Rozdział czterdziesty drugi

316 23 3
                                    

Rita

17.08.2019 r.

Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek spojrzę w lustro i się uśmiechnę. W ten dzień siedemnastego sierpnia, który powinien być uznany za żałobę narodową. Dwadzieścia osiem lat musiałam czekać, żeby stwierdzić, że da się żyć. Żyć, nie przetrwać. Ostatnie lata mojego istnienia, to była walka o przetrwanie. Minione miesiące były inne. Pokazały mi oraz uświadomiły, że mimo przykrości, przeciwności losu, złych ludzi, traum czy porażek, można żyć. Cieszyć się nim, odkrywać każdego dnia. Nawet jeśli jest w nim obecny strach, to nic. Można się bać, panicznie bać. Można też wychodzić ze swojej strefy komfortu, jeśli robimy to, co nie przeczy naszym wierzeniom i przekonaniom. Ból, rozpacz, płacz. Wszystko jest dobre i potrzebne. Jednak ważne, jak nie najważniejsze, jest to z kim idziemy przez to życie, z kim pokonujemy swoje lęki, przeszkody. Mając przy sobie wspaniałych ludzi, jesteśmy w stanie zawsze podnieść się z gorszego momentu. Nasza siła oraz determinacja jest czymś, czego nikt nam nie odbierze. Wiara w siebie jest tym, czego najbardziej potrzebujemy. Ja wierzę, że każdego dnia dam radę wstać z łóżka i zawalczyć o lepsze jutro. O przyjaciół, rodzinę, najbliższych. To wyzwanie, które buduję moją siłę, wiarę w siebie i determinację. Cel. Tego każdy z nas potrzebuje. Poczucia, że do czegoś dąży. Czy moim celem jest śmierć? Jeszcze rok temu, zdecydowanie odpowiedziałabym, że tak, a teraz?

Teraz, moje życie już nie jest takie czarno-białe. Powoli nabiera kolorowych barw, które sprawiają, że wstawanie z łóżka nie jest takie bolesne, męczące. Czy to sprawka ludzi, którymi się otaczam? Oczywiście, że mają w tym udział, jednak nie można zapominać, że największy sukces mogę przepisać sama sobie. To moja chęć walki, siła i upór, doprowadziły do tego momentu, w którym jestem. Gdyby moja głowa się zamknęła, na wszystkich, na wszystko, co nowe: wiele spraw czy istnień potoczyłoby się inaczej. Gdyby nie pomocne dłonie, które zostały wyciągnięte w moją stronę, również by się nie udało. Życie to puzzle, które ciężko poukładać samemu. Więc jeśli ktoś wyciąga do nas dłoń i oferuje pomoc... sięgnijmy po nią.

17.08.2019 r.

Kochana Mamo.

Chyba tak zawsze zaczynałam list do ciebie. Dziwnie piszę mi się ten obecny. Dziesięć lat tego nie robiłam. Trzynaście lat temu, opisałam ci moje najgorsze urodziny. Te, od których zaczęły się wszystkie moje niepowodzenia i problemy. Teraz jestem, tu gdzie jestem... Jestem tym, kim jestem... Czy dziś jest ten dzień, kiedy opiszę ci najlepsze urodziny w moim życiu? Zapewne tak. Nieważne jak je spędzę. Wiem, że będą ze mną wspaniali ludzie i to sprawia, że już są one najlepsze, wyjątkowe. Będzie na nich Sofii – moja siostra. W końcu udało mi się sprowadzić ją do domu. No tak w sumie, nie mi a Dylanowi. Pokochałabyś go. Jest wysoki, przystojny, inteligentny, opiekuńczy. Dylan jest moim pierwszym chłopakiem, mamo. Mam nadzieję, że ostatnim. Zakochałam się, tak szczerze, to dziwne uczucie. Nie chcę tego zepsuć. Mam jednak wrażenie, że nasz koniec jest bliski... Czuję oddech ucieczki na plecach. Złamię mu serce, a on złamie moje... Doskonale wiem, że wtedy się nie pozbieram. Chcę, żebyś wiedziała, że często o tobie myślę. Tęsknie i bardzo cię kocham. Pozbierałam się... on mnie pozbierał. Wyrwał mnie z sideł ciemności i zapalił wszystkie światła. Kocham go, tak bardzo go kocham, że aż boję się życia bez niego. Mówię to tobie, bo jestem tchórzem. Nie mam odwagi, żeby przyznać się przed nim. Kim jestem... i jak wiele dla mnie znaczy.

Mam nadzieję, że będę częściej pisać o moim pozytywnym życiu. Na końcu swojej drogi widzę światło, jego światło. Kocham cię, mamusiu. Mam nadzieję, że dalej na mnie czekasz. Jak również, że szybko się nie spotkamy. Nie chce już umierać... Chcę żyć.

Twoja Rita.

Ocieram łzy z policzków i wyrywam tę stronę z notesu. Zabieram ją na dół, do ogrodu. Odpalam papierosa i zaciągam się dymem, który kojąco otula moje płuca. Ruszam nerwowo nogą i ściskam w dłoni kartkę. Kiedyś słyszałam, że jeśli napiszemy list do zmarłej osoby i go spalimy, trafi on do niej. Kiedy byłam młodsza, nigdy tak nie robiłam. Dziś czuję wewnętrzną potrzebę, żeby to zrobić. Dziesięć lat. Tyle nie rozmawiałam z moją mamą. Odpalam zapalniczkę i kieruję ogień na róg kartki. Ta, o dziwo, zaczyna się palić bardzo szybko. Odsuwam ją od siebie i patrzę na słowa, które giną w ogniu.

Czarna RóżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz