczył, że skończyła w domu dziecka. Dziś Sofii ma osiem lat i to właśnie ja staram się o jej adopcje, której proces to jakiś żart. 

Zdaje sobie sprawę, że zajmuje się, czym zajmuję, jednak moja młodsza siostra nie wie, co robię w życiu. Zna odpowiednią dla niej wersję, tak samo, jak sąd, opieka i inni zaangażowani w to ludzie. Pracuję w kawiarni jako menadżer, mam mały domek z ogródkiem za miastem, jestem samotna i w miarę zamożna. Prawda jest zupełnie inna, ale uważam, że nie muszą jej znać. Kupiłam domek na osiedlu z dala od tego wszystkiego, pokazałam go opiekunowi siostry, zdobyłam lewe papiery na legalną pracę, naprawdę pomyślałam o wszystkim byle być razem. Proces sądowy i inne papierkowe sprawy trwają tak długo, że można oszaleć. 

Czarna RóżaWhere stories live. Discover now