27.

744 58 2
                                    

Kiedy zakończyliśmy nasze napady śmiechu, Tom dokończył swoje odpowiedzi na moje wcześniejsze pytania. Opowiedział mi jeszcze o wyspie Hosterram otoczoną gęstą mgłą. Wokół wyspy, jak i na niej znajdowały się przeróżne potwory, a w szczególności chmara wampirów. Tam zawsze panowała deszczowa pogoda, więc nie musieli za dnia się ukrywać. Jedyne pytanie, które mnie zmartwiło brzmiało: "A gdzie znajdują się nasze watahy?" Nie miał dokładnie pewności ale sądził, że już dawno się przemieścili. Nawet nie wiedział, czy nadal istnieją te cztery watahy. Przez swoją nie wiedzę posmutniał, ale powiedziałam, żeby się nie martwił.
Na ostatnie pytanie czekałam przez pół naszej rozmowy.

- Jak dostać się do tego świata, do Reticentii? - Tom posłał mi uśmiech pełen wątpliwości, najpierw się zastanowił kiedy zamierzał coś powiedzieć.

- Jak mówiłem wszystko po trochu. Nie musisz wszystkiego wiedzieć od razu, nie ma takiej potrzeby, a po...

- Jak to "nie ma potrzeby"? - wtrąciłam mu w połowie zdania. Wstałam prostując zesztywniałe nogi od ciągłego siedzenia po turecku, a następnie popatrzyłam na niego oskarżycielsko. Położyłam wierzch dłoni na obu biodrach i lekko przekrzywiłam głowę na bok, nadal patrząc mu w oczy. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale Tom pierwszy powiedział.

- Przepraszam... - nie sądziłam, że wypowie takie słowa. - ... nie chciałem, aby tak to zabrzmiało.

- A jak chciałeś? - nadal wlepiałam swoje oczy w jego ciało, a on chyba przeze mnie stał się trochę spięty, jednak nadal nie odrywał ode mnie wzroku.

- Chodziło mi o to, że powinnaś się teraz z tym przespać.

- Słucham?

- Powinnaś zrozumieć, że to co mówiłem jest żywą prawdą.

- Rozumie, ale nadal...

- Obiecuję, że powiem Ci całą prawdę, ale nie teraz. - spojrzał na mnie z ogromną pewnością i powagą, jaką dotąd widziałam. Zacisnęłam zęby, ścisnęłam palce u dłoni w pięści, a plecy plecy bezwiednie spięłam, ale po kilku sekundach wszystkie części mojego ciała rozluźniłam. Tom pewnie miał jakiś powód, żeby nie mówić mi wszystkiego. Może nie był pewny swoich dotychczasowych informacji. Cicho westchnęłam i położyłam dłoń z kark, chowając moje oczy za czarnymi kosmykami włosów.

- Sorry, że tak ostro się do Ciebie odezwałam. - nie było mi szkoda, ale chociaż trzeba przeprosić. Ale jestem dobra! Tom pocałował mnie radośnie, muskając delikatnie moje suche wargi. Zabrał ze sobą wszystkie książki i poszedł powoli w stronę schodów. Gdy godzina wskazywała mi szesnastą dwadzieścia dwie od razu pomyślałam o obiedzie.

- Tom, spytaj Margaret, czy będzie jadła obiad! - krzyknęłam dość głośno, aby usłyszał, ale chyba jeszcze się nie przyzwyczaiłam, że ma taki dobry słuch.

- Dobra. - odpowiedział mi męski głos z góry. Uśmiechnęłam się do siebie, podeszłam do kuchni i spojrzałam co mogę dzisiaj upichcić. Mielone mięso było już wyciągnięte z lodówki i rozmnażało się już w zlewie. Kucnęłam, aby mieć lepszą widoczność w dolnej szafce.

- Mam! - powiedziałam triumfalnie, ledwo dosięgając opakowanie makaronowych nitek do spaghetti. Włączyłam ogień, postawiłam na nim garnek z wodą z dosypaną solą i wzięłam mielone mięso w ręce.

**********

Spaghetti było już gotowe. Talerze, sztućce, szklanki rozłożyłam dla każdego, a dzbanek z jabłkowym sokiem postawiłam obok garnka z spaghetti. Ten zapach dogłębnie mnie dobijał, już chciałam się na niego rzucić trzymając w jednej ręce widelec, a w jednej drugi. Ale był u nas gość, więc trze było być no... kulturalnym.

Krew PrawdyTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang