Rozdział 9

8K 814 42
                                    

James ziewnął i znów rozczochrał sobie włosy. Była północ, a on od piętnastu minut czekał na Filcha i Evans, żeby odrobić swój szlaban. Bardzo dziwna sytuacja, bo huncwoci nie śpieszą się zbytnio i zwykle są spóźnieni. Rozejrzał się, usłyszawszy kroki od strony schodów.

- Hej. Ślicznie wyglądasz - skomentował strój Lily, która zrezygnowała ze szkolnego mundurka i ubrała butelkowozieloną, mugolską bluzę i czarne spodnie.

- Nie tylko wygląd się liczy, a ty jesteś tego najlepszym przykładem.

- Wiesz, niestety nie mogłem powiedzieć "Jesteś bardzo miła" na powitanie.

- Bo?

- Po pierwsze: źle brzmi, po drugie: często nie jest prawdą.

- Miałam nadzieję, że się spóźnię lub ubłagam Filcha o osobne szlabany... - westchnęła bardziej do siebie niż do Jamesa.

Następne pięć minut spędzili w ciszy. Chłopak co chwila zerkał nerwowo na Lily. Ta miała wrażenie, że w jej uszach siedzą dwa odłamy jej osobowości: pierwszy dobroduszny i wrażliwy, szepcząc "Daj mu szansę...", drugi łatwo się wściekający, sarkastyczny, wrzeszcząc "Nawet na niego nie patrz, zwykły debil".
Jak zawsze usłuchała drugiego. Zawzięcie wpatrywała się w kamienną ścianę.
Ku uldze obydwojga nadszedł Filch, spóźniony dobre pół godziny.

- Tacy nagle zaspani, co? - zaskrzeczał z satysfakcją w głosie - a hasać w nocy po korytarzach mogliście, małe potwory!

James mimowolnie uśmiechnął się. Był wyższy od woźnego o kilkanaście centymetrów, Lily o kilka.

- A chodźdcie, chodźcie, pokażę wam, jak to jest - kontynuował upajając się minimalną dawką władzy otrzymaną podczas wymierzania szlabanu. Nie wiedzieli jak co ma być, ale posłusznie podążali za starcem. Zaprowadził ich do sali trofeów, co oznaczało czyszczenie nagród. James robił to już dwa razy z Syriuszem, bo Filch uwielbia dawać kary polegające na sprzątaniu, aby udowodnić wszystkim, jaką on to ma ciężką robotę.
- Za, powiedzmy, trzy godziny tu wrócę, nie martwcie się, gnomy, zkontroluję waszą pracę. Tak, tak, odechce się łażenia w nocy po szkole, będą cały weekend odsypiali, bardzo dobrze, niech mi tylko spróbują niedoczyścić jakiegoś pucharu, oj, kiepsko wtedy z nimi, do rana będą jeszcze podłogi zmywać, zero magii, nie, nie... - odszedł, majacząc jak skrzat domowy Syriusza. Niezwykłe, jak te dwa stworzenia były do siebie podobne - z charakteru, sposobu mówienia, chodzenia, a nawet wyglądu.

Woźny zatrzasnął drzwi, zostawiając Lily i Jamesa samych.
Rogacz zaśmiał się cicho.

- Co? - niedoświadczona w szlabanach u Filcha dziewczyna zdawała się być zdezorientowana.

- Zapomniał, że puchary są za gablotą, więc kurz ani brud na nich nie osiadają. Stary Pryk nie dość, że przygłuchy to jeszcze ślepy, głupi, to ma problemy z pamięcią.

I Lily się uśmiechnęła z rozbawieniem, gdy usłyszała przydomek woźnego.

- Stary Pryk?

- Czasem ja i Łapcia tak go nazywamy. Wiesz, zawsze to z nim albo ze wszystkimi huncwotami mam szlaban, przyzwyczaiłem się. Jesteś nowością, kotku.

Mimo, że nagrody rzeczywiście liśniały, James wyjął jedną z nich, usiadł w jednym z foteli i z namaszczeniem zaczął polerować pomalowany na złoto metal.

Lily niemal niezauważalnie pochyliła się, by przeczytać podpis. Wszystko stało się zrozumiałe.

- Naprawdę, jesteś coraz bardziej próżny, "Jamesie Charlusie Potterze, szukający Gryffindoru od roku 1973"

- Bo się zarumienię. Co jest złego w czyszczeniu własnej nagrody?

- Gdzieś tu jest moja nagroda za eliksiry, ale nie będę jej teraz szukać tylko po to, żeby ją wypolerować. Przecież mówiłeś, że się nie brudzą.

Pokręcił głową.

- Już kilka razy podczas szlabanu myślałem nad tym, żeby potraktować ją zaklęciem dublującym i jej kopię powiesić sobie w pokoju. Jako prefekt pewnie na to nie pozwolisz?

- Oczywiście, że nie!

- Czyli będę musiał coś jeszcze przeskrobać. Trudno.

Mniej więcej tak minęła pierwsza, druga, wreszcie upragniona dla Lily trzecia godzina.
Filch, w starym, niebieskim szlafroku stwierdził, że "nie jest idealnie, ale ich puści, mam nadzieję, że się narobiliście, o, tu jest plamka, widzicie, niedokładnie, im gorzej się coś robi tym bardziej się namęczy przy robocie, tylko mi teraz prosto do dormitoriów, zero błąkania się po zamku, Pani Norris patroluje korytarze, nicponie"
Na piętrze, w którym znajdowały się drzwi do wieży Gryffindoru, James wyjął ręce z kieszeni i założył kosmyk rudych włosów za ucho Lily. Zadrżała.

- Przestań.

Przestał.
Szli w ciszy. Podała Grubej Damie, niezadowolonej z pobudki, hasło. Przepuścił dziewczynę przodem.

- To do zobaczenia, Evans. Fajnie było, co?

- Tylko dla tego, że spodziewałam się roboty. Twoje towarzystwo niestety trochę popsuło zabawę.

- Hej, zauważyłem, że ostatnio nie obrzucasz mnie wyzwiskami przy każdej okazji. To znak?

Lily skarciła się w myślach. Kurczę.

Lunatyk, Glizdogon, Łapa i RogaczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz