Rozdział 24

6.8K 717 32
                                    

- Nudzi mi się - narzekał Peter pewnego zimowego, sobotniego ranka.
James skoczył na łóżko.
- Zróbmy jakiś kawał!
Syriusz go zepchnął.
- A potem imprezę! - Black był jednym z największych imprezowiczów jakich znał Hogwart, toteż jego huncwockim obowiązkiem było organizowanie i przychodzenie na wszystkie przyjęcia, urodziny, przyjęcia urodzinowe i urodziny przyjęć.
- Merlinie, tak! Zaprosimy pannę Evans! - wykrzyknął James, szybko porzucając ideę dowcipu.
- Łapciu, notuj - nakazał Remus - Oczywiście mnóstwo kremowego piwka; trochę ognistej, no dobra, dużo ognistej...
- Kociołkowe pieguski! - podsunął James.
- Sok dyniowy... - zaproponował Syriusz.
- Czekoladowe żaby, Fasolki Wszystkich Smaków... - Peter wyliczał na palcach wszystkie ulubione słodycze, nie dbając o to, czy ktoś go słucha.
- Stół - przerwał nagle Remus.
- Co: stół?
- Stół. Na te wszystkie przekąski - wytłumaczył spokojnie, powodując wybuchy śmiechu.
- Wiem! Połączymy imprezę z żartem! - Syriusz zaczął szybko coś pisać w swoim notatniku pełniącym funkcję Wielkiego Zeszytu Huncwotów - Weźmiemy stół Ślizgonów z Wielkiej Sali i potem nie oddamy!
- Okej - powiedział James, gdy już uspokoił swój napad śmiechu - nie wszystko weźmiemy z kuchni. Trzeba się zakraść do Hogsmeade. Luniu, kopsnij kilka galeonów!
- Nie masz swoich? - Remus uniósł brew.
- No... nie. Zobacz, nie mam ani knuta! - wywrócił kieszenie na drugą stronę i ich oczom ukazała się pokaźna kolekcja papierków po cukierkach, chusteczek i przede wszystkim monet.
- O, bardzo ciekawy okaz, pozwól, że wezmę go do mojego laboratorium - Syriusz chwycił jednego z galeonów, wybiegł z sypialni, zanim ktokolwiek zdążył go zatrzymać i wrócił dziesięć minut później, sącząc kremowe piwo ze szklanej butelki.
- Ej, nie masz swojej kasy?
- Zobacz, nie mam ani knuta - przedrzeźnił go i również wywrócił swoje kieszenie. Znajdowało się w nich to samo, plus kawałki pergaminu z adresami różnych dziewczyn.
- O, miałem do niej napisać... Do niej też... A ta już skończyła szkołę...
• • •
- Hej, Evans! Ty tutaj?! - James zaczął przekrzykiwać tłum, widząc znajomy błysk ciemnorudych włosów. Gdy wreszcie dogonił Lily, zaszczyciła go spojrzeniem.
- O, Potter.
- Możesz mówić do mnie James? - poprosił, a dziewczyna zaczęła się śmiać głośniej niż Syriusz, gdy matka kazała mu wrócić na Grimmauld Place.
- Mam nie mówić do ciebie po nazwisku? Przez sześć lat nazywałeś mnie ciągle 'Evans', wtrącając co jakiś czas 'Liluś'.
- To... może ja znaczne mówić do ciebie po imieniu? I ty też?
Nie dowierzała własnym uszom. James Potter, ten James Potter, pragnie zrezygnować z niewątpliwej przyjemności mówienia do niej po nazwisku?
- Łał, okej. Dobrze.
- Skąd ten wyraz zdziwienia na cudnej twarzyczce, Ev... Lily? Lily. Lily - bawił się jej imieniem, wymawiając je na różne sposoby. Dopiero teraz odkrył, jaka oryginalna wersja jest ładna.
- Jeden raz wystarczy - uśmiechnęła się - Nigdy nie sądziłam, że dorośniesz.
- O, nie, jeszcze nie dorosłem. I prawdopodobnie nigdy tego nie zrobię. Umówisz się ze mną, Liluś?
- Nie!
°°°°°°°
Z wielkim bólem chcę oznajmić, że z powodu rozpoczęcia szkoły rozdziały będą dodawane trochę rzadziej, ale będą!
olifgaxx

Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogaczحيث تعيش القصص. اكتشف الآن