Rozdział 44

5.7K 666 42
                                    

Weszli do Pokoju Wspólnego, trzymając się za ręce i ochlapując bordowy dywan wodą i błotem.

- O, Merlinie, coś ty jej zrobił, James?! - wykrzyknął Syriusz, gdy podniósł wzrok znad kart do gry w Eksplodującego Durnia.

- N-nic.

- Spadliśmy z miotły. Do jeziora - wytłumaczyła, uśmiechając się słodko.

- Jak romantycznie - zaśmiał się Remus.

- Prawda? - poirytowana Lily spojrzała na Jamesa.

- To nie moja wina! - oburzył się chłopak.

- Taa, to ja wzięłam swoją miotłę i cię na nią zaciągnęłam. Ale było fajnie. Dzięki - pocałowała go w policzek. Postarał się przecież! - Idę wziąć prysznic.

Mówiąc to, weszła na schody i zniknęła w drzwiach dormitorium.

- Tak słodko razem wyglądacie - westchnął Syriusz.

- I w takich samych bluzach! - Remus zatrzepotał rzęsami.

- O, tak, te bluzy są świetne! - zgodził się Peter.

James usiadł na kanapie, nie martwiąc się, że ją ubrudził i zamoczył.

- Chyba nie mam farta do randek. Za pierwszym razem wziąłem ją do wioski pełnej śmierciożerców, potem prawie nie poskręcaliśmy karków spadając z miotły...

- Co do wioski pełnej śmierciożerców, ostatnio w ogóle nie chodzimy do Hogsmeade - Remus zmarszczył brwi.

- Jestem na odwyku od kremowego piwa - Syriusz zrobił minę pełną dezaprobaty - oczywiście mógłbym po nie pójść, ale ktoś dał się złapać z mapą Filchowi...

- Łapo, gadaliśmy już o tym - uciął Lupin - Każdemu mogło się zdażyć. Koniec tematu.

Syriusz mruknął coś o 'tylu straconych latach', ale nie kłócił się dalej.

- Wydaje mi się, że ataki są tam po prostu za często. Aż dziwne, że nic o tym w szkole nie słyszymy.

- Ministerstwo już się o to postarało, nie martw się, Glizdku - powiedział Remus.

- James, grasz? - zapytał Syriusz, tasując karty do Eksplodującego Durnia.

- Jasne. Jeśli chcecie przegrać...

• • •

Portret Grubej Damy odchylił się i w wejściu do Pokoju Wspólnego stanęła Minerva McGonnagall podpierająca się pod boki. Spojrzeli na nią zdziwieni. Profesorowie bardzo żadko odwiedzali salony uczniów.

- Chłopcy... Widzieliście gdzieś pannę Evans?

James zmarszczył brwi.

- Jest w łazience, pani profesor. A co...

- Jak wróci, poproś ją do mnie, dobrze?

Kiwnął głową z roztargnieniem.

Profesor McGonnagall spojrzała na nich i westchnęła, jakby smutno, po czym wyszła.

James od razu wstał.

- Ej, gdzie pędzisz? - zawołał za nim Syriusz, ale przyjaciel już był na schodach - Wszyscy wiemy, że szukasz pretekstu, żeby zobaczyć ją w kąpieli!

- Liluś, McGonnagall cię szuka!

James uchylił drzwi sypialni. W odróżnieniu od Huncwotów Lily i jej współlokatorki potrafiły zachować porządek. Wszystkie łóżka były pościelone, na szafkach nocnych nie walały się sterty słodyczy, a na podłodze nie było pogniecionych ubrań. Na krześle przy oknie siedziała Lily, bledsza niż zwykle, z ustami ściśniętymi w wąską kreskę. W drzącej dłoni trzymała kawałek pergaminu.

- Lily? - podszedł do niej. Spojrzała na niego oczami pełnymi łez. - Lil, co się stało?

- Dostałam list. Mój tata nie żyje - powidziała łamiącym się głosem.

James podniósł ją z krzesła i mocno przytulił. Wciągnęła znajomy zapach i załkała cicho w jego ramię.

- Voldemort? - zapytał cicho.

- Nie. Na szczęście nie. Zawał serca.

Odetchnął z ulgą. Jeszcze tego by brakowało, żeby śmierciożercy zaczęli atakować ich rodziny.

Nic nie mówił: dał się jej wypłakać. Słowa czasem tylko pogarszają sprawę.

Lunatyk, Glizdogon, Łapa i RogaczWhere stories live. Discover now