Rozdział 27

6.4K 690 21
                                    

- Ćśśśś... - szepnął James, uciszając Lily. Około dwudziestej, na początku kolacji wigilijnej zaczęła się na nich drzeć, że wychodzą ze Skrzydła.
- Pani Pomfrey zabroniła nam iść do Wielkiej Sali. Zabroniła nam gdziekolwiek iść!
- Myślisz, że huncwoci się czymś takim przejmują? - zapytał retorycznie Syriusz.
- Lily, tylko po coś pójdziemy do dormitorium i zaraz po ciebie wrócimy - zapewnił Remus.
- Ale... - i wyszli.

- Merlinie, Evans jest okropną histeryczką - narzekał Syriusz w drodze do pokoju.
- Nie jest - uciął ostro James.
- Daj spokój, Rogasiu, czasem po prostu nie da się z nią wytrzymać.
Zatrzymał się.
- Chyba nie zrozumiałeś, Black. Nie obrażaj Lily Evans.
- Widzę, że nie można nic już powiedzieć, żeby obrazić przeidealnej Lilusi - głos Syriusza ociekał jadem.
Przeszywali się przez chwilę wzrokiem, póki Remus nie ostrzegł ich przed zbliżającą się panią Norris. Szli w pewnym odstępie, tryskając promieniami wściekłości. Zabrali z sypialni Mapę Huncwotów i Pelerynę - Niewidkę i wrócili w tak samo napiętej atmosferze.
Lily otworzyła szeroko swoje duże oczy gdy zobaczyła Jamesa Pottera i Syriusza Blacka, odwiecznych przyjaciół, prawie braci, warczących na siebie.
- Co do... - zaczęła, ale James jej przerwał. Irytujący huncwocki zwyczaj.
- Idziemy teraz obserwować skutki naszego planu. Idziesz z nami?
- Um...
- Coś ty! - prychnął Syriusz - Pani Prefekt w życiu nie złamie żadnego punktu regulaminu.
Przez chwilę Lily myślała, że James rzuci się na przyjaciela, ale zacisnął pięści.
- Idę z wami, jeśli mogę - szybko postanowiła.

Okazało się, że było warto. Chłopcy podmienili zwykły opłatek zapożyczony od mugoli na, jak to określili, 'specjalny' o smaku kabaczka, a farsz do indyka okazał się niczym innym, jak czekoladą z dodatkiem ryby. Wszystko to obserwowała spod Peleryny - Niewidki Jamesa. Skąd on wytrzasnął takie cacko?! Gdy zrobiło się nudniej czmychnęli do Skrzydła Szpitalnego, więc pani Pomfrey nic nie podejrzewała. Położyli się grzecznie spać, ale Lily nadal męczyła pewna kwestia. Co takiego zaszło między najlepszymi przyjaciółmi? Usiadła, wsunęła stopy w kapcie i podeszła do trzeciego łóżka na prawo.
- Remus? - szepnęła.
- Co się dzieje? - chłopak mówił normalnym tonem, bo wiedział, że gdy chłopcy śpią nawet rodzący wieloryb nie jest w stanie ich obudzić.
- Nic. Po prostu... O co pokłócili się Syriusz i James?
- Oh, usiądź. Zanosi się na dłuższą rozmowę. Więc... Zauważyłaś, że Rogacz jest tobą, um, zainteresowany.
- Taa, nie umknęło to mojej uwadze.
- Chociaż według nas to nie jest to samo co dwa, trzy lata temu. On cię kocha, Lily. Jak nie wiem co. Bardzo się wkurza, jak ktoś nazywa cię sama-wiesz-jak albo mówi źle na twój temat. A dzisiaj Łapa powiedział, że... jesteś... jesteś... Okej, nie będę tego łagodzić, nazwał cię okropną histeryczką. Rogasiowi puściły nerwy, a wiesz, jaki Łapa jest dumny. Nie chciał tego odszczekać. Hah, czaisz, odszczekać. Jeszcze trochę się pogrążył. Obydwoje przesadzili i teraz takie są skutki. Nie martw się, drobne spięcie, jutro im przejdzie. Nie mogą bez siebie żyć - przez chwilę Remus zastanawiał się, czy nie wypaplał za dużo mówiąc, że to z powodu Lily się pokłócili. Obawy ustąpiły, gdy dziewczyna palnęła się z otwartej ręki w twarz.
- Obydwoje są palantami!
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Hehe, wpadłam w wir pisania :D
olifgaxx

Lunatyk, Glizdogon, Łapa i RogaczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz