Dziewiętnaście

922 124 23
                                    

Gdzieś tak od 21 zaczynamy prawdziwą jazdę 😵

____________________

Tym razem nie wymknęłam się, nikt mnie nie zatrzymał, każdy wiedział, że odchodzę na jakiś czas. Znali dokładną godzinę, w której wraz z Renem zabraliśmy jeden z samochodów, który do niego należy, i najgorsze w tym wszystkim było pożegnanie.

Musiałam się pożegnać z każdym z osobna. Na wspomnienie tego aż mam ciarki. To przytulanie, całusy w policzek – dobrze, że chociaż Maddox nie spoufala się fizycznie z nikim oprócz Beth. Przybiliśmy sobie tylko żółwika przez jego rękawiczkę.  Z całej tej hołoty zwanej moją nową rodziną lubię go chyba najbardziej.

Oddycham z ulgą, gdy już jedziemy w kierunku obrzeży miasta i lasów. Nie mogę się doczekać, aż znajdę się daleko od domu.

Jest coś przerażającego i przytłaczającego w siedzeniu wśród ludzi, którzy mają dobre serca, wiedząc, że twoje jest skażone i po nocach śnisz o wbiciu sztyletu w serce tego jednego stworzenia, którego nienawidzisz najbardziej.

– Możesz już wyluzować – mamrocze Ren.

Mrużę oczy.

– Proszę?

– Możesz wyluzować.

– Jestem wyluzowana.

– I dlatego zamierzasz rozerwać na strzępy krawędzie fotela?

Zerkam w dół.

Cholera, rzeczywiście zaciskam palce na siedzeniu z całej siły, a w dodatku z opuszków palców wydobywają się maleńkie srebrne wiązki, jakbym nieświadomie przywoływała reakcję obronną. To chyba te wszystkie kontakty fizyczne i tłumaczenia. Zdecydowanie za dużo.

– To nic takiego – mówię, nie mogąc powstrzymać się od ostatniego zdania.

Ren pociera skórę pod swoim okiem. Nie wznieca kłótni. Wzdycha, zerkając w lusterko. Milczy, choć to do niego niepodobne.

– Gdzie jedziemy? – pytam stanowczym głosem, mającym pokazać mu, że nie trzyma już więcej wodzy tylko w swoich rękach. – Kierujemy się w tę samą stronę, co w poprzedniej podróży. Wracamy pod Górę?

Ren kręci głową.

– Tak – odpowiada mrukliwie. – Zrobimy sobie tam przystanek, bo już znam okolicę i wiem, czego się spodziewać. Docelowo zmierzamy dalej, będziemy kierować się na północ od Góry aż do Ramrock Springs.

– Brzmi jak jakaś super turystyczna miejscowość, w której będę mogła sobie kupić nowe kapcie.

Ren się śmieje.

O rany, przysięgam, że on się śmieje. Ale wcale nie z wyższością jak zwykle, tylko tak, jakby rozbawiło go to, co powiedziałam.

– Kapci tam raczej nie znajdziesz. Niewiele tam żywych dusz, ale w obrębie miasteczka znajdują się gorące źródła. Z tym, że sama miejscowość jest opuszczona i zapomniana, więc naprawdę niewielu ludzi się tam zapędza. Wolą coś bardziej sprawdzonego. Wiesz, jak jest. Opuszczone lasy zawsze skrywają niebezpieczeństwo.

Przewracam oczami.

– I oczywiście jedziemy właśnie tam, gdzie jest niebezpiecznie.

– W porządku. Upewnię się, że nic ci się nie stanie.

Prędkość, z jaką moja głowa obraca się w kierunku Rena, jest zatrważająca.

– Co?

Drga, jakby też zdał sobie sprawę ze swoich słów.

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang