36. - Koniec Tomu I

1K 74 25
                                    

~~~ Narracja 3. os.

Sophie wiedziała, że żyje, ale na razie nie zamierzała otwierać oczu. Bała się co może zastać, albo tego czego nie może. Bała się, że nie ujrzy z powrotem swoich przyjaciół, a w szczególności Toma. Bała się, że nie żyje.

Pokonując swoje obawy otworzyła delikatnie powieki. Pierwsze, co ujrzała to zielonoszary wiatrak kręcący się w jedną stronę. Lekki wiaterek wiał na jej twarz odganiając kosmyki włosów na boki. Obróciła delikatnie głowę, przez co poczuła ostry ból w mięśniach. Cicho jęknęła z bólu.

- Nie ruszaj się. - do jej uszu dobiegł znajomy głos. Otworzyła oczy, przez które zobaczyła chłopaka o blond włosach i niebieskich oczach.

- Roger. - uśmiechnął się, widząc jej twarz.

- Cześć Sophie. Jak się czujesz? - jej ciało prowadziło okropną katorgę. Czuła coś nieprzyjemnego na plecach, przez co odczuwała nieprzyjemne ataki bólu. Całe jej mięśnie były zastygnięte, jakby przed chwilą zostały wyciągnięte z zamrażalki. Spojrzała w dół i trochę wystraszyła się widokiem, jaki ujrzała. Miała lewą rękę i lewą nogę w gipsie.

- Nieźle. - Roger parsknął śmiechem, a ona sama słysząc swoją odpowiedź, uśmiechnęła się rozbawiona. Z lewej strony usłyszała ciche pochrapywanie. Odwróciła głowę w lewą stronę, dostrzegając śpiącą Margaret na krześle. "Jest cała" - pomyślała Sophie.

- Chciałbym ci podziękować - powiedział nagle Roger.

- Gdyby nie ty...

- Rozumiem. - odpowiedziała, wiedząc o co mu chodzi. Pomyślała, że nie trzeba było jej dziękować, ani nic z tych rzeczy. W końcu nie robiła tego, dla siebie, ale dla bezpieczeństwa dziewczyny. To była bezinteresowna pomoc.

- Nie, ja muszę. - spojrzała na Rogera.

- Dziękuję, że uchroniłaś Margaret. Gdyby nie ty, skrzywdziliby ją. - patrzył się w jej oczy, wręcz uśmiechając się z wdzięcznością. Posłała mu miły uśmiech, a potem zwróciła głowę do góry ku wiatrakowi, chłodzący jej twarz.

- Gdzie jest Tom? - dziewczyna zamknęła oczy, a także wstrzymała oddech. "Proszę, aby przeżył."

- Nie martw się, żyje. - kamień spadł z jej serca.

- Poszedł do domu umyć się i coś zjeść.

- Przecież jestem tu kilka godzin, prawda? - chłopak przez chwilę milczał. Widać, że czym się denerwował i nie wiedział, jak jej odpowiedzieć. Dziewczyna z powrotem zaczynała być nerwowa.

- Spałaś miesiąc. - powiedział, powodując zaskoczenie u dziewczyny. Nie sądziła, że tak długo spała. Sądziła, że ten atak na nich był dopiero kilka godzin temu, widocznie się myliła. Teraz jej serce pragnęło, aby ujrzeć twarz zielonookiego.

- Kiedy przyjedzie?

- Pojechał właśnie do domu. - nie to chciała usłyszeć.

- Co się stało potem, kiedy zemdlałam?

- Tom zabrał cię od razu do szpitala. Wszyscy robili co w ich mocy, żeby ciebie uratować. Lekarz, który cię operował powiedział, że nie było żadnej szansy, żebyś przeżyła, ale wciąż próbował. Raz zabiło ci mocno serce, a potem nagle przestało. Tom krzyczał za drzwiami, błagał, żeby ktoś ci pomógł. Po jego słowach twoje serce zaczęło bić, lecz słabo. To był cud, że przeżyłaś. Skończyli operację, ale niestety się nie budziłaś. Lekarz powiedział, że będziesz w śpiączce nie wiadomo ile. Gdybyś zobaczyła Toma, kiedy to usłyszał... Załamał się. Przez pierwsze dwa tygodnie nie odchodził od twojego łóżka. Nie spał, bo gdyby zasnął zniknęłabyś, nie jadł ponieważ nie chciał albo nie miał apetytu - tak mówił. Był w okropnym stanie. Codziennie Margaret odwiedzała cię, a ja razem z nią. Kiedy minęły dwa tygodnie poleciłem Tomowi się ogarnąć, bo wprost nie mogłem na niego patrzeć. Był wychudzony i blady. Nie słuchał, aż w końcu mu powiedziałem, że nie chciałabyś widzieć go w takim stanie. Dostałem za to w twarz, ale w jakiś sposób usłuchał. Od tamtego momentu codziennie je małą porcję płatek, a następnie jedzie do szpitala i zostaje do rana. Temu nie mogłem mu zabronić. - gdy ona myślała, że spała tylko chwilę, to on ociekał głęboką tęsknotą. Chociaż widział jej twarz codziennie, to nadal bolało. Przez cały ten czas leciały jej po policzkach łzy. Nie łzy szczęścia, tylko z bólu i żalu. Jej oczy zrobiły się całe czerwone, a wargi trzęsły się, nie wiedząc co powiedzieć. Zakryła buzie dłonią, aby nie przedostał się przez nie szloch.

- Chcę zobaczyć Toma. - powiedziała po przez łzy. Nie zważała na to, że Roger - niegdyś kurdupel - na nią patrzy. Wiedziała, że w jakiś sposób przybliżyli się, powodując, że nie czuli wobec siebie wrogich uczuć.

- Wiem.

- Roger! Jestem umyty i ubrany, a w dodatku... - do pomieszczenia wszedł nikt inny niż sam Tom. Jego blada twarz i podkrążone oczy przybrały wielkie zaskoczenie. Upuścił reklamówkę z mandarynkami na podłogę, widząc uśmiechniętą i zalaną łzami dziewczynę.

- Sophie... - powiedział szeptem, próbując dojść do świadomości, że ją widzi. Dziewczyna zaśmiała się, popłakując z dodatkowego szczęścia, że wreszcie ma przed oczami swojego kochającego Toma.

Roger wstał z miejsca, okrążył szpitalne łóżko, po czym wziął w swoje ramiona śpiącą Margaret i wyszedł.

Chłopak przez chwilę się nie odzywał, nawet nie spojrzał na wychodzące osoby, ponieważ ona tu była. Uśmiechająca się dziewczyna, która nie pokazywała swojego uśmiechu przez cały miesiąc.

Ciągle patrząc w jej oczy, podszedł do niej, nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę.

- Sophie...?

- Tak? - powiedziała wycierając mokre łzy ze swoich czerwonych policzek.

- Ty naprawdę...

- Tak. - powiedziała uśmiechając się, jak najpiękniej potrafiła. Jego oczy powoli zaczęły się szklić. Delikatnie musnął dłonią jej policzka, a ona pragnąc czegoś więcej wypowiedziała następujące słowa:

- Tom... - złapała go za tą dłoń, która dotykała jej skóry.

- Kocham Cię. - wypowiadając te słowa, chłopakowi zrobiło się lżej na całym ciele. Jakby cały ciężar, który obciążał go, znikł. Położył obie dłonie na jej policzkach, pochylił się, a następnie odpowiedział:

- Ja Ciebie też kocham Sophie. - po czym zapieczętował te słowa długim pocałunkiem. Zamknęli nawzajem oczy, aby lepiej zagłębić to uczucie wobec siebie. Dziewczyna położyła zdrową dłoń na jego głowie, przybliżając go bardziej do siebie. Chłopak wpił się w jej usta, z których nie chciał się oderwać ani teraz, ani nigdy. Pocałunek trwał bardo długo, ale później musieli przestać, aby zaczerpnąć powietrza. Oddychali głośno, patrząc głęboko w swoje oczy. Dziewczyna lekko podnosząc głowę pocałowała chłopaka w jego mokre wargi. Za to on chciał, żeby ten pocałunek trwał bardzo długo, jednak nie pozwalał dziewczynie ból w kręgosłupie. Położyła z powrotem głowę na poduszkę, po czym Tom mocno ją przytulił. Sophie odwzajemniła uścisk. Chłopak przez nadmiar emocji pozwolił sobie na cichy szloch ze szczęścia.

- Tak za tobą tęskniłem.- powiedział Tom, płacząc w jej włosy. Dziewczynie poleciała jedna łza.

- Ja za tobą też. - po czym po raz ostatni pocałowali się. Tym razem trwał on baaardzo długo...

**********

Niestety to już koniec Krwi Prawdy! Nie mogę w to uwierzyć, że moja pierwsza książka wyszła... dobrze *^*? Wiem, że robiłam baardzo dużo błędów, ale musicie mnie zrozumieć, iż poczatkujący nie zawsze mają łatwo.

Jestem przeszczęśliwa, że mogłam czytać komentarze, które sprawiały, że chciałam pisać dalej i nie odpuszczać. Oczywiście dziękuję także tym, co czytali moje tak zwane "wypociny" >...<. Dziękuję, że byliście.

Teraz nie jestem do końca pewna, czy mam pisać drugą część... Nie mam zielonego pojęcia, jak ją zacząć. Będę wymyślała i starała się, aby jak najszybciej się on ukazał. Jednak nie obiecuję cudów ;).

Jeszcze raz dziekuję za wszystko i wyczekujcie drugiego tomu Krwi Prawdy :). Pewnie się okaże...

Krew PrawdyWhere stories live. Discover now