14.

862 74 1
                                    

Na parkingu na terenie szkoły, jak zwykle ciekawskie spojrzenia zerkały w moją stronę ze wstrętem. Oczywiście nie przejmowałam się nimi, ale nadal było to okropne uczucie, jak ktoś czuję do ciebie pogardę. Czasami nie mogłam tego wytrzymać.

Połowa ciekawskich spojrzeń przeniosła się na Roger'a.

Wolnym krokiem zaczęłam iść ściskając w dłoni plecak. Omijałam wszystkie szmery, szepty z dala od moich czułych uszu. W połowie drogi objął mnie Tom. Lekko zarumieniona tym gestem weszłam razem z nim do budynku.

**********

Lekcje mijały bardzo szybko. Podczas pierwszej lekcji - a była nią fizyka - Roger wykazał się swoją nad przeciętną inteligencją. Słyszeliście? Do tego, że jest małym kurduplem, który jest bardo mądry to także jest w mojej klasie. Znając swoje głupie plastikowe koleżanki od razu przybiegły do niego z różnymi pytaniami. Tak, więc było.

Zdziwiło mnie to, że odpowiadał na wszystkie ich pytania - oczywiście - z wielkim uśmiechem na twarzy. Był dla nich bardzo sympatyczny. Chyba tylko ja i Tom wiedzieliśmy, że za tym pięknym uśmiechem kryła się intryga i kłamstwo.

Tak jak powiedziałam... Lekcje minęły jak prędkość światła. Kiedy już szłam z chłopakami na parking przypomniałam sobie coś ważnego.

- Chłopaki poczekajcie!- Obaj się odwrócili w moim kierunku.

- Muszę iść na chwilę na miasto.

- Po co?

- Zamówiłam przez internet nowy laptop i książkę. Chciałabym je odebrać.

- Zawiozę Cię.

- Nie trzeba! Tylko dwieście kroków stąd. Z powrotem trafię do domu.

- Ale niedługo będzie się ściemniać.

- Dawaj Tom! Jedźmy już. Nie jest słaba. Poradzi sobie. A teraz...- Powiedział Roger ciągnąc go za kaptur. Zaczął iść w stronę naszego auta, przez to Tom musiał iść za nim plecami. Cicho się zaśmiałam. Na pożegnanie pomachałam Tom'owi i Roger'owi, kiedy widziałam, jak odjeżdżają czarnym autem. Skierowałam swoje nóżki do centrum miasta.

**********

Była gdzieś godzina szesnasta trzydzieści, a nadal na ulicach miasta był duży tłok. Ludzie wchodzili i wychodzili ze sklepów z wielkimi torbami u boku. Według mnie to było przerażające. Jak ludzie mogą kupować, aż tyle rzeczy?

Pewna piękne kobieta z wielkim "bagażem" szła z dwoma mężczyznami, którzy nosili po piętnaście dużych toreb z zakupami. Podejrzewam, że to nie było ich. Takich kobiet to spotkałam kilkanaście. Czy te miasto wygląda na New York? To tylko jedno z małych miast, więc dlaczego aż tyle ruchu? Nie wiem. Może jakoś się dowiem.

Szłam już nie zatłoczoną uliczką, gdzie już po kolei zaczęły świecić się lampy przy drodze. Skręciłam w prawo za skrzyżowaniem, a następnie weszłam w pierwsze drzwi po prawej, gdzie nad nimi był napis "U Bernarda".

- Dzień Dobry!- Krzyknęłam dość głośno, aby pan Bernard mnie usłyszał. Był to staruszek w podeszłym wieku. Nie widział za dobrze, ale swoją wojowniczą energią nadrabiał wszystko. Lubię tego staruszka.

Całe pomieszczenie było w kolorach brązu. Dookoła stały różnorodne rzeczy. Obrazy, kuferki, garnki, stare telewizory, piloty, książki, płyty i dużo, dużo więcej. Za ladą wstał stary mężczyzna o siwych włosach.

**********

Hello! Jak tam spędziliście dzień? Jak prawie spędziłam z przyjaciółkami w galerii ^^.
Przepraszam za błedy, które znaleźliście u mnie >▪
Do następnego!

Ps. Zapraszam do mojego nowej historii Never give up.

Krew PrawdyWhere stories live. Discover now