15.

897 79 4
                                    

- Tak dziecko?  

- Przyszedł może mój laptop i książka?

- Hmm... Daj pomyśleć... A! Tak, przyszła dwa dni temu. Już po nie idę.- Swoimi małymi nóżkami wszedł do kantorka, a ja w tym czasie mogłam się trochę porozglądać. Moimi ulubionymi rzeczami tutaj były książki, więc szybko udało mi się znaleźć odpowiednią półkę. Miał ich różne - romanse, fantasy, dramaty, horrory itp. 

Wyjęłam jedną, która przykuła moją uwagę. Przez moment moje palce nie mogły się poruszyć, a serce przez sekundę przestało bić. W dłoniach trzymałam rysownik oprawiony w skórę. Ten który znalazłam we śnie. Nie, nie, nie... to chyba jakieś nieporozumienie... 

Otworzyłam pierwszą stronę, a na niej był- rysunek wilka. Następne takie same. Każdy rysunek był identyczny do tych w moim śnie. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy dotarłam na przed ostatnią stronę owej książki. Przewróciłam ją ostrożnie bojąc się czegoś. Jednak nie było się czego bać. Tak samo były napisane słowa, w nieznanym mi języku.

Po kilku minutach wyszedł pan Bernard z kantorka trzymając w rękach mój laptop i dwie książki.

- Za wszystko płacisz 1,235 dolarów.

- Emm już...- Kiedy odłożyłam książkę na jego biurku próbując znaleźć mój portfel dziadek zrobił wielkie oczy. Patrzył na książkę jak zaczarowany. Znalazłam swoją zgubę i zapłaciłam obiecaną kwotę.

- Czy coś się stało?- Otrząsnął się, spojrzał na mnie poważnie.

- Gdzie to znalazłaś?

- Tam na półce z innymi książkami.- Wskazałam palcem w wybrane miejsce, a potem zwrócił się do mnie.

- Chcesz to kupić?- W tej chwili, kiedy miałam odpowiedzieć na to pytanie wparował do środka z wielkim hukiem jakiś mężczyzna, a za nim jeszcze dwóch średnich goryli. Mężczyzna wyróżniający się od małp wyglądał na dość przystojnego. Miał na sobie czerwoną koszulę i czarne wyszczuplające spodnie. 

Przez mój wyczulony węch do moich nozdrzy doszedł zapach drogich perfum, przez które zbierało mi się na kichanie. Na szczęście zamknęłam nos, więc wielki atak smarków został zatrzymany! Ściągnął okulary przeciw słoneczne, aby pokazać swoje czarne źrenice. A tak przy okazji... Kto nosi okulary przeciw słoneczne, kiedy na zewnątrz jest ciemno!?

Porozglądał się chwilę po pomieszczeniu, a następnie dumnym krokiem ruszył w kierunku pana Bernarda. Spojrzałam na staruszka, który wyglądał na dziwnie spokojnego.

- Witam panie Barejo! Jak tam interesy? Kwitną??

- Wie pan... W tym miesiącu to nie za bardzo.

- Ooo to przykre!- Nie podoba mi się ten typek. Czy tylko ja czułam w tym sarkazm?

- Ach, ale mi to nie przeszkadza! Lubię spokój...

- To super i pięknie! Ale teraz przejdźmy do interesów panie Bernardzie. - Zmienił ton na niższy. - Ma pan obiecane pieniądze?

- No widzi pan... ostatnio mój wzrok się pogorszył i musiałem kupić lekarstwa...- Czarnooki mężczyzna zacmokał kręcąc głową, aby przestał już mówić. Ja nadal bacznie obserwowałam ich wymianę zdań, powstrzymując się od uderzenia tego pięknisia w twarz.

- Nie obchodzi mnie to. Powiedz, masz pieniądze?- Uśmiechnął się pokazując swoje białe zęby.

- Tak, jak mówiłem wydałem je na...- Przerwało mu brutalne uderzenie w policzek od zdenerwowanego mężczyzny. Staruszek bezsilnie opadł na podłogę uderzając głową o regał z płytami.

Krew PrawdyWhere stories live. Discover now