Rozdział 5

9.7K 884 116
                                    

Obżarci i zmęczeni zasnęli w momencie, w którym większość uczniów wstawała - i trudno, pierwsza była opieka nad magicznymi stworzeniami, nic ani ciekawego, ani przydatnego.
Dopiero poddenerwowany Peter obudził się po dwunastej, jęcząc, że jest zdecydowanie zbyt zagrożony z zaklęć, żeby je opuszczać. Podśmiewając się z niego głośno, ale też kląc pod nosem ubrali się, wzięli torby i poszli, bez pośpiechu, na lekcje.
Profesor Flitwick, mały człowieczek, który objął stanowisko nauczyciela w zeszłym roku, nie był jeszcze tak obyty z ich lekceważącym podejściem do pojawiania się na lekcjach na czas. Wyniki w nauce mieli co prawda świetne, nie licząc Petera, ale on i tak radził sobie lepiej niż niektórzy. Huncwoci nie zawdzięczali dobrych stopni ciężką nauką, bo musieli mieć trochę [czytaj: mnóstwo] czasu na żarty i dowcipy. Trzeba było po prostu czasem posłuchać na lekcji, żeby nie oberwać kilku minusowych punktów. I taką stosowali strategię.
Gdy tylko wkroczyli do klasy, Syriusz zaczął opowiadać jakąś historyjkę na usprawiedliwienie spóźnienia. Oczywiście Flitwick w to nie uwierzył, ale i tak nie odjął im punktów. Urok huncwotów. Zazdrościsz?
James od razu spostrzegł siedzącą samotnie Lily, o zmęczonej, ale nadal pięknej twarzy. Dał Syriuszowi znak, że usiądzie obok niej, na co przyjaciel uniósł kciuk do góry. Chłopak opadł na krzesło. Zielone oczy przeszyły go wzrokiem.

- A ty z jakiej racji tutaj? - uniosła brew.

- Niczym rycerz na białym koniu dotrzymuję towarzystwa księżniczce.

- Nie porównuj mnie do księżniczek - odparła po nieudanej próbie zakrycia uśmiechu.

- Masz rację, Evans. Dla mnie jesteś królową.

Zabrała z blatu rękę, którą chciał ująć. Żałowała, że muszą teraz szeptać i nie może krzyknąć na tego idiotę. Szept nie był groźny. Szpet był zmysłowy.

- Wczorajsza noc nic nie zmieniła - wytłumaczyła spokojnie, rumieniąc się nagle.

- Przecież nic sprośnego się nie wydarzyło - uśmiechnął się, dodając w myślach "jeszcze".

- Daj mi spokój - westchnęła cicho i podniosła rękę - W przypadku ataku dementorów, profesorze - odpowiedziała na pytanie Flitwicka, tym razem głośno.

- Jak ty to robisz? To niesamowite, potrafisz... - James przerwał, gdy Lily przestała go słuchać.

Przez resztę lekcji próbował zwrócić na siebie trochę jej uwagi, walczył ze sobą, by nie dotknąć jej gęstych, lśniących włosów, wysyłał liściki do Syriusza i jednym uchem słuchał wykładu Flitwicka na temat zaklęcia patronusa. Przerabiali dziś tylko teorię, nadrobi przy praktyce. Pod koniec zajęć podjął się desperackiej próbie nawiązania kontaktu wzrokowego choć na sekundę.
Lily tylko zerknęła na jego twarz, a nogi się pod nią ugięły.
Jasnobrązowe, ciepłe oczy wyrażały niewyobrażalny smutek i tęsknotę. Ktoś taki zasługiwał na pozytywną odpowiedź... 'Nie', myślała, pakując książki, 'Nie zasługiwał'. Przypomnij sobie, jak znęcał się nad niewinnymi Ślizgonami z pierwszego roku. Albo jak wyśmiewał się z jej wściekłorudych włosów, które teraz miały stonowany, kasztanowy kolor. Miałaby uwierzyć w jego szczere intencje po tym, jak przedrzeźniał jej trochę zbyt wyniosły ton? Co prawda było to dawno, dawno... On po prostu nie daje jej spokoju, bo jako jedyna mu odmawia.
- Zjeżdżaj, Potter.
Odeszła, próbując się nie odwracać. Co za palant.

Lunatyk, Glizdogon, Łapa i RogaczTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon