32.

607 53 4
                                    

Pov. Tom

Byłem zaskoczony gdy Margaret przyszła do mnie po lekcjach, prosząc, żebym jej i Sophie rzeczy zawiózł do naszego domu. Kiedy zapytałem się, gdzie idą odpowiedziała, że na babskie zakupy, a później na spacer. Bez żadnych sprzeciwów zabrałem od niej rzeczy, myśląc dlaczego Sophie nie było przy niej. Może dlatego, że zobaczyła mnie pół nagiego w łazience?

Sam prawie co się nie wystraszyłem, bo nie spodziewałem się, że ktoś wparuje do łazienki tak głośno, jak to ona zrobiła.

Jej oczy wtedy wlepiały się na moim ciele, zniżając się aż po sam dół. Na szczęście było parno, więc nie było chyba możliwości, żeby mnie zobaczyła w rumieńcach. Tak właśnie! Żadna kobieta nie widziała mnie bez koszulki, a w dodatku w samym ręczniku!

Dziwnie się wtedy zachowywała w kuchni. W ogóle nie patrzyła się w moje oczy. Była, aż tak zmieszana? Chyba tak, bo przez tą parę cała się zgrzała na twarzy. A do tego ta rozmowa na koniec... W najbliższej okazji będę musiał ją przeprosić.

- Tom, czym teraz myślisz? - z rozmyśleń wytrącił mnie Roger. Spojrzałem na niego, jak w spokoju przyglądał się chmurom.

- O Sophie.

- Mhm...

- Co o niej sądzisz? - usiadłem obok niego na ławce i także zacząłem przyglądać się kształtom cumulusów.

- Ma bardzo silny charakter. Wiem, że miała bardzo ciężkie życie, ale nie biorę to pod uwagę. Jest wkurzająca, dziecinna, a do tego za bardzo ciekawska. - prychnąłem śmiechem, nie próbując nawet sprzeciwić się jego słowom.

- Masz rację. Ma bardzo silny charakterek... Wiesz, co się przydarzyło Sophie ostatnio? - spytałem go niepewnie, nie wiedząc, czy powinienem mu wszystko opowiedzieć. W końcu jest moim najlepszym przyjacielem. Popatrzyłem się na na niego, a on zrobił to dokładnie to samo.

- Nie wiem.

- Mogę Ci powiedzieć, bo w końcu jesteś naszym przyjacielem.

- Ona pewnie uważa inaczej. - nie wierzyłem w te słowa.

- No może nazywa cię kurduplem... - spiorunował mnie groźnie wzrokiem, na co ja posłałem mu uśmieszek. - ... ale wiem, że cię akceptuję i uważa cię za przyjaciela.

- Dlaczego o niej mówimy? - powiedział nagle Roger, wstając z ławki. Podszedł kilka kroków do przodu w kierunku jeziora, który znajdował się w parku obok szkoły. W wodzie mogłem dostrzec pływające kaczki. Wokół zbiorowiska wody zebrała się gromadka dzieci, które entuzjastycznie rzucały połamany chleb do wody, aby później ptaki zjadły je. Cicho się zaśmiałem, patrząc, jak małe dziecko rzuciło dużą kromkę chleba na biedną kaczuszkę. Kiedy mój wzrok natknął się na blondyna to przypomniałem o jego pytaniu.

- Jakoś tak wyszło. - odparłem, nadal zerkając na małe dzieci.

- Masz co do niej poważne zamiary?

- Słucham? - byłem trochę zdziwiony tymi słowami. Gdyby wypowiedział je nieznajomy, od razu bym mu przypierdolił. Wszyscy powinni wiedzieć, że do Sophie mam poważne zamiary.

- Kochasz ją?

- Oczywiście, że tak.

- Chcesz, żeby była szczęśliwa?

- Do czego zmierzasz Roger? - chłopak włożył palce do tylnych kieszeni spodni, po czym westchnął cicho. Odwrócił się do mnie, lekko się uśmiechając.

- Po prostu chcę twojego szczęścia. - otworzyłem szeroko oczy, a wargi rozchyliłem w chwilowym szoku. Także się uśmiechnąłem.

- Dzięki. - powiedziałem, wstając z ławki. Jednym ruchem złapałem z ramię chłopaka, przybliżając go do siebie, a później posłałem mu zboczony uśmieszek.

Krew PrawdyWhere stories live. Discover now