Rozdział 13 + 1K

271 27 15
                                    

Na wstępie chciałam wam ogromnie podziękować za 1K wyświetleń! Jesteście niesamowici ♥
Gdy zaczynałam pisać tę opowieść, nawet nie śmiałam marzyć, że liczba odsłon będzie aż tak duża!
Nie przedłużając, zapraszam do czytania. :)

***

- Osobą, którą wybrałem, jest - tu zrobił dramatyczną pauzę - FRED WEASLEY! - nastały gromkie brawa i gwizdy, jednak ja ich nie słyszałam. Czułam, jak robi mi się słabo, zachwiałam się po czym osunęłam w nicość...

***

Obudziłam się w swoim łóżku. Sięgnęłam po szklankę wody leżącą na etażerce i upiłam z niej łyka. Wtedy dotarła do mnie brutalna prawda. Muszę pocałować Freda, na oczach całej szkoły, a potem zmieszać go z błotem... To mój najgorszy zakład na świecie. Co ja sobie myślałam, wierząc, że pokonam Diabła w piciu... Może i nie mam słabej głowy, ale jak widać nie dość mocną.
Mogę się założyć o piętnaście galeonów, że w wyborze chłopaka pomagała mu Liv. Nadal nie rozumiałam, czemu się tak uparła... Przecież już jej mówiłam, że nic nie łączy mnie z tym rudzielcem. Bynajmniej tak mi się zdawało...
Moje rozmyślania przerwało nadejście wcześniej wspominanej Ślizgonki.
- Twoja reakcja zostanie zapisana w księdze Slytherinu! - szarooka już od wejścia cisnęła ze mnie bekę. Rzuciłam w nią poduszką, którą niestety złapała i śmiejąc się dalej, odrzuciła ją na swoje łóżko, po czym usiadła na moim.
- Jesteś okropna! I na pewno nie ma czegoś takiego jak księga Slytherinu. - prychnęłam.
- No niestety nie ma, ale gdyby była na pewno byś się tam znalazła. - Liv to bawiło, jednak mnie ani trochę.
- Dlaczego on? - jęknęłam.
- Żebyś raz na zawsze wybiła go sobie z głowy - dziewczyna uśmiechnęła się wrednie - Zresztą po tym, jak go zwyzywasz, już nigdy nie będzie chciał się z tobą umówić. Sprawa załatwiona.
-Okej... Zmieńmy temat. Będę potrzebowała twojej pomocy dziś wieczorem.
- Nie ma sprawy - Olivia uśmiechnęła się promiennie. Za to ją kochałam. Jeszcze nie powiedziałam, o co mi dokładnie chodzi, a dziewczyna już się zgodziła. - Co będziemy robić? - zapytała zaciekawiona.
- Zakradniemy się do schowka Snape'a i wykradniemy składniki na eliksir wielosokowy albo sam eliksir, w zależności co tam znajdziemy.
- Wow. Niezłe zadanie. Wysoko ustawiłaś nam poprzeczkę, ale damy radę. Jestem tego pewna. - Liv wyglądała na podekscytowaną.
- To o 23 przy wejściu do Pokoju Wspólnego?
- Będę na czas.

***

Podczas ostatniej lekcji - Obrony Przed Czarną Magią pochłonięta byłam własnymi myślami. W głowie starałam się ułożyć sensowny plan zakradnięcia się do lochów. Byłam pewna, że Snape zabezpieczył swoje zbiory masą zaklęć, dlatego tuż po skończonej lekcji zamierzałam iść do biblioteki, poszukać jakiś przydatnych informacji. Ciekawe czy gdybym potrafiła używać tego tajemniczego przedmiotu, to byłoby nam prościej. Do czego on mógł służyć?
Głos nauczycielki wyrwał mnie z zamyśleń, co ostatnio zbyt często mi się to zdarzało. Zerknęłam na nią. Była zajęta rozdawaniem szlabanów. Jeden dostał George, a drugi... Fred. Przyjrzałam mu się dyskretnie. Bazgrał coś na kawałku pergaminu, zupełnie nie przejmując się zaistniałą sytuacją. Rude włosy nonszalancko opadały mu na twarz. Zdawały się być jedwabiście gładkie w dotyku. Piegi, których na twarzy mu nie brakowało, wcale go nie szpeciły, a tylko dodawały uroku. Soczyste, malinowe usta zastygły w łobuzerskim uśmiechu. Spojrzał mi w oczy, zapewne czując, że na niego spoglądam. Spanikowana szybko odwróciłam głowę w stronę tablicy, karcąc się za sposób, w jaki o nim myślałam. Nie rozumiałam, dlaczego w moim żołądku ponownie pojawiło się to dziwne, aczkolwiek przyjemne uczucie, a przyspieszone bicie serca tylko utrudniało mi racjonalne myślenie.
- Czy coś się stało? - usłyszałam szept przyjaciółki.
- Nie, nie. Wszystko okey. - spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się dla potwierdzenia słów.
- Na pewno? Oczy ci jakoś tak dziwnie błyszczą. - Liv patrzyła na mnie podejrzliwie.
- Och... To na pewno ta alergia - widząc, że nie przekonałam dziewczyny, dodałam - Na różową ropuchę. - na moje słowa obie cicho się zaśmiałyśmy.

***

Resztę popołudnia spędziłam w bibliotece na szukaniu zaklęć. Niestety znalazłam tylko Sezam Materio i Cistem Aperio - zaklęcia otwierające. Zrezygnowana postanowiłam wrócić do dormitorium. Wychodząc z biblioteki natrafiłam na Dracona.
- O, hej Smoku. Ty i biblioteka? - zaśmiałam się.
- Nie w tym życiu - blondyn również się zaśmiał - Szukałem cię.
- Mnie? - zmarszczyłam brwi.
- Tak. Chodź, pogadajmy w bardziej ustronnym miejscu. - Smok zaciągnął mnie do schowka na miotły na trzecim piętrze.
- Schowek na miotły? No dobra, gadaj, o co chodzi - W pomieszczeniu było mało miejsca, więc zrobiłam krok w tył, aby dać nam trochę przestrzeni, jednak niechcący zahaczyłam o regał, przez co wszystko, co na nim było, spadło na ziemię z ogromnym hukiem.
- Ups...
- Ciii - Smok zakrył mi usta dłonią. Intuicyjnie rzuciłam na drzwi zaklęcie Colloportus, jak się okazało w ostatniej chwili. Ktoś pociągnął za klamkę, jednak drzwi pozostały zamknięte.
- Gdzie jesteście bachory piekielne? Blech... mam dość tej roboty. Pani Norris proszę za mną. Może tam się ukryli...
Gdy odgłosy butów uderzających o posadzkę ucichły, Draco zdjął dłoń z moich ust.
- Aleś ty niezdarna. Może powinnaś zostać Puchonką. - zaśmiał się.
- Ha ha bardzo śmieszne. Dobra gadaj, o co chodzi, zanim Filch wróci. - użyłam zaklęcia Lumos, aby lepiej widzieć mojego rozmówcę.
- Dostałem list od ojca, w którym twierdzi, że święta razem ze swoim ojcem spędzicie u nas, z czego oczywiście bardzo się cieszę, jednak napisał też, że spędzą je z nami ważniejsi Śmierciożercy. Wiesz coś o tym? - w jego głosie dało się wyczuć ogromną ciekawość i nutkę zdenerwowania.
- Ehm... No tak, to jest prawda.
- Kurde... Nie chcę ich u siebie w domu. - Smok wyglądał na niezadowolonego. Nie chciałam jeszcze bardziej psuć mu humoru, jednak wiedziałam, że zasługuje na całą prawdę. W końcu to jego dom.
- Jest coś jeszcze. Oprócz Śmierciożerców będzie tam też... Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. - na ostatnie słowa ściszyłam głos. Draco zbladł. Zauważyłam cień strachu w jego oczach. Wiedziałam, czego się bał. Bał się dokładnie tego samego co ja. - Że zostanie zmuszony do zostania Śmierciożercą. Całe szczęście jemu to nie grozi. Bynajmniej na razie... Do szeregów nie przyjmą piętnastolatka, jednak miałam dziwne przeczucie, że siedemnastolatkę już tak...
- Rose... czy myślisz, że...
- Nie - przerwałam mu, gdyż doskonale wiedziałam, o co chce zapytać - Możesz być spokojny. - uśmiechem starałam się dodać mu otuchy
- To dobrze. A ty?
- Wątpię - to nie było do końca kłamstwo. Nie miałam pojęcia, kiedy zostanę Śmierciożercą...I czy w ogóle do tego dojdzie...
- Na pewno nie - Draco uśmiechnął się promiennie. Najwyraźniej humor już mu się poprawił. - Chodź, spadajmy stąd. - Smok skierował swoją różdżkę na zamek od drzwi, wypowiadając formułkę zaklęcia otwierającego.
- Idziesz na dzisiejszą imprezę? - Ślizgon zerknął na mnie.
- Niee, mam dość tych waszych imprez - zaśmiałam się.
- Właśnie, to prawda, że masz pocałować tego zdrajcę krwi? Weasley'a?
- Prawda... - odpowiedziałam niechętnie, na co Draco zaczął się śmiać.
- Już chcę to zobaczyć - Smok uśmiechnął się wrednie - Okey ja spadam przygotować się na imprezę. Do zobaczenia.
- Na razie - odpowiedziałam, patrząc na oddalającego się ode mnie chłopaka.

***

O równej 23 stawiłam się przed wejściem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
Zerknęłam w prawo i zobaczyłam nadchodzącą Liv, jednak nie była sama. Obok niej szedł...

________
Jak myślicie, kto szedł obok Liv?
A może ktoś z was domyślił się już, co to za tajemniczy przedmiot znalazła Rose?
Przemyśleniami pochwalcie się w komentarzach!

Zachęcam również do gwiazdkowania!
Każda wasza aktywność jest źródłem mojej motywacji ♥

Jeszcze raz dziękuję za 1K wyświetleń!

Do następnego!

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz