Osiemnaście

790 116 11
                                    

TW TW!!

_______________

Teraz już biegnę i nie potrafię się zatrzymać. Wypadam przez drzwi frontowe, brawurowo przeskakuję przez poręcz na werandzie i wpadam wprost w trawę. 

Jestem boso. 

Zapomniałam, że jestem boso. 

Czasami chęć ucieczki jest silniejsza, niż jakakolwiek racjonalność. 

Temperatura na zewnątrz jest nieludzka – zbliża się wieczór i potworny ziąb. Mieszkamy na północy, bardzo blisko Kanady, i w zimie mamy czasami przerąbane. Niby nie jest to nic strasznego, ale w tym momencie czuję, jak chłód wbija się w moje ciało niczym małe igiełki. Stopy brną w pokrytą zimną rosą trawę, wiatr owiewa moje ramiona w cienkiej bluzie. Włosy żyją własnym życiem. Chłód smaga policzki aż do bólu i sprawia, że ślady łez są niczym kostki lodu na mojej skórze. 

Ren już za mną nie woła, co niezmiernie mnie cieszy. 

Więc biegnę dalej całkowicie swobodnie. Jest bardzo ciemno jak na tak wczesną godzinę. Czy przegapiłam to, że minął czas? 

O Bogini, pewnie biegnę już godzinami. 

Skręcam w kierunku ogrodu za domem demonów, przeskakuję przez krzaki i pędzę dalej mimo chłodu i bólu stóp. Docieram do dwóch drzew, które tworzą przesmyk i prowadzą kawałek dalej – do schowanego ogrodu o prostych roślinach i ziołach. Kiedyś nie było tam nic, teraz czarownice swoją magią utrzymują rośliny w dobrostanie i korzystają z nich przy jedzeniu. Mała plantacja jest zamknięta pod kopułą z zaklęcia, jakby miała nad sobą zbudowaną szklarnię. Wokół wznoszą się też niewielkie drzewa już w większości bez liści. Za posesją rozciąga się las iglasty. 

Już nie wiem, gdzie właściwie mam biec. Mogłabym wejść pod kopułę, gdzie jest ciepło i przytulnie. Gdziekolwiek, żeby nikt mnie nie znalazł. 

Jednak kiedy chcę przejść przez przesmyk między drzewami, ktoś zastawia mi drogę. 

To Ren. 

Nic nie mówi, ale widzę, że za jego plecami tańczą cienie. Wzrok ma skupiony w tej ciemności właśnie na mnie. Oboje dobrze widzimy w tym stanie. 

– Przepuść mnie – dyszę. 

Kręci głową. 

– Zatrzymaj się, Tatiano. 

Ja też kręcę głową i cofam się o krok. Zerka na moje bose stopy i zaróżowione od zimna policzki. 

– Muszę gdzieś iść. Zniknąć na chwilę. Muszę, a nie chcę znów uciekać w ciemność. Ona jest uzależniająca. 

W jego ciemnych oczach czai się zrozumienie. 

– Wiem. Jesteś roztrzęsiona. – Otwiera jedno ramię, jakby mnie… zapraszał. – Nie uciekaj dalej. Walcz z tym. Jesteś bardzo silna. 

Kręcę głową znów i znów. Pociągam nosem, w którym zbiera się wydzielina. 

Nie słucham go. Nie chcę go słuchać. Inne stworzenia nie mogą mieć nade mną żadnej władzy, nie mogą mnie zatrzymać – a już na pewno nie takie. Nie powinnam nawet przez sekundę myśleć, że mogłabym schować się w jego ramionach. Jemu kolejną sekundę zajęłoby rozszarpanie mi gardła. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Where stories live. Discover now