Osiem

685 111 12
                                    


Kocham piątki 🖤

___________________

REN

Nazywam się Ren Ameccan. Evren Lucius Ameccan, i zamiast tracić cierpliwość u boku jakiejś czarownicy, ledwie siegającej wzrostem mojej klatki piersiowej, powinienem zdobywać teraz metaforyczne góry. Powinienem pławić się w majątku ojca, zabawiać się w towarzystwie elity, zbierać pochwały i przyjmować wszystkie zapalniczki, którymi każdy chce podpalić właśnie mojego papierosa. 

A zamiast tego jestem… gdzieś. Już nie w resorcie, bo po wizycie w jednym z ekskluzywnych barów miasta turystycznego nieopodal, droga poprowadziła mnie sama, tym razem do zwykłego hotelu, w którym wynająłem pokój, żeby przespać się w wygodnym łóżku i wziąć pięć gorących pryszniców jednej nocy. 

– Nie będę spała z tobą w jednym pokoju – fuka Tatiana. 

Chyba w życiu nie spotkałem bardziej upierdliwego małego stworzenia, któremu wydaje się, że jest silne i sprytne. 

– To idź spać na zewnątrz. 

Zerka na kieszeń moich eleganckich spodni. 

– Daj mi kluczyki do auta. Tam się prześpię. 

– To moje auto i nie będziesz w nim spała. Nie chcę, by przesiąkło zapachem wrednej małej czarownicy. 

– Już i tak dostatecznie mocno śmierdzi dupkowatym demonem, który wyżej sra, niż dupę ma. – Po swoich słowach przewraca oczami i wyciąga dłoń. – Poproszę kluczyki do auta.

– Słuchaj, dzieciaku. Albo śpisz tutaj, albo na ulicy. Ewentualnie na korytarzu przed drzwiami naszego pokoju. Zawsze możesz też wrócić do June i reszty, do Silver Bay, i po prostu zapomnieć o tym zjebanym pakcie, wycofać się z niego po dobroci – proponuję. 

To jej przewracanie oczami to chyba standardowo odpowiedź na każdy niewygodny temat. 

– Tutaj nawet nie ma kanapy, na której mogłabym spać – oznajmia niezadowolona.

Kopię w przód fotela, który powinien się rozkładać do pozycji półleżącej. Wcześniej nie chciał puścić,  a dopiero po mocnym uderzeniu moim butem, mechanizm się uruchamia i jestem w stanie rozsunąć podnóżek. 

– Proszę bardzo. Ludzie śpią na takich rzeczach w kryzysach życiowych. Ja nie zamierzam rezygnować z łóżka. 

Podchodzę do niego i klepię w poduszkę. 

– Tu nie będzie wygodnie – mamrocze Tatiana.

– Jesteś wytrwałą czarownicą. Skąd nagle problem z głupim miejscem do spania? 

Waha się przez krótką chwilę. 

– Po prostu jestem zmęczona i nie spałam w wygodnym łóżku już długo.

Wtedy zaczynam się jej mocniej przyglądać i rzeczywiście dostrzegam nieznaczne sińce pod oczami, brak naturalnego blasku jej niebieskich oczu i nieco splątane włosy, które właśnie związuje jakąś wstążką przy karku. 

Jej włosy nigdy tak nie wyglądały. 

Wiem to, bo tej jednej rzeczy nie mogę nigdy przestać się przyglądać. Jej włosom. Chociaż ta myśl przyprawia mnie niemal o dreszcze—uwielbiam je. Włosy Tatiany Branham są długie, aż za łopatki, i całkowicie proste, z przedziałkiem na środku głowy i o kolorze najpiękniejszej czystej czerni, jaką można znaleźć na tym świecie. I błyszczą. Cudownie błyszczą zwłaszcza w świetle gwiazd i księżyca, a ja lubię błyszczącą czerń. Jest zupełnie inna od tej normalnej, tej wyniszczającej, która czasami wychodzi na zewnątrz i zamyka cię w klatce z cienia. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Where stories live. Discover now