35.

606 50 3
                                    

Gdzie ja jestem...? Co się stało...?

Czułam się, jakby moje ciało unosiło się w powietrzu, nie mogąc w żaden możliwy sposób się poruszyć. Nie miałam nad nim całkowitej władzy. Przez pewnien moment przeszył mnie okropny, wręcz nieznoszący ból na plecach, rękach i nogach... Byłam zdziwiona, a także przerażona, że nie mogłam otworzyć oczu. Czułam się taka pusta... bez żadnego dna...

- Trze było się zgodzić... - usłyszałam głos dudniący w mojej głowie. Od razu poznałam ten srogi, przepełniony złośliwością ton.

- Miałaś rację... - powiedziałam załamana, wyczekując dalszych słów od niej.

- No miałam. - nie zaprzeczyła. Teraz czułam się strasznie okropnie. Gdybym się wcześniej zgodziła, to by do tego nie doszło. Czułam się winna sobie, że posłuchałam w tamtej chwili mojego przeczucia, że mu zaufałam.

- Nie chcę umierać. - powiedziałam zdeterminowana chęcią życia.

- Ale co ja mogę zrobić?

- Jesteś przecież mną. - nastała chwila ciszy.

- Jestem, ale to ty władasz ciałem...

- Przecież sama mówiłaś, że jesteś mną... Czarnym Wilkiem.

- Ale nie jesteś wystarczająco silna, aby nim być. Musiałabyś przyjąć bardzo dużo energii. - odparła przekonana swoimi słowami.

- Dam radę.

- Możesz przez to umrzeć.

- Już przecież umieram. - powiedziałam, będąc na krawędzi płaczu.

- Nie chcesz spotkać swoich bliskich? - te pytanie... to było do niej nie podobne.

- A jakich mam bliskich? Mama mnie przeprosiła, ale nadal mam ranę w sercu... taty nie znam, nie mam przyjaciół...

- A co z Tomem? - w tym momencie moje serce zawaliło mocniej.

- Rogerem i Margaret? Czyż nie są twoimi przyjaciółmi...? - nie mogłam nic na to odpowiedzieć. Moje serce biło mocniej niż nigdy przedtem.

- Czy ty mnie pocieszasz? - spytałam ze śmiechem.

- Tak. - zaskoczyłam się na jej szczerą odpowiedź. Głośno westchnęłam w duchu, będąc jeszcze tym wszystkim zmartwiona. Zwróciłam się do niej w połowie pewna swojego wyboru.

- Uczyń mnie... Czarnym Wilkiem. - postanowiłam, że spotkam się z przyjaciółmi.

- Naprawdę tego chcesz? - spytała ze swoim ironicznym śmiechem.

- Tak. Jestem tego pewna, a jak się nie uda... to będę wiedziała, że miałam cudownych przyjaciół.

- Zgoda. Jakby co to ostrzegałam. - prychnęła śmiechem, po czym na chwilę zamilkła. Ta cisza powoli powodowała, że zaczynałam mieć wątpliwości, co do tego.

Dostałam władzę nad całym ciałem, ale nadal nie mogłam otworzyć oczu. Po moim ciele przepłynął ogromny ból, przeszywający wszystkie moje komórki. Każdy mięsień, organ, każda kość, każde żyły jęczały z męki, która na nich spoczywała.

Nie mogłam mówić, więc pozostało mi tylko wyginąć ciało we wszystkie strony oraz płakać. Nie mogłam już wytrzymać. Wydawało mi się, że trwało to godziny... chciałam już, żeby to przestało... chciałam, aby to już się skończyło... Nie chciałam czuć takiego bezlitosnego bólu! Nie chcę!!

Wszystko przestało.

Ból...

Płacz... i to poczucie bezsilności...

Otworzyłam oczy i ujrzałam czystą biel, która raziła moje gałki oczne. Przymrużyłam powieki, abym przpadkowo nieoślepła. Gdy mogłam już przestać mrużyć, zobaczyłam tylko tą biel. Spojrzałam na wprost siebie i ujrzałam postać, która była ubrana w białe ciuchy. Odwróciła się w moją stronę. Był to pan Bernard.

- C-co pan tu robi? - podbiegłam do niego, otrząsając się z zaskoczenia. Nic nie odpowiedział, ale mogłam dostrzec smutek w jego oczach.

- Czy... czy ja umarłam?- do moich oczu zaczęły płynąć słone łzy. Uśmiechnął się.

- Nie, nie umarłaś. - nawet nie wiem, jak bardzo poczułam ulgę w moim sercu. Spotkam się z nimi.

- Ale to ja umarłem.

- Słucham? - spytałam oszołomiona. Zakryłam twarz dłonią, po czym zaczęłam cicho płakać.

- Nie płacz dziecko. Nie musisz mnie opłakiwać. - słysząc to, zaczęłam głośniej szlochać. Staruszek westchnął, widząc moją zasmarkaną twarz.

- Słyszałem twój płacz, jęki i krzyki. Twoje myśli... ginęłaś, a ja nie chciałem, abyś zginęła. Ale teraz muszę Ci coś powiedzieć. - wytarłam mokre łzy i gluty zakrwawionym rękawem.

- Jestem w twojej podświadomości, ponieważ jestem z tobą powiązany liniami krwi. - do mojej głowy przeleciała jedna myśl.

- Czy ty jesteś...?

- Nie, nie jestem Czarnym Wilkiem. Mój jedyny brat nim był. To on dał mi swój szkicownik i to on nakazał mi szukać Wilka.- nie wiedziałam, jak zareagować. Jego brat był Czarnym Wilkiem?? To znaczy... że był moim krewnym?

- A-ale dlaczego tutaj jesteś?

- Ponieważ muszę Ci jeszcze coś ważnego powiedzieć.

- Co takiego?

- Musisz stąd jak najszybciej uciekać. - powiedział śmiertelnie poważnie.

- S-słucham? O czym pan...

- Tutaj... na Ziemi... jesteś w największym niebezpieczeństwie. - wymawiając to, położył swoją dłoń na moim ramieniu. Jakby to miało mi dodać siły i pokazać, że jestem silna.

- To znaczy... to gdzie powinnam się udać, żeby być bezpieczna? - staruszek przez chwilę milczał.

- Znasz Reticentie? - spytał patrząc mi prosto w oczy.

- Tak...

- Tam powinnaś się udać i zniknąć z ich wzroku.

- Z ich? Kim oni są? Dlaczego mnie zaatakowali? Dlaczego atakują moich przyjaciół!? - mój głos łamał się, powstrzymując od napadu złości. Kolejny raz nie wiem, kto próbuje mnje dorwać.

- Kończy nam się czas...

- Powiedz mi...! - spojrzałam na niego wystraszona. Jego nogi... znikały. Wytrzeszczałam oczy, na jego znikającą postać.

- Przepraszam, że nie mogłem zostać z tobą trochę dłużej. - do moich oczu znów zaczęły napływać łzy. Powoli znikała jego szyja.

- Nie! Nie zostawiaj mnie! Nie poradzę sobie sama! Pomóż mi! - zaczęłam poruszać rękoma w jego kierunku, aby chociaż zatrzymać jego znikanie, ale to nic nie pomogło.

- Masz przecież swoich przyjaciół. - po czym zniknął, pozostawiając mnie zupełnie samą. Upadłam na kolana głośno szlochając. Złapałam się w miejsce, gdzie było serce, czując, że w jakimś stopniu mam je złamane. Upadłam na podłogę jęcząc i krzycząc.

W pewnym momencie poczułam delikatne ciepło, które wypływało z mojego wnętrza. Dotknęłam skóry, a wówczas te przyjemne ciepło zaczęło rozprzestrzeniać się po całym moim ciele. Mój smutek znikł ze wszystkimi zmartwieniami, jakie ciążyły na moim sercu.

Zamknęłam oczy i pozwoliłam, aby to kojące ciepełko zawładnęło mną całkowicie.


**********

Hello.
Szczerze wam powiem, że niewiedziałam co tu w ogóle napisć *^*. Nie miałam pomysłu co mogłoby się równać z brakiem weny.

Kolejny i już ostatni rozdział pokaże się niebawem. Jestem trochę poddenerwowana -_-". Fuuu~

Przepraszam za błędy, a jak je znajdziesz to napisz, a ja postaram się drugi raz ich nie popełnić. ^^

Krew PrawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz