Rozdział 14

5.6K 255 90
                                    

***Hermiona***

Zamarłam. Jej włos nie były już takie rude jak zawsze. Były... ZIELONE!!!

- O cholera... Ginny co się stało?! Tylko nie mów, że znowu!!- przypomniała mi się sytuacja z wakacji kiedy Gin zaklęciem chciała pofarbować włosy na brązowo. Coś poszło nie tak i jej włosy stały się różowe.

- Coś ty Miona... Tamto to był jednorazowy incydent... A to?!- wskazała na swoje włosy- zostałam oszukana!!

- Nic nie rozumiem... Wytłumacz wszystko od początku...

- No to... Zaczęło się od tego, że odwiedzałam Blaise'a. Przeżywałam kryzys miłosny.

- Jaki kryzys?- wtrąciłam się.

- Nie miałyśmy okazji pogadać... Przyłapałam Harry'ego jak zabawiał się z jakąś lalunią. Zerwałam z nim, ale to nie był powód moich smutków, bo najgorsze było to, że szybko się pocieszył. Już następnego dnia całowali się z Luną na korytarzu. Później oficjalnie ogłosili, że są razem i... Mniejsza z tym. Poszłam wyżalić się Diabłowi. On zawsze potrafił poprawić mi humor w najtrudniejszych chwilach. Tak było i tym razem. Zaczęłam odwiedzać go codziennie a czasem nawet po kilka razy. Dzień przed jego wyjściem ze Skrzydła Szpitalnego poprosił mnie o przysługę. Byłam zaciekawiona o co chodziło, więc obiecałam mu, że jeżeli mi powie o co chodzi, to że bez wahania spełnię jego prośbę. No i... Tak jakoś wyszło... Tą przysługą było umówienie się z nim... Na randkę...

- Gin... Ale... Przecież...- mówiłam po czym uświadomiłam sobie, że Smok zrobił to samo...

- Tak wiem... To jest Ślizgon... Ale po pierwsze: obietnica to obietnica... A po drugie: ty wcale nie jesteś lepsza!

- To nie tak...- próbowałam się wykręcić, ale wiedziałam że przy Ginny marnie mi to wyjdzie.

- Tak? A jak?!

- Jesteśmy prefektami naczelnymi, mamy wspólny pokój, wspólne obowiązki... Musimy się przynajmniej tolerować...

- Ahaaa... Czyli tolerowanie się polega na romantycznych posiłkach we dwoje, przytulanie się...

Nie wiedziałam już co powiedzieć... Nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie.

- Nadal nie wiem czemu twoje włosy są zielone...- wymigiwałam się.

- ... podekscytowana randką byłam cała w skowronkach. Zapominałam o Bożym świecie. Wtedy podeszła do mnie Dafne Greengras. Zaczęła krytykować moje włosy, że rozdwojone końcówki, wcale nie są puszyste... Bla, bla, bla no i wzięłam od niej jakiś szampon do włosów...

- Nie gadaj! Wzięłaś coś od GREENGRAS?!

- No... Byłam zbyt szczęśliwa, żebym mogła zwrócić na to uwagę...

- A czemu byłaś taka szczęśliwa? Przez tą randkę?! Phi... Też mi coś. On ci się nawet nie podoba!

- Skąd wiesz?! Nie gadamy ze sobą i w ogóle... Nie uważasz, że jest przystojny?

- Wygląd to nie wszystko.- stwierdziłam swoim przemądrzałym tonem panny Wszechwiedzącej-Granger. Muszę pozbyć się tego "nawyku".

- Ale czuje się przy nim dobrze, bezpiecznie... Potrafi mi zawsze humor poprawić! Poza tym pomóż z tymi włosami, bo za godzinę mam randkę...

- Do odczarowania będzie potrzebna ślina pterodaktyla... Tego nie ma już dużo na świecie...

- Masz taki? Powiedz, że tak!

- Obawiam się, że nie... Ale znam kogoś, kto z pewnością ma.- spojrzałam na nią znacząco a ona od razu załapała o czym mówię.

- Ale Snape nigdy nam nie da!! Choćbyśmy posortowały mu eliksiry alfabetycznie i wypucowali mu gabinet! Nie da nam!!

Dramione - Nić PorozumieniaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang