Rozdział 4

471 33 17
                                    

Ważna notka pod rozdziałem!

Wychodząc zza rogu po raz kolejny dzisiaj z kimś się zderzyłam, jednak tym razem nie upadłam.
- Cholera jasna, patrz jak łazisz łamago – warknęłam wkurzona i nie patrząc na kogo wpadłam, chciałam iść dalej, jednak powstrzymał mnie uścisk dłoni na ramieniu.
- Rose, co ci się stało?
Odwróciłam się i ujrzałam Liv. Była w szoku. Na jej widok złe emocje powoli zaczęły opuszczać moje ciało, zostawiając jedynie niepokój.
- Oh to ty... przepraszam, nie poznałam cię.
- Właśnie zauważyłam, ale co się stało? Wyglądasz na roztrzęsioną. – Szarooka bardzo przejęła się moim stanem.


***


Późnym wieczorem, najedzone i gotowe do snu siedziałyśmy na moim łóżku. Reszta dziewczyn już spała. O tym, co stało się w łazience, dziewczyna dowiedziała się po obiedzie, następnie poszła na numerologię, natomiast ja stwierdziwszy, że i tak z lekcji ONMS-u nic nie wyniosę, poszłam powłóczyć się po zamku, rozmyślając nad słowami ducha.

- Co zamierzasz teraz zrobić? – jej mina wyrażała pełne skupienie. Bardzo chciała mi pomóc, tylko nie wiedziała jak. Zresztą ja tak samo.
- Nie wiem... może nikomu nie powie... - teraz dotarło do mnie jak poważny mam problem. Jeżeli cała szkoła dowie się prawdy to... w sumie sama nie wiem co może się stać i wole o tym nie myśleć.
- Ta nie powie. Grunt, że Irytek nie ma o tym zielonego pojęcia.
- Iry..co?
- Irytek Poltegreist. Jest strasznie wkurzający i nikt go nie lubi. U mnie ma plusa za wyjątkowe dręczenie tego durnego woźnego.
- Aaaa ten Irytek – uśmiechnęłam się.
- Czyżby ktoś tu poczuł się lepiej?
- Chyba... Dziękuję – uśmiechnęłam się wdzięcznie do przyjaciółki.
- Nie ma za co kochana. Pamiętaj, że choćby nie wiem co, ja będę obok. – wzruszyłam się na jej słowa.
- Taka siostra to prawdziwy skarb.
- Hej, tylko mi tu nie płacz – zaśmiała się. – Pora spaaaaać. – jakby na potwierdzenie własnych słów ziewnęła. - Jutro zaczynamy transmutacją – mówiła to z wrednym uśmieszkiem na ustach.
- Nieeee transmutacja... po co ja zdałam tego suma - załamana opadłam na łóżko i przykryłam twarz poduszką.
- No nie wiem, nie wiem. Okay, idę do siebie, bo nigdy nie pójdziemy spać. – mówiąc to zeszła z mojego łóżka i skierowała kroki w stronę swojego. – Dobranoc – usłyszałam gdy światło zgasło.
- Dobranoc – odpowiedziałam, jednak długo nie mogłam zasnąć. Bałam się, że tej nocy znowu przyśni mi się ten koszmar...

***

Właśnie skończyliśmy nasze pierwsze w tym roku szkolnym zajęcia z obrony przed czarną magią. Naucza ich nie jaka Dolores Umbridge, której sposób prowadzenia lekcji był powodem naszej głośnej wymiany zdań.
- Słyszeliście co ta baba gadała? Ona ma nie po kolei w głowie! – Diabeł był ogromnie oburzony słowami nauczycielki, podobnie jak wszyscy inni.
- Zgadzam się z Tobą w 100 % Blaise! Niby jak mamy uczyć się zaklęć obronnych bez użycia magii? – nie miałam zielonego pojęcia co tej kobiecie siedzi w głowie.
- Co nie? Mam rozumieć, że jak stanę oko w oko z kimś, kto będzie chciał mnie skrzywdzić, to wystarczy, że wyrecytuję mu formułkę zaklęcia, a on od razu zwieje? – Liv podała idealny przykład.
- A pamiętacie jej słowa? „ Ależ kochani, nie musicie obawiać się, że coś złego wam grozi. Świat poza murami tej szkoły jest bezpieczny dla takich dzieciaczków jak wy" Bezpieczny? Bezpieczny?! Ta, ciekawe z której strony – Blaise idealnie naśladował głos naszej „kochanej" pani profesor.
- Ciii - uciszyłam moich przyjaciół – Słyszeliście?
- Ale co? – zapytała szatynka, najwyraźniej nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Ja też to słyszę – powiedział brązowooki i zwrócił swoje kroki w kierunku, z którego wydobywał się dźwięk.
Z Liv przyspieszyłyśmy kroku doganiając chłopaka. Głosy stawały się coraz wyraźniejsze i głośniejsze. Schowaliśmy się za rogiem ściany podsłuchując i wyjrzeliśmy ostrożnie, by zobaczyć co tam się dzieje.
- P-proszę z-zostaw-wcie mnie. N-nie r-róbcie mi k-krzywdy. – autorką owej prośby była blond włosa dziewczynka, stojąca naprzeciw trzem wysokim, groźnie wyglądającym chłopakom. Cała czwórka stała do nas bokiem, więc łatwo mogłam sprawdzić, kto jest z jakiego domu. Blondynka była z Hufflepuff'u, natomiast pozostali ze Slytherinu.
- Słyszeliście tą żałosną prośbę? – na słowa czarnowłosego chłopaka cała trójka wybuchła śmiechem. Dziewczynka skuliła się w sobie, aż dało się poczuć jej strach.
- Nie tylko jej prośba jest żałosna, ale ona cała! Pieprzona szlama. – w słowach blondyna można było wyczuć mnóstwo pogardy. Z oczu Puchonki poleciały łzy. Widziałam jak trzęsie się ze strachu.
Zrobiło mi się jej szczerze żal... przecież to tylko dziecko, to dopiero jej pierwszy rok tutaj... a oni tak się nad nią znęcają. No... brudna krew okey rozumiem, ale jednak...
Chciałam podejść tam i przerwać to, jednak Blaise nie pozwolił mi na to łapiąc mnie za rękę i ciągnąć w przeciwną stronę.
- Co ty robisz? – warknęłam.
- Ciiii – chłopak uciszył mnie jednym ruchem ręki. - To Jake, Louis i Marco. Trzech naprawdę groźnych szóstoklasistów. Lepiej z nimi nie zadzierać. – widziałam, że mówi poważnie. Czyżby się ich bał?
- On ma rację Rose, chodźmy już.
- Chwila... przecież są z naszego domu, w dodatku są młodsi! Nic nam nie zrobią – nie rozumiałam o co im chodzi. W tej samej chwili usłyszałam płacz dziewczynki oraz krzyk któregoś z nauczycieli.
- Szybko, spadamy stąd – ciemnoskóry chłopak złapał nas za ręce i pociągnął w stronę lochów.
Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że nie pomogłam tamtej małej... Fakt... była nieczystej krwi ale czy to był powód, żeby się nad nią znęcać? To tylko dziecko... A tamta trójka? Nie zamierzam przed nikim się płaszczyć i jak dojdzie do starcia oni vs ja, to ja wygram.
- Zachowaliśmy się głupio – odezwałam się gdy dochodziliśmy już do lochów.
- Dlaczego? To tylko mała szlama – słowa Blaise'a nie zdziwiły mnie. Był wychowywany tak, aby czuć się lepszym od wszystkich, którzy nie są czystej krwi. Zresztą ja tak samo.
- Mam wrażenie, że wy się ich boicie – spojrzałam na nich mrużąc oczy.
- Cooooo? – To „ cooooo" miało wyjątkowo wysoki dźwięk. – My? Bać się? Proszę cię Paris, za kogo ty nas uważasz? – „Paris" było naszym wspólnym przezwiskiem. Wzięło się od miejsca, w którym się poznałyśmy.
- Za boi dudków – mówiłam z wrednym uśmieszkiem na ustach.
- Rose... oni są po prostu... groźni okey? I zakończmy ten durny temat. Jakiś nauczyciel im przeszkodził, więc nic się nie stało.
„Ale mogło" – pomyślałam.
Dotarliśmy do miejsca, w które trzeba było powiedzieć hasło.
- Czysta krew – po wypowiedzeniu tych słów, kamienna ściana rozsunęła się, ukazując wąskie przejście do pokoju wspólnego Ślizgonów.


Było to dosyć duże pomieszczenie utrzymane w kolorach zieleni i srebra. Pierwsze co rzucało się w oczy to spora ilość pięknych i bogato wyglądających płaskorzeźb. Na prawo od wejścia znajdował się spory kominek, w którym iskrzył się szmaragdowy płomień. Przed nim mieściły się stoliki, przy których uczniowie mogli odrabiać swoje prace domowe, oraz wygodne fotele. Po drugiej stronie pod ścianą ustawiono dwie podłużne sofy oraz regał na książki. Wszystko pięknie zdobione. Pomiędzy sofami, całą przestrzeń ściany zajmowało ogromne okno z widokiem na jezioro, dające zielony poblask. Naprzeciwko wejścia mieściły się drzwi, którymi dochodziło się do dormitoriów. Nad nimi wyrzeźbiono znak węża. Można było zauważyć też, że po ścianach gdzieniegdzie spływają kropelki wody. Pomieszczenie oświetlały trzy srebrne żyrandole.
Mimo chłodu panującego w pokoju, większość uczniów spędzała tu każdą wolą chwilę. Wyjątkiem były dni słoneczne – wtedy każdy przesiadywał na błoniach.
- Dobra dziewczyny, to ja lecę na spotkanie z chłopakami i z ognistą. Na kolacji mnie raczej nie będzie, jutro pewnie będę mieć kaca więc do zobaczenia za 2 dni – Blaise zaśmiał się i poszedł do któregoś z dormitoriów.
- Cały Diabeł. To odrabiamy ta pracę domową z eliksirów?
- Czy ja się nie przesłyszałam? Olivia Smith chce odrabiać pracę domową? Z eliksirów? – udawałam szok, łapiąc się za serce.
- Noooo nie, ale ty lubisz ten temat i tak pomyślałam sobie, że no wiesz... że mi pomożesz – zrobiła swoje słynne „słodkie oczka"
- Zrobimy tak. Najpierw zrobisz sama, a jeśli coś będzie źle, to ci poprawię, okey? – Pewnie, że mogłam odwalić całą robotę za nią, ale wtedy niczego by się nie nauczyła, a u Snape'a na lekcjach warto cokolwiek wiedzieć.
- Dziękuję! – krzyknęła rzucając mi się na szyję.
Półtorej godziny później dwa, długie na dwie stopy pergaminu wypracowania były gotowe.


- Padam na twarz – Liv praktycznie zasypiała na fotelu.
- My też rezygnujemy z kolacji, co?
- Wychodzi na to, że tak – mówiąc to zagarnęła koc leżący obok i szczelnie się nim przykryła, - Idę spać, dobranoc.
- Skoro wolisz spać tutaj, niż we własnym łóżku to spoko – zaśmiałam się – Dobranoc pączuszku.
- Ja wcale nie jestem pączuszkiem – wymamrotała.
- Jak chcesz, więc dobranoc.
- Pchły na noc.
- Karaluchy pod poduchy.
- A szczypawki do zabawki. – Zostawiłam zasypiającą już dziewczynę na fotelu i poszłam do sypialni, która świeciła pustkami. Rzuciłam torbę z książkami na łóżko, wyjęłam pergamin, pióro oraz atrament i usiadłam przy biurku.
- No, to czas napisać list.

___________________

Cześć ^^

Na wstępie chciałam Wam ogromnie podziękować za 133 wyświetlenia i 20 gwiazdek. To wiele dla mnie znaczy :) Mam nadzieję, że moje stałe czytelniczki zostaną ze mną do końca opowieści, oraz, że pojawi się świeża krew :D

Rozdział wyszedł mi wyjątkowo długi, mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzało :)
Jak myślicie, do kogo nasza bohaterka napisze list? Przemyślenia zostawcie w komentarzu ;)

Info
Za chwilę wyjeżdżam (dosłownie, za pół godziny wychodzę z domu xD) na dwa tygodnie i podczas mojej nieobecności nie będę mogła dodawać rozdziałów :( Mam nadzieję, że nie zniechęci Was to i cierpliwie poczekacie na mój powrót :) Po 17 lipca rozdziały będą pojawiały się regularnie przynajmniej raz w tygodniu. Możliwe, że częściej :) 

Gwiazdka? Komentarz? ;*

Do następnego ^^

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Onde histórias criam vida. Descubra agora