Trzydzieści pięć

868 136 72
                                    

Mówiłam, że nie polaczyliscie kropek 🚨

__________________

TATI

Śnią mi się rzeczy. 

Ciemne i opuszczone miejsca przeplatane wizjami pięknych różowo-srebrnych źródeł z gorącą wodą, która pieści całe ciało. Krew, krzyki i uderzenia mieszające się z kojącymi słowami tuż przy moim uchu. Nie wiem, jak dokładnie brzmiały, ale mam wrażenie, że nie pamiętam ich z jakiejś głupiej przyczyny.

Co się stało? 

On próbował mnie zniszczyć. Fedor Ameccan. Poległam z kretesem, nie byłam w stanie nawet odpowiednio się do niego zbliżyć, bo Ren rzeczywiście powstrzymał mnie tak, jak zapowiadał. I za to wciąż go nienawidzę. 

I nienawidzę go jeszcze bardziej za to, że przeze mnie go zabił. 

Raz – to ja powinnam dokonać egzekucji. 

Dwa – to wciąż jego ojciec. Choćby miał zjadać własne zęby, nigdy nie przyzna na głos, że męczy go poczucie winy. 

Nie w ten sposób wyobrażałam sobie moją krucjatę. 

I zdecydowanie nie spodziewałam się, że wlasnie w momencie odzyskiwania przytomności po tym wszystkim, co przeszłam, zacznę łączyć kropki, o których nigdy wcześniej nie pomyślałam. 

Ruszam ramionami i dłońmi. 

Świat kręci się tak mocno, że ledwie jestem w stanie skupić wzrok na suficie, ale wiem jedno: w momencie, gdy wraca mi świadomość, jestem gotowa do dalszej walki o swoje. 

Wyrywam się spod rąk Beth do pozycji siedzącej. 

– Hej, hej, spokojnie! – rzuca skołowana. – Tati, w porządku. Jesteś bezpieczna. 

– Wiem, że jestem, skoro stoisz obok – mówię. 

– Obudziłaś się – stwierdza Veno, podchodząc do łóżka, na którym mnie położyli.

– Brawo, Sherlocku. – Łapię się za głowę. Wciąż jestem nieco otumaniona. – Jak się tu znalazłam? 

Rozglądam się wokół. 

Wspomnienia są w mojej głowie, bo wszystko przeżywałam na trzeźwo. Nie pamiętam jedynie ostatnich kilku minut, może sekund, tej końcowej agonii, w której chyba aż straciłam przytomność, z czego niezmiernie się cieszę, bo raczej nie byłabym w stanie się pozbierać. 

Nigdzie nie widzę jednak tego jednego demona, którego chciałabym zobaczyć najbardziej. 

Zabił przeze mnie swojego ojca. 

A przynajmniej… próbował. 

– Gdzie jest Ren? – rzucam w panice. 

Jeśli coś mu się stało i wróciłam sama, przecież nigdy sobie tego nie wybaczę. 

Kącik ust Veno unosi się do góry. A później opada, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. 

– Miło, że troszczysz się o mojego brata. Wszystko z nim w porządku. 

– Gdzie jest? 

Veno i Beth spoglądają po sobie. Demon mi odpowiada. 

– Musiał… coś załatwić. 

– Jest bezpieczny? 

– Tak. Po prostu miał pewne sprawy niecierpiące zwłoki. – Veno odchrząkuje. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum