Dwadzieścia dwa

800 121 25
                                    

Nikt nie będzie dzisiaj umierał.

Jestem przerażona i na całym ciele mam gęsią skórkę, ale nikt, do cholery, dzisiaj nie umrze.

Cała chmara żądnych zemsty stworzeń stoi przed nami, a facet, który jadł wcześniej ludzkie serce, nadal ma ślady krwi wokół ust. Każda para oczu skupia się na nas. Nie pamiętam już nawet tego, że przed chwilą pocałowałam Rena, by wybudzić go z transu. Nie pamiętam tego, że to jest mój wróg i zwykle jesteśmy nastawieni przeciwko sobie. Nie pamiętam nic—a raczej nie mam czasu o tym myśleć, bo tym razem nie mamy wyjścia, musimy działać wspólnie. Połączyć siły. Na przekór wszystkiemu.

Nasze głowy obracają się w swoim kierunku i wystarczy dosłownie jedno porozumiewawcze spojrzenie. Nie wiem jakim cudem, ale ta sekunda wystarczy na porozumienie. W moim umyśle kiełkuje pomysł, a ja jestem przekonana, że jest on właściwy i Ren myśli o tym samym.

W następnej chwili nasze oczy stają się czarne, ręce wypychamy synchronicznie przed siebie, a cały pokój pogrąża się w ciemności tak czarnej i gęstej, jakby nie miała dna, jakby ktoś wrzucił wszystko do gigantycznej beczki ze smołą.

Słyszymy ciche sapnięcia.

Jeden ryk. I drugi. Warczenie. Oni błądzą.

A ja i Ren jednoczymy siły i topimy ich w tej ciemności coraz mocniej i mocniej. Wiemy jednak, że na pewno jest tu jakieś stworzenie, które prędzej czy później albo nas w tej ciemności zauważy, albo będzie w stanie w jakikolwiek sposób się z niej wydostać, a my nie możemy ryzykować. Poza tym Ren zużył ogrom swojej mocy, by unieszkodliwić Sevana. Mamy jedną szansę, by się wydostać.

Ja widzę dobrze w tej ciemności, Ren też. On podtrzymuje naszą moc, a ja rzucam się w kierunku okna. Biorę jakiś ciężki przedmiot z szafki i uderzam nim z całej siły o kruchą szybę, rozbijając szkło w drobny mak. Wiem, że to zdradza moje położenie, ale w tym momencie to jedyna szansa ucieczki, bo przez próg drzwi się nie dostaniemy.

Wybijam resztki szyby z okiennicy butem. Chcę krzyczeć Ren!, ale on jest już za moimi plecami, nachyla się do mojego ucha i szepcze, żebym uciekała. Musimy się spieszyć. Liczy się każda sekunda. My skazaliśmy Sevana na wieczne potępienie, więc kreatury, które z nim żyją i mu podlegają, będą chciały go pomścić. Poczują się zobowiązane do tego, by wyrwać nam serca i być może zjeść. Moje na pewno. A jak już raz mówiłam, nie dam nikomu zjeść swojego serca.

Ren bez ostrzeżenia łapie mnie w pasie i unosi do góry, pomagając przedostać się na drugą stronę okna. Ciemność wylewa się przez wybitą szybę, a ja lecę na łeb, na szyję, w ostatniej chwili zapieram się rękami o podłoże, unikając upadku wprost na twarz. Wypadłam przez okno na mokrą ziemię i trawę. Ren zwinnie zeskakuje z okna tuż obok mnie, ląduje ze zdecydowanie większą gracją. Podaje mi rękę, gdy próbuję się podnieść, a ja nie protestuję z prostej przyczyny – nie ma na to czasu.

Ciemność w pomieszczeniu znika gdy zaczynamy uciekać, a część stworzeń rzuca się za nami w pogoń, wyskakując również zza okiennic.

Gonią nas.

Biegniemy ile sił w nogach dookoła budynku. Musimy znaleźć auto. Auto będzie najszybsze.

Ren jest dużo szybszy, więc w pewnym momencie mechanicznie pochyla się przede mną, a ja wskakuję na jego plecy, dzięki czemu możemy przyspieszyć. Jednak by dotrzeć do samochodu, musimy przejść przez frontową stronę posiadłości.

A tam też ktoś na nas czeka.

Zagradzają nam drogę.

Jest tu jakaś czarownica-pustelniczka, której świecą się oczy, a także dwaj zmiennokształtni, którzy, patrząc nam w oczy, zmieniają się w paskudne bestie przypominające ogromne czarne wilki o kościstych ciałach, płonących złotych oczach i kłach długości całej mojej ręki. Kłapią zębami i rzucają się do ataku bez żadnego ostrzeżenia. Pustelniczka też atakuje nas magią.

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon