Czternaście

751 131 29
                                    

TW ❗

____________________

REN 

To nie jest to, co miałem na myśli.

To nie jest to, co wyobrażałem sobie, gdy snułem w głowie plany. Gdy zobaczyłem wizję pustelniczki, sugerującą, że musimy wybrać się do tamtego klubu i po prostu dać się znaleźć. Wizja nie była jasna – nie widziałem w niej żadnych konkretnych ludzi, ale czułem, że będzie to związane z ojcem. Może miałem cichą nadzieję, że to będzie on. 

A teraz sam już nie wiem, w co tak naprawdę nas wpakowałem, bo gdy w końcu nas znajdują, tracę przytomność zaraz po Tatianie i nie wiem, jak transportują nas do innego miejsca. 

Gdy otwieram oczy, czuję lekkie pulsowanie w głowie. Musieli użyć jakichś magicznych i bardzo silnych substancji, skoro obezwładniły nawet mnie. Zakładam, że byłem nieobecny kilkanaście, może kilkadziesiąt minut. Tatiana wybudzi się później, bo jest znacznie słabsza. 

Ręce mam związane czarnymi łańcuchami i przypięte gdzieś nad głową do metalowych rur wystających ze skały. Łańcuchy muszą być specjalnie zaklęte dla stworzeń jak ja, bo czuję, że jestem w nich słaby. 

Co gorsza – Tatiana również zakuta jest w te same łańcuchy. Ja przynajmniej stoję na własnych nogach. Ona wisi tak nisko, że jej kolana opierają się na skalistej podłodze. Jedno osłonięte jest materiałem nieco zniszczonej czarnej wieczorowej sukienki, drugie całkowicie nagie i już widzę na nim krew. Sporo krwi. 

W moich żyłach pojawiają się bąbelki. Już widziałem ją w takim stanie – związaną i na kolanach. Przeze mnie. Ale to było inne. Znajdowała się w ciepłym pomieszczeniu, była przytomna i nie miała jebanej rany pod okiem, na kolanach i na obojczyku. 

Szarpię łańcuchami z całej siły. Nic to nie daje. 

– Wypuśćcie nas! – wrzeszczę furiatycznie. 

Mój głos odbija się echem od ścian. 

– Halo! – ponawiam wołania. 

Nikt mi nie odpowiada. 

Warczę pod nosem. 

Nie wiem, gdzie jestem, mam ograniczoną moc, a Tatiana jest całkowicie nieprzytomna. Świetnie. Zajebisty plan, Ren, gratulacje. Wolałbym już, żeby mordowała mnie wzrokiem i kłapała jadaczką jak zwykle. 

– Przestań się wyrywać – mówi nagle ktoś z boku. Stoi w pomieszczeniu obok. Nie widzę go. – Przecież wiesz, że to nic nie da. 

Głos ma dość lekki, gdy dobrze się przysłucham. W końcu słyszę również jego kroki i sylwetka w czarnych ubraniach pojawia się w skalistym pomieszczeniu. Tu jest cholernie zimno – widzę to po obłoczkach pary, które wydobywają się z ust. 

– Dajcie czarownicy coś do okrycia – żądam. – Koc, kurtkę, cokolwiek. Wyziębi się. 

Młody koleś tylko się śmieje. 

– Nie dostanie od nas nic.  – Podchodzi do niej i pluje tuż przed jej ciałem. – Jebane Wiccanki. Niech zdycha.

Nie wiem, które słowa wkurwiają mnie najbardziej, ale przysięgam, że gdybym mógł, wyrwałbym mu język, a potem nafaszerował go jego własnymi odchodami. 

– Kim jesteś? – pytam zimno. 

Chłopak przenosi na mnie uwagę. Dostrzegam na jego twarzy, że wygląda mało poważnie. Jakby był młodszy ode mnie. Jest też trochę niższy i mniejszy, w jego oczach błyszczy szkarłat.

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Where stories live. Discover now