Dwadzieścia pięć

835 129 41
                                    

Samochód jest zdewastowany z przodu, ale jakimś cudem jeszcze działa. Ren bez trudu uruchamia silnik i dajemy radę odjechać z miejsca, w którym spędziliśmy noc.

Nie mówię o niej głośno. Żadne z nas właściwie nie porusza tematu, który chyba pozostanie naszym sekretem, słodką tajemnicą. Naprawdę muszę przemyśleć swoje postępowanie, skoro jakimś cudem wspominam dotyk jego dłoni i moje ciało chyba ma ochotę na więcej. Wiem jednak skąd to się bierze – on jest demonem, a ja byłam przytomna praktycznie przez cały czas naszego zbliżenia. Albo czegoś na zbliżenia wzór. Po prostu rzuca na mnie jeden z tych swoich demonicznych uroków, kusi mnie swoją urodą, rozsiewa feromony i sprawia, że kręci mi się w głowie jakbym była naiwną ludzką kobietą, która nie ma instynktu samozachowawczego. 

Naprawdę musiałam upaść na głowę. 

Muszę znów pokazać mu, że tak łatwo mnie nie omami. Nie dam się. Może zrobić ze mną wszystko, ale tylko wtedy, gdy weźmie to siłą, jak na obrzydliwego demona przystało.

Gdy pyta mnie o cokolwiek w drodze do kolejnego punktu docelowego, odpowiadam bardzo zdawkowo. Gdy chce mi pomóc wyszukać w schowku przy siedzeniu pasażera plaster, odtrącam jego dłoń. Ren wydaje się sfrustrowany każdą moją reakcją, ale nie komentuje, za co jestem mu wdzięczna. 

Udaje mi się jeszcze podłączyć na chwilę telefon do ładowania w aucie, więc jak tylko włączam urządzenie, widzę dziesiątki wiadomości od June i od Beth. Dzwonię do mojej siostry. 

– Tati, do cholery, miałaś się do mnie odzywać! 

– Może jakieś cześć? – parskam. – Hej, June. 

– Martwię się o ciebie. Cześć tutaj nie wystarczy. Jak się masz? Gdzie jesteś? Ren jest z tobą? Jesteście cali? 

– To bardzo dużo pytań na tak krótki czas wypowiedzi – zauważam z przekąsem. – Wszystko w porządku. Jesteśmy w Ramrock Springs. Ren jest obok mnie. Jesteśmy cali i zdrowi. 

Słyszę jak June oddycha z ulgą. 

– Tak się, kurwa, martwiłam. 

– Też cię kocham. 

– Ale wiedziałam, że żyjesz. Czuję cię przez naszyjnik. 

Dotykam małego kamyka pod swoją szyją. 

Właściwie gdy tak myślę o siostrze i o domu demonów… chyba trochę tęsknię. Chciałabym z kimś porozmawiać. Nie radzę sobie poniekąd z własnymi emocjami i zastanawiam się, czy June byłaby w stanie pomóc. Czy kiedykolwiek mogłabym jej powiedzieć o swojej przeszłości? Ona się o mnie troszczy. Zależy jej. I nawet gdybym chciała sobie wmówić, że nie traktuje mnie dobrze, to nieprawda. Zawsze się starała. Teraz też się stara. To ja całe życie ją odrzucałam. 

I zerkam w bok na Rena, który milczy i wpatruje się w drogę przed nami. Nie jestem pewna, gdzie jedziemy – on chyba też nie do końca, ponieważ w pewnym momencie zawraca i z westchnieniem pełnym frustracji obiera inną drogę, kolejny zakręt, bardziej pod górę.

– Wiesz, na czym stoicie? – pyta June. – Znajdziecie go? 

– Mam taką nadzieję. Znaleźliśmy tego czarownika, o którym mówiła nam Beth. – Chrząkam. – Sprawy nieco wymknęły się spod kontroli… 

– Skrzywdził was? 

– Nie. Nie skrzywdził. Po prostu… długo by opowiadać – zbywam to pytanie. – W każdym razie to bardzo dziwne, June, ale on powiedział, że wcale nie udostępnił Ameccanowi żadnej magii. Nie dał mu zaklęć. A to dziwne, bo przecież te młode demony były rozwinięte poprzez magię. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora