Sześć

715 105 8
                                    

TATI

Próbowałam, okej?

Próbowałam, ale nic na niego nie działa. Stoję za drzwiami do pokoju, gdzie Ren ma swój krąg solny i woli najwyraźniej w nim umrzeć, niż mi pomóc, a ja nie wiem, jak to zmienić. Minęły kolejne trzy dni, nic nie jadł, nie pił, i za każdym razem, gdy się pojawiam, nie za bardzo chyba ma siłę użyć choćby odrobiny swojej mocy. Ślina, którą przełykam, jest niczym kolce i rani moje gardło, przypominając o wyrzutach sumienia. 

Mam w sobie cząstkę ludzką. Nie jestem potworem. Jego słowa mnie irytują, bo Ren zawsze doskonale wie, jak podnieść mi ciśnienie. Niestety rzeczywiście jestem w stanie przyznać mu rację – to, co mówi, nie jest tylko domysłem. Ciągną się za mną błędy wcale nie tak odległej przeszłości, ale nie zmienię tego, co zrobiłam wcześniej, więc po prostu chcę zrobić wszystko, by w pewien sposób się wybielić. Tylko w moich oczach, bo najtrudniej jest patrzeć na siebie. 

Patrzeć na siebie w lustrze, gdy wiesz, że popełniłaś błąd i czyni cię to w jakiś sposób gorszą. Błąd, który nie był przypadkiem, nie pojawił się znikąd, tylko stał się świadomym wyborem, który podjęłaś z premedytacją. 

I za każdym razem, gdy stoję przed lustrem i odtwarzam właśnie te słowa, które wypowiedział Ren, nie wiedząc do końca, co dzieje się w mojej głowie, mam do siebie pretensje. 

Pretensje tak silne—a jednak pozbycie się tych pretensji jest nierealne. 

I wiem, że zrobiłam źle, ale wiem też, że jestem silną czarownicą, a to, co z moich błędów pozostało, może być dla mnie przewagą.

Gdy Ren używa swojej mocy i wydaje mu się, że przestraszy mnie całkowitą ciemnością, nie może się bardziej mylić. Gdy próbuje mnie wyzywać i wytykać rzeczy, które robiłam, jego słowa nie zostają ze mną na długo, bo wiem, że sama jestem w stanie urazić się mocniej. 

Ale ponownie… choćbym chciała tylko go nienawidzić, w mojej głowie kiełkuje jedna myśl—a co, jeśli on też potrzebuje swojego katharsis? Moje jest już zaplanowane i wiem, co mam robić. Ren natomiast został rzucony na pożarcie własnemu sumieniu, gdy jego ojciec zdecydował się użyć jednego ze Strażników do zabicia drugiego. 

W głowie powtarzam uparcie: Ren to dupek, Ren to dupek, Ren to dupek. 

A jednak ta część mnie, która rozumie zdradę i rzucenie na pożarcie wilkom, chce znaleźć dla niego usprawiedliwienie. Może po prostu to właśnie my mamy się nie lubić nawzajem, jednak nie to jest teraz tutaj najważniejsze. 

Szukam rozwiązania. Usilnie go szukam, bo czy chcę się dogadać z Renem, czy nie, bez niego nie odnajdę Fedora Ameccana.  W końcu wchodzę do pomieszczenia po raz kolejny, podnosząc brodę wysoko, mierząc się od razu spojrzeniem z Renem.

Ale on spogląda na mnie zaledwie przez marną sekundę, po której wbija wzrok znów w ścianę, jakby wyłączając się z wszystkiego wokół. To bardzo dziwne i chyba nigdy jeszcze nie widziałam go tak oderwanego od rzeczywistości. Czasami jego oczy stają się ciemne, białka zachodzą ciemną mgłą, wzrok staje się pusty, a ciało jakby dryfuje, zamiast istnieć. 

– Cześć – witam się.

Próbuję zwrócić na siebie jego uwagę, ale to nie działa. Mogłabym zachować się standardowo – krzyknąć na niego, rzucić czymś o podłogę albo nazwać go jakimś nieprzyjemnym określeniem, ale mam wrażenie, że to nie jest w stanie przebić się przez ten trans, w którym się znajduje. 

Pokój jest ciemniejszy niż pierwszego dnia. Z każdym kolejnym mgła powstała w wyniku użycia przez Rena mocy poszerza się, gęstnieje, jakby światło powoli przestawało być światłem. Ren siedzi na podłodze nieco pochylony do przodu, z nogami zgiętymi w kolanach, opierając o nie łokcie.  Moja obecność zostaje zignorowana, więc zdobywam się na coś, co przychodzi mi z ogromnym trudem. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Où les histoires vivent. Découvrez maintenant