23. Porozmawiajmy o miłości

4.3K 280 10
                                    

***Draco***

- Niech nikt nie wie...- wyszeptałem jej wprost do ucha.

Zależało mi, żeby to zostało tajemnicą. Nie chcę, żeby ktoś się dowiedział a najbardziej ojciec. W sumie to sam nie wiem czemu. Po prostu chcę to zachować dla siebie. Wystarczy, że Snape wie.

Wiem, że mogę zaufać Hermionie. Ona jest moim skarbem. Jej życie jest dla mnie cenniejsze niż moje własne. Nigdy nie czułem nic podobnego. To musi być miłość...

***Hermiona***

Zwierzył mi się. Zależy mu na mnie. Mi też na nim zależy. On jest tym jedynym. Tym, na którego czekałam tyle lat. Tym, którego zastąpić próbował mi Ron. Tym, którego kocham...

***Draco***

Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Rozumieliśmy się bez słów. Zbliżyliśmy się do siebie i pocałowaliśmy się. Tylko ona potrafiła mnie tak uwieźć. Na dodatek wystarczyło tylko spojrzenie...

Całowaliśmy się namiętnie. Nie zwracaliśmy uwagi na Boży świat. Nagle ktoś trzasnął drzwiami i wszedł do Skrzydła Szpitalnego. Żadne z nas nie przerwało. Nawet oczu nie otworzyliśmy. Liczyliśmy się tylko my. My i nasze połączone usta.

Mimo, iż nie reagowaliśmy na dźwięk obcasów rozlegający się po pomieszczeniu, to musieliśmy się w końcu od siebie oderwać, gdyż ktoś odchrząknął charakterystycznie. Był to wyraźny znak, abyśmy przestali. Oderwałem się od mojej dziewczyny. Nie otwierała oczu. Na widok pewnej staruchy szturchnąłem Mionę.

***Hermiona***

Otworzyłam oczy i ujrzałam... Profesor McGonagall! Draco tak świetnie całuje, czy ona serio tu stoi..? Chyba jedno i drugie.

-Yyy... D... Dzień dobry...- wydukałam zakłopotana.

- Dzień dobry panno Granger- powiedziała dyrektorka z zaciśniętymi zębami. Szczególnie zaakcentowała słowo ,,panno".

- Draco... Zostaw nas samych... - wyszeptałam tak, by tylko mógł to usłyszeć.

- Ach, tak... Ja już się zbieram... Muszę poćwiczyć jeszcze transmutację...- Smok wstał, otrzepał spodnie z nie wiadomo czego i szedł powoli tyłem w stronę drzwi. Gdy tylko McGonagall zwróciła wzrok w moją stronę, Draco obrócił się i zwiał. Byłam zdana na siebie...

- Wzywała mnie pani...- stwierdziła swoim wszechwiedzącym tonem opiekunka mojego domu.

-Proszę usiąść- wskazałam krzesło, na którym przed chwilą siedział Draco.- Chciałam z panią porozmawiać... o wymianie.

- Tak... Do czasu wymiany twoja noga powinna już być w porządku... Będziesz mogła jechać. O to nie musisz się martwić.

-Ja o wszystkim wiem- powiedziałam tak spokojnie, jak tylko było mnie na to w tej chwili stać.

- Nie rozumiem- każdy w takiej sytuacji unikałby kontaktu wzrokowego i próbowałby ukryć zakłopotanie. Oprócz Minevry McGonagall. Ona pozostawała niewzruszona. Z jej kamiennej twarzy nie dało się wyczytać kompletnie NIC.

- Dobrze pani wie o czym mówię... Przekupiła pani Tiarę Przydziału, żeby wybrała mnie... Niech pani mi powie jedno. Po co to pani było?

- To było dla twojego dobra... Chciałam cię tylko chronić.

- Kogo chce tu pani oszukać..? Miłość to nie choroba a Draco to nie morderca... A przynajmniej nie z własnej woli...

- Ale Hermiono... Gdy miłość nie ma prawo bytu, to trzeba się z niej wyleczyć, jak z choroby...

Dramione - Nić PorozumieniaWhere stories live. Discover now