Rozdział 10

8.1K 737 56
                                    

Lato odeszło na dobre i zawitała jesień. Huncwoci już od kilku lat rozpoznają to na kilka sposobów. Liście opadłe z drzew, chłodny wiatr i co najmniej dziesięć randek Syriusza od początku roku. Oczywiście każda z inną dziewczyną.
Jesień to też pierwszy wypad do Hogsmeade. Ogłoszenie pojawiło się rano, 27 września w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.
- Hej, Evans!
- Nie.
- Ale nawet nie wiesz, co chciałem... No, dobra, to było dość przewidywalne.
- Może powinieneś wymyślić inną gadkę? Na przykład zamiast "Umówisz się ze mną, Evans?" pytałbyś "Pójdziemy na randkę, Liluś?" czy coś takiego - podsunął Syriusz
- Nie... - James spróbował wyobrazić sobie siebie zapraszającego Evans na randkę innymi słowami - Sama idea brzmi dziwnie.
Tak więc niedzielne popołudnie spędził z Peterem. To znaczy, nie poszli na randkę, ale z paczki huncwotów zostali we dwójkę bez dziewczyn. Remus poszedł na kremowe piwo z jakąś Krukonką, a Syriusz jak zwykle znalazł dziewczynę, o której nawet on sam wiedział tylko jedno: jest taka sama jak wszystkie.
Jeszcze w czwartej klasie obydwaj, i Rogacz, i Łapa, niedoświadczone dzieciaki, bawili się w to samo: umawianie się z dziewczynami hurtowo, liczyła się ilość, nie jakość. Potem James zorientował się, że żadna mu nie odmawia, oprócz piegowatej, rudowłosej osóbki czytającej książkę pod drzewem.
I ona za każdym razem mówiła 'nie'. Nie, nie, nie, nie. Nie.
Z czasem, gdy odrobinę wydoroślał, dostrzegł ładne rysy twarzy i piękne, intensywnie zielone oczy. Uchwycił kilka drobiazgów, za które się kocha.

Jako, że pozostali z Peterem żałośnie samotni, postanowili nie iść do Hogsmeade i knuć coś w dormitorium. Gadali o quiddichu, nowych psikusach, dziewczynach Łapy (Glizdogon upierał się, że w tym roku było ich już siedemnaście, a Rogacz obstawiał piętnaście). James z zaskoczeniem stwierdził, że przyjaciel jest bardzo niedoceniany; sam był odrobinę zawstydzony, że wcześniej nie rozmawiał z nim we dwójkę tak długo, jak teraz. Miał nadzieję, że w najbliższej przyszłości uda mu się zrobić coś, dzięki czemu Glizdek poczuje, że nie jest piątym kołem u wozu. Zaczął się zagłębiać w sens tego powiedzenia, i nabrało ono w jego oczach innego znaczenia: Huncwot nie może być piątym kołem u wozu, bo jest ich czworo.
Nieromantyczne, pozbawione rymów, bez ładu i składu, ale logiczne.
Nawet nie zauważył, że odpłynął.
- Rogasiu! Rogacz! James, słyszysz?
- Co? Oh, sory, zamyśliłem się.
- Mówiłem właśnie, że Łapa i Lunio wracają z Hogsmeade.
Jak na zawołanie portret odchylił się, a z tunelu wyłoniły się dwie przemoczone postacie. Syriusz szczerzył zęby, Remus wydawał się lekko przygaszony.
- Padał deszcz! Zdjąłem płaszcz, żeby mi się nie zniszczył, no i Emma uznała to za niezwykle romantyczne.
Z a b r a ł a m i p ł a s z c z,
przykryła sobie głowę robiąc dziwny kaptur. Powiedziałem, żeby mi go oddała... - Black paplał jak najęty. No tak, dopiero teraz zobaczyli, że nie ma na sobie kurtki, a jego przylepiona do ciała koszula robi niemałą sensację pośród siedzących w kącie dziewczyn.
- Co taki smutny, Luniaczku?
- Eee tam
- Randka się nie udała?
- Coś ty, super było. Tylko nadal nie jestem pewny, jak dziewczyna zareaguje na moją... chorobę.
- Jak kocha, to zignoruje. Na przykład Evans ignoruje Rogasia, więc to wielka miłość - bełkotał Syriusz, obejmując Jamesa ramieniem. Ten wyczuł w oddechu przyjaciela ognistą whisky zmieszaną z innym, mocnym alkoholem.
- Ktoś tu w poniedziałek będzie miał kaca! - ucieszył się Peter.
- Mam pomysł - mruknął tajemniczo Remus.
Zawlekli pijanego do łóżka i grzecznie przykryli kołdrą. Któryś z nich wyjął marker i dorysował Blackowi wąsy, a na czole zapisał: 'Jestem w ciąży'.

Następnego dnia chłopak obudził się z ogromnym bólem głowy. Wszedł do łazienki, by obmyć twarz wodą. Spojrzał w lustro i zobaczył... TO.
- Ha ha, bardzo śmieszne, ale zmyjcie mi to, bo nie chcę iść tak na randkę.
Huncwoci, dusząc się ze śmiechu, odmówili pomocy.
- No dobra. Idziecie ze mną na lekcje, jak McGonagall coś powie, to wy obrywacie - wyszczerzył zęby. Black nie był osobą, która się przejmuje czymś takim.
- Chyba, że... - Na twarzy Jamesa zagościł chytry uśmieszek.
Po chwili wzięli mazaki i pobiegli przed lustro.

Lunatyk, Glizdogon, Łapa i RogaczWhere stories live. Discover now