Trzydzieści dwa

744 130 54
                                    

Jesteście ze mną?

Spóźnialscy - rano wpadł 31!

______________

Płakałam, zasypiając. Wcześniej trzęsłam się dosłownie godzinami, więc moje ciało było tak wyczerpane, że po obudzeniu się mam wrażenie, że spałam dwa tygodnie. Powieki i kończyny są ciężkie, dziwnie flegmatyczne, zapach unoszący się wokół wydaje się inny niż zanim zamknęłam oczy. 

Jest mi wstyd. 

Oprócz upokorzenia związanego z moimi decyzjami w przeszłości czuję się też zdewastowana własną wylewnością. 

Ren musiał zrobić to specjalnie. To właśnie mi się śniło – on ramię w ramię ze swoim ojcem, oni razem śmiejący się z mojego cierpienia. Jakby z premedytacją wyciągnął ze mnie te informacje. Dniami i nocami mnie manipulował, aż w końcu się złamałam. 

To był jego ojciec

Strach paraliżuje mnie w momencie, gdy zaczynam myśleć o najgorszym scenariuszu – Ren o wszystkim wiedział. Pogrywał ze mną, z moją naiwnością, zrobiłam z siebie idiotkę i jestem skończona. Może uciekł i mnie tu zostawił, otoczoną cieniami na wieki, bym nie mogła zaszkodzić jego rodzinie.

Próbuję otworzyć oczy do końca i zorientować się, czy może dalej śnię, bo nie widzę wokół siebie ciepłego pomieszczenia ani właściwie nic znajomego. Nic tutaj nie pachnie, ściany są ciemne, drewniane, a gdy unoszę nogę, bo coś mi nie pasuje, dostrzegam, że mam założone ciepłe getry. Macam własny tułów, a kurtka szeleści pod palcami. 

Jestem ubrana. 

Na stopach mam nawet buty. 

I zdecydowanie nie znajduję się już w chatce. 

O, kurwa. To wszystko sen. Cały pobyt w źródłach tylko mi się przyśnił. 

Gorzej. Cała wyprawa od samego początku mi się przyśniła. 

– Nie panikuj – mamrocze Ren. 

Dopiero teraz go dostrzegam. Stoi przy jednej ze ścian i czyta jakiś plakat albo mapę. 

– Gdzie jesteśmy? Co się stało? – chrypię. 

– Odcięło cię – wyjaśnia zdawkowo. Głos ma zaskakująco zimny. Zdążyłam się już odzwyczaić. – I stwierdziłem, że to idealny moment na podróż. Temperatura nie podnosi się, ale śnieżyca na chwilę ustała. Ubrałem cię i zabrałem ze sobą. 

Rozglądam się dookoła. 

– Gdzie dotarliśmy? 

– Do kurortów. 

Moja krew na moment zamienia się w lód. Natychmiast zrywam się z podłogi i dopadam okna – to musi być to miejsce. Jest ciemno, wszędzie na zewnątrz są śnieg i mróz. 

– W jaki sposób się tu znalazłam? Nie mieliśmy samochodu. 

– Przyniosłem cię. – Nawet na mnie nie patrzy. – Jesteśmy na miejscu. Jesteśmy w końcu tu, gdzie mieliśmy być od początku. I mój ojciec na pewno tu gdzieś jest. 

Odwracam się w kierunku przeciwnej ściany, bo panika nagle rośnie we mnie niczym ogromna lawina. Znów patrzę przez okno – jesteśmy na dolnej części zbocza jakiejś góry, a tuż za oknem rozciąga się rząd dużych budynków. Jest ich pewnie kilkanaście. Całość wygląda jak ogromny resort wypoczynkowy, ale zapomniany, ciemny i opuszczony. 

– Skąd wiesz, że tu jest? – pytam. 

Stoję odwrócona do niego plecami. 

– Czuję to.  Czuję tu ciemność i po prostu… po prostu wiem, że on gdzieś tu jest. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz