Trzydzieści sześć

1K 137 103
                                    

Ok, ostatni w naszym maratonie. Teraz chwilka przerwy na ochłonięcie.

Nadążacie?

Jak nastroje?

_________________

Cisza, jaka panuje między nami po ostatnich słowach Maven, jest niczym stukilowy kamień, który zgniata każdego z nas po kolei. Ja myślałam, że połączyłam kropki, że on wciąż żyje i wykiwał nas wszystkich. A tak naprawdę… 

– Tak bardzo się myliłam – szepczę po długiej, bardzo długiej chwili bezruchu.

Maven wciąż trzyma sygnet i zaciska powieki, usiłując odczytać coś więcej. Jest w swoim świecie, odpływa w czeluście rzeczywistości, w przeszłość, może w przyszłość – nie wiem, co dzieje się w jej głowie. Veno wpatruje się w podłogę, a Beth wygląda trochę jakby doznawała olśnienia. 

– To dlatego ona nigdy… – mówi cicho, ale urywa. 

Jej wzrok skupia się na jakimś punkcie na ścianie. 

– Ona? – powtarzam. – O kim mówisz? 

Ramiona Beth nieco się trzęsą. Dotyka swojego policzka i mamrocze “o Bogini, o Bogini”, obejmując się rękoma jakby miała ochotę się schować. 

– O mojej… – Pauzuje. Chyba nie czuje się zbyt dobrze. – O Mirze. 

O Mirze? O najstarszej? 

– A co ona… – Ucinam. Kropki znów zaczynają się łączyć, tym razem nieco inaczej niż wcześniej. 

O. Moja. Bogini. 

– Cholera, cholera, cholera – mamrocze spanikowana Beth. – Wróćcie pamięcią do każdej Srebrnej Nocy. Wróćcie do jej zachowań… zawsze stała z boku. Nigdy nie pomogła, ale za każdym razem, gdy Ameccan atakował, była obok, chroniła się barierą. Separowała się nie tylko przez strach. Musiała to robić. Gdyby przyjęła chociaż niewielki atak, rozproszenie kosztowałoby ją utratę kontroli. 

Veno wpatruje się intensywnie w Beth. Ta opowiada dalej, gestykulując i spojrzeniem wędrując po podłodze. 

– Gdyby ktoś ją zaatakował, iluzja by zniknęła, albo chociaż zostałaby poddana próbie, rozproszeniu. To wszystko teraz ma sens. Zaklęcia. Magia Ameccana. Jego dogadywanie się z pustelnikami, z czarownikami. To nie był przypadek. 

Rozchylam usta i podnoszę się z łóżka, dodając do jej słów swoje trzy grosze:

– Sevan, czarownik z Ramrock Springs powiedział, że nigdy nie dał Ameccanowi żadnych zaklęć, chociaż tak właśnie myśleliśmy. 

– Nie dał mu zaklęć, bo Ameccan ich nie potrzebował – mówi panicznie Beth. – Ameccana nie było już z nami od dawna. Był magicznym obiektem stworzonym przez Mirę. 

– Dlaczego miałaby, kurwa, robić coś takiego?!  – unoszę się. – Jest popierdolona. Popieprzona do reszty. 

– Kurde… nie mogę w to uwierzyć, ale jednocześnie jestem niemal pewna, że to prawda – szepcze Beth. – Niedobrze mi. 

– Dlaczego? – warczy Veno. 

Maven jedynie nas słucha. 

– Ja znam ją lepiej niż ktokolwiek inny – kontynuuje Beth. – Odkąd byłam małą dziewczynką, chciała udowodnić wszystkim, że demony to stworzenia niegodne. Wykorzystywała Straż Srebrnej Nocy, prawda? Ameccan, czysto teoretycznie, był jedynym stworzeniem silniejszym od niej. Wszyscy tak myśleliśmy. Jestem w stanie uwierzyć, że nie tylko chciała być od niego lepsza, ale też postanowiła wszystkim udowodnić, że to on jest potworem. Tylko… tylko to wytłumaczenie wydaje mi się chociaż trochę sensowne. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Where stories live. Discover now