Rozdział 37

5.9K 653 60
                                    

Syriusz szedł korytarzem z Olivią West. Od paru minut nie rozmiawiali, tylko sprzeczali się głośno.

- Rozumiem, o co ci chodzi, ale wybacz, nie każdy Ślizgon jest śmierciożercą! - pokręciła głową.
Od dłuższego czasu Huncwoci delikatnie (a przynajmniej według nich) naciskali na Olivię, by powiedziała, czy przyłączyła się do Czarnego Pana. Mimo bezustannych przyrzeczeń, że stoi po ich stronie, nie wierzyli jej.

- Pomyśl inaczej: każdy śmierciożerca jest Ślizgonem.

- Naprawdę mnie uważasz za kogoś takiego? - teraz była już naprawdę wściekła.

- No, wiesz, twoi rodzice go popierają...

- Twoi też.

- Ale ja jestem... - 'w Gryffindorze' już miał powiedzieć, ale w porę ugryzł się w język.

- Przestań używać domu jako argumentu. Tiara nie przydziela na zasadzie 'śmierciożercy do Slytherinu, aniołki do Gryffindoru'.

- No nie wiem.

- Nie wiesz? - podciągnęła do góry lewy rękaw swetra z godłem Sytherinu. Na opalonej ręce nie było ani śladu Mrocznego Znaku.

- Wierzysz mi teraz, panie Black? - zapytała ironicznie.

Dopiero kilka minut później odezwał się następny raz.

- Przepraszam. Nie powinienem...

- Daj spokój - zaśmiała się. Negatywne emocje opadły - Kłócimy się non stop, zauważyłeś?

Syriusz uniósł kącik wargi do góry. Tak jakby chodził z Olivią od dwóch lat z przerwami. Umawiali się bardzo niezobowiązująco, czyli tak, jak lubił. Mniej więcej pięćdziesiąt procent jego randek było właśnie z nią.

- Trudno by nie zauważyć - pocałował ją w policzek.

• • •

James siedział na parapecie w dawno nie używanej klasie. Próbował pozbierać myśli. Lily go unikała, ale był z tego zadowolony. Jej obecność za bardzo bolała.
Spojrzał przez okno. Widok z siódmego piętra zawsze go zachwycał. Nie rozumiał, jak ludzie mogli się bać wysokości. James zawsze ją uwielbiał.

- Kiedy ja stałem się taki sentymentalny? - zaśmiał się cicho.

Kątem oka uchwycił jakiś ruch w sali. Odwrócił się i odruchowo wyciągnął różdżkę.

- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - zadrwił.

- No dawaj, Potter - wypluł z siebie Severus Snape.

James zawachał się. Właśnie z powodu Lily z nim zerwała (o ile wcześniej z nim była) - twierdziła, że wrócił do znęcania się nad słabszymi. Chwila wystarczyła. Snape, myśląc, że klątwa została rzucona, odbił ją swoim ulubionym czarnomagicznym zaklęciem.

- Sectumsempra!

A skoro nie było uroku, od którego mogło się odbić, trafiło prosto w przeciwnika. Wzrok Jamesa przyćmiły czerwone plamy.

Lunatyk, Glizdogon, Łapa i RogaczWhere stories live. Discover now