Rozdział dwudziesty

386 26 2
                                    


Rita

– Dzień dobry kochana! – Naciągam kołdrę pod sam czubek głowy, kiedy dochodzi do mnie wesoły głos Rico. – Oo ktoś tu ma kaca? Dziwne.

– Owww, zamknij się Rico! Próbuje żyć okej? – odpowiadam do poduszki.

– Yhy, jasne. Lepiej mi opowiedz jak tam wczorajsza randka?

Rico sprawnym, silnym ruchem, ściąga ze mnie kołdrę. Przewracam oczami i niechętnie podnoszę się do siadu. Otwieram szerzej ciężkie powieki i puszczam przyjacielowi wrogie spojrzenie.
– To nie była randka, tylko spotkanie z okazji przeprosin – poprawiam go. – Było... – cudownie, wspaniale, idealnie? – znośnie.

– Pf, kłamczucha. – Rico trąca mnie ramieniem, na co się uśmiecham.

Długo nie widziałam go takiego uśmiechniętego. Odkąd Bree nas zdradziła, nie radził sobie najlepiej. Zamknął się w swoim pokoju i szukał jej tropu. Nie szło mu za dobrze, ale wolał to, niż rozmawiać ze mną. Dzisiaj jest ten dzień, kiedy nie dość, że ze mną rozmawia, to jeszcze jest szczęśliwy. Serce od razu mi się ogrzewa, udziela mi się nastrój przyjaciela.

– Jest czternasta. Wstawaj. Masz dziś bal.

Cholera... Dziś ten dzień.

– Nie jestem na to psychicznie gotowa. Myślisz, że będę dobrą narzeczoną? – pytam, przeciągając się na łóżku.

– Kochana, będziesz idealną narzeczoną! – Puszcza mi oczko. – Pozwoliłem sobie ogarnąć ci sukienkę. Dzisiaj ją odebrałem. Mam nadzieje, że Dylanowi się spodoba, jest taka... w jego stylu. – Przyjaciel unosi w zalotny sposób brwi, co napawa mnie lekkim niepokojem.

– Zaczynam się bać... Mam nadzieję, że nie będzie zbyt skąpa Rico!

– Spodoba ci się, spokojnie.

Ricardo przyniósł ze sobą obiad. Na śniadanie jest zdecydowanie za późno. Jemy moje ulubione spaghetti i rozmawiamy o pierdołach. W międzyczasie zadzwonił Dylan, żeby poinformować mnie, że będzie koło godziny dwudziestej. Brzmiał, jakby był lekko zestresowany. Dzisiejszym wieczorem? Czy chodzi o wczorajszy? Nie poświęcam tym myślą za wiele czasu, dziś jest dzień bez zbędnych zmartwień, lepiej zostać w łóżku i obejrzeć serial. Mam jeszcze chwilę, aby wyleczyć do końca kaca i poleniuchować.

Po zobaczeniu dwóch odcinków zaczynam analizować wczorajszą noc. Naprawdę miło spędziliśmy czas. Czułam, że jesteśmy z Dylanem coraz bliżej i powoli stajemy się... przyjaciółmi. Tylko przyjaciele się nie całują. Tak... wczoraj przeżyłam swój pierwszy pocałunek.

Całowaliśmy się już z Dylanem, ale wczoraj... wczoraj było inaczej. Dlatego to właśnie ten zaliczam do pierwszego pocałunku. Pierwszy w życiu. Zerkam tępo przed siebie i powtarzam te słowa w głowie. Boże. Ja się wczoraj pierwszy raz całowałam! Pierwszy raz zrobiłam to, bo tego chciałam, czułam to, czułam, że to ta osoba. Naprawdę to zrobiłam! Jak na pierwszy pocałunek w wieku dwudziestu siedmiu lat było... idealnie. Może trochę zbyt intensywnie, ale... jego usta, język. To wszystko bezbłędnie pasowało do siebie. I on... Czy on pasował do mnie? Mam wrażenie, że w wielu kwestiach czy poglądach, byliśmy identyczni. Ja dużo gadam, on prawie nic, dopełniamy się. Czuję ciepło w sercu i ucisk w brzuchu. Boże, zachowuje się jak pieprzona nastolatka, ale podoba mi się to. On mi się podoba.

Moje świetne samopoczucie w ułamku sekundy niszczy telefon od Antonia.

– Gotowa na dziś? – Tak, nie mam co liczyć na przywitanie.

– Tak, wszystko gotowe. Antonio... – Przerywam na chwile.

– Tak, aniołku? – Zrzygam się.

Czarna RóżaWhere stories live. Discover now