Dwanaście

797 121 17
                                    

Nigdy nikt nie irytował mnie tak, jak robi to Ren. Cholera jasna. Nie rozumie zupełnie, że wolałaby, żebyśmy się do siebie nie odzywali cały ten czas, bo gdy patrzę na jego twarz, widzę tylko młodszego Fedora Ameccana i moja chęć zemsty zostaje podsycona niczym mały płomyk, który nagle dostaje zastrzyk tlenu.

Opuszczamy już powoli dom pustelniczych czarownic. Znajdujemy się w wielkim holu, gdzie dwie z nich stoją naprzeciwko nas i magią otwierają przed nami drzwi wyjściowe. 

Jedna z nich zbliża się do mnie i łapie mnie za ramiona. Wzdrygam się i chce uciec, ale nie mogę pokazać po sobie, że nie podoba mi się ten dotyk. To byłoby dziwne. I słabe. Ren oddala się, wychodzi poza budynek, więc słowa pozostają tylko między mną a pustelniczką. 

– Gdy powiedziałam, że czuję w tobie mrok, nie przesadzałam – chrypi do mnie kobieta. – Czuję go nadal. Widzę go w twoich oczach. I powiem ci jedno, moje dziecko. Nie dasz rady zabić tego, którego śmierci pragniesz. 

Rozchylam usta. 

Moje serce robi salto. 

Jak to… nie dam rady? 

Kręcę głową. 

– Mam pakt – szepczę zduszonym głosem. – Ale to nie powstrzyma mnie przed moim pragnieniem. 

Zerkam przez ramię na Rena, który opiera się o framugę i obserwuję ciemną noc. 

Czarownica znów się odzywa. 

– Jeśli twoje myśli i czyny pójdą o krok za daleko, nie będziesz w stanie go zabić. 

Prycham. 

– Rena czy jego tatusia? W sumie obojgu przydałaby się śmierć po torturach. 

Czarownicy to oczywiście nie bawi. 

– Wiesz, którego śmierci pragniesz. 

– Czy ja słyszę znów coś o śmierci? – pyta Ren, pojawiając się za moim ramieniem. – Powiedzcie mi więcej. 

Czarownica nie spuszcza ze mnie wzroku. I nieszczęśliwie mówi dalej. 

– Jeśli poddasz się urokowi demona – zerka na Rena przelotnie – nie będziesz w stanie zabić tego, którego śmierci pragniesz. 

Otwieram szerzej oczy. 

Krew toczy się moimi żyłami coraz szybciej. 

Przełykam ślinę. 

Nigdy bym nie uległa jego urokowi. 

– Proszę, proszę – mamrocze Ren nad moim ramieniem.

– Zamknij się – warczę. 

Jednak Ren mnie wymija. 

– A co powiesz na odchodne mnie? – pyta czarownicy. – Że jestem zajebiście bystry i dobrze urodzony? Że zawsze wygrywam? 

Czarownica wpatruje się w niego w skupieniu. Wskazówki zegara na ścianie tykają głośno. 

W końcu przemawia: 

– Jeszcze nie wiesz, co to znaczy cierpieć. 

Ren – o dziwo – zamyka się. Jego szczęka drga tak, jakby mocno zaciskał zęby. Mam dość. Mam naprawdę dość. Ta czarownica pieprzy coś o urokach, o tym, że odniosę porażkę, a jemu mówi tylko coś takiego? Ma rację. Nie wie jeszcze, co to cierpienie. Będzie wiedział, jak zabiję jego ojca, jak odegram się za wszystko i wymierzę sprawiedliwość. 

– Cóż, dziękujemy za gościnę – odzywam się głośno. – Było naprawdę miło. Bardzo nam pomogłyście. Jeszcze raz dziękujemy, raczej już nigdy się nie zobaczymy – ciągnę nieco nerwowo. – Chyba powinnaś jeszcze sprawdzić swoje wizje – zwracam się do tej, która do nas wcześniej mówiła. – Bo nie wydaje mi się, by były realne. Uwierz mi, osiągnę to, czego pragnę. Choćbym miała przejść po trupach. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Kde žijí příběhy. Začni objevovat