Cztery

663 103 7
                                    

W związku z tym, że do pierwszego kluczowego punktu, czyli do odnalezienia Rena, dochodzimy aż przez pięć rozdziałów, to dzisiaj wpada ten bonusowy i piąty wpadnie jutro.

Miłego 🖤

_____________________

Dojeżdżamy pod Górę Rainier tego samego dnia, kilka godzin później. Nigdy nie sądziłam, że spędzę praktycznie cały dzień w towarzystwie diabła. Nie wiem, jaki on ma w tym interes – jeśli rzeczywiście żaden, to musi mu się nieźle nudzić w życiu. Powiedział niby, że będę jego dłużniczką, ale skoro nie chce mnie skrzywdzić, nie do końca jestem pewna, co innego mógłby ode mnie chcieć.

Okolica jest przepiękna. Królują tu gęste lasy, na szczytach gór pojawił się już śnieg, który w oddali odbija promienie słońca, przedzierające się przez chmury. Parkujemy na jakiejś pobocznej drodze, która prowadzi do tutejszego miasteczka. Wysiadamy, udajemy się do lokalu gastronomicznego, ale nikt tam nie widział demona ze zdjęcia. Wsiadamy do auta i jedziemy dalej. 

Krążymy tak po okolicy jeszcze dobrą godzinę, może nawet więcej, a to tylko dlatego, że każdy napotkany człowiek oraz inne stworzenia nie mają pojęcia, kim jest demon na zdjęciach. To mnie lekko demotywuje, lecz nie poddaję się. Objeżdżamy z Zane'em miejscowości wokół góry, w tym nawet jedną osadę turystyczną. 

I tam następuje przełom. 

– Widział pan tego czło… – gryzę się w język. Przecież to nie człowiek! – Tego kogoś? 

Mężczyzna po pięćdziesiątce w koszulę w kratę przesuwa szklankę po drewnianym blacie baru. 

– Tak. To na pewno był on. Ciężko go pomylić, taki wysoki, jakiś taki ciemny. Wygląda nieprzyjaźnie… brr – duma mężczyzna. – Ale jestem pewien, że to on, nie zapomniałbym go. Był tu w naszym lokalu i chciał whisky, ale gdy kelnerka zaoferowała mu pojedynczego lub podwójnego drinka, śmiał się i zażądał całej butelki. Wypił ją na raz. Wszyscy byli w szoku. 

Jak na zawołanie pojawia się również kelnerka. To rudowłosa dojrzała kobieta w różowym uniformie i białym fartuszku. Opiera łokcieć na ramieniu mężczyzny i przygląda się zdjęciu.

– Oj, tak, ten kawaler tutaj był – potwierdza. – Nie wyglądał na zbyt zadowolonego i nie odpowiadał na żadne próby nawiązania rozmowy. Po prostu usiadł przy stoliku… nawet nie zjadł… wypił, a wokół niego pojawiła się ciemność. 

Na plecach znów mam ciarki. Nie brzmi to dla mnie przerażająco… raczej jak typowy Ren. 

– Czy wiecie, gdzie się udał? 

– Rozmawiał z jakimś innym mężczyzną, podobnym do siebie, i chyba mówił coś o opuszczonym domu turystycznym po wschodniej stronie Góry Rainier… a może o ośrodku? O jakimś miejscu, w którym nikogo już nie ma… tyle usłyszałam – odpowiada zaciekawiona kelnerka. – Kim on jest? Jakimś zbiegiem? 

Jej zaintrygowany szept sprawia, że mam ochotę się roześmiać. 

– A czy my wyglądamy wam na policjantów? – kpi Zane. 

Mężczyzna obok niej mierzy nas uważnym spojrzeniem i kręci nosem. 

– Policjantów to może nie – stwierdza z silnym, małomiasteczkowym akcentem. – Ale jakichś agentów FBI? Kto wie. 

Tłumię śmiech. 

– Dziękujemy za pomoc – ucinam pogawędkę. – Chyba już wiemy, gdzie się udać. 

– Hej! – zatrzymuje nas jeszcze kelnerka, nim się oddalamy. – Czy powinniśmy się bać tego gościa? 

Obracam się przez ramię. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Where stories live. Discover now