Rozdział 3

10.4K 979 248
                                    

Huncwoci jeszcze przez długi czas czekali na Syriusza. Pokój Wspólny opustoszał już całkiem, a nikt się nie dziwił, że chłopcy zostali. Czwórka maruderów obdarzona była niezwykłą energią, która pozwalała im nie spać całą noc i nie czuć zmęczenia nazajutrz. James co chwila uśmiechał się do siebie i mruczał coś, z czego wyróżnić można było słowa "gdybym" i "Evans", Lupin zaś próbował wytłumaczyć Peterowi pracę domową z numerologi, gdy z portretu Grubej Damy wyszedł Syriusz z rękoma w kieszeniach.

- Hejka - rzucił, gdy James zrobił mu miejsce na kanapie, szczerząc zęby.

- Co to za laska?

- Katie albo Katherine, nie pamiętam. Nie jaraj się tak, powiedziała, że jakaś inna chce się ze mną zobaczyć, to poszedłem, nie miałem nic do stracenia. Okazało się, że jednak zmarnowałem sporo czasu, bo ta druga chciała pokazać mi niesamowite miejsce w Hogwarcie. Po drodze zanudzała mnie na śmierć swoją desperacką próbą znalezienia kogoś do końca roku szkolnego.

- A co to było za miejsce? - zapytał Peter z lekkim powątpieniem.

- Na pewno nic nowego, obstukaliśmy cały zamek - prychnął Remus.

- No, Łapciu, co to było?

Zaśmiał się.

- Sowiarnia.

Trzech chłopaków dołączyło do niego i śmialiby się pięć minut, gdyby nie otworzone z hukiem drzwi dormitorium dziewczyn.

- Czy wy zawsze musicie się tak głośno brechtać? - zapytała zaspana, ale wściekła Lily.

- Czy ty zawsze musisz się tak głośno drzeć, gdy się brechtamy? - odpowiedział pytaniem na pytanie Syriusz.

Zmróżyła oczy.

- Nie wkurzaj się, Evans, proszę. Będziemy ciszej, obiecuję - przyrzekł James z powagą.

Wszyscy, nawet Lily, spojrzeli na niego z niedowierzaniem, ale chwilę potem wykrzyknął:

- Nie no, co wy, żartowałem!

Co spotkało się z kolejnymi śmiechami i klepaniem go po plecach. W pewnej chwili zauważył, że zielone oczy, którymi przewracała dziewczyna, są pełne łez. Od razu się zreflektował.

- Lily, ja...

Ale trzasnęła już drzwiami, wychodząc z Pokoju Wspólnego.

- Evans, proszę, wracaj!

Puścił się biegiem.
Znalazł się na korytarzu i dostrzegł błysk rudych włosów skręcających na schodach.
Przeskakiwał po trzy stopnie, wołając ciągle i przepraszając. Lily kierowała się ku górze, prawdopodobnie szła do Pokoju Życzeń. Nawet bez Mapy Huncwotów James potrafił odnaleźć kilka skrótów i znalazł się koło drzwi tuż przed nią.

- Jak ty... Nieważne. Odwal się, Potter.

- Przepraszam. Nie miałem pojęcia, że to cię urazi. Przepraszam.

Machnęła ręką.

- Myślisz, że chodzi o pojedynczą sytuację tak? Więc się mylisz, i to bardzo. Już pierwszego dnia szkoły wkurzyłeś mnie kilkadziesiąt razy, nie mówiąc o ostatnich sześciu latach.

- Myślałem, że dzisiaj tylko dwa albo trzy, nie...

Przerwała mu.

- Merlinie, ilu ty rzeczy nie dostrzegasz! Każde twoje durne pytanie o randkę doprowadza mnie do furii, bo nie wiem, czy pytasz serio, czy tylko sobie ze mnie kpisz przy wszystkich!

Podniósł delikatnie jej głowę. Po piegowatych policzkach płynęły łzy.

- Zawsze pytałem serio, Lily. Zawsze.

Lunatyk, Glizdogon, Łapa i RogaczDove le storie prendono vita. Scoprilo ora