Rozdział 17

212 34 10
                                    

- Patrz co mam – Diabeł z uśmiechem podał mi włos. Zapewne tej małej Gryfonki.
- Mówiłam już, że cię kocham? – mówiąc to rzuciłam się chłopakowi na szyję
- Tylko jakieś sto razy – Ślizgon zaśmiał się.
Teraz wystarczyło tylko dokończyć eliksir wielosokowy i wcielić w życie nasz diabelski plan.

Na pierwszej lekcji w parach mieliśmy uwarzyć eliksir zmieniający kolor włosów. Razem z Liv uporałyśmy się z tym najszybciej. Jordan i Johnson mieli natomiast największe problemy. W pewnym momencie ich kociołek wybuchł, brudząc doszczętnie całą salę. Snape usunął wadliwy eliksir jednym machnięciem różdżki, a Gryfonom odjął dziesięć punktów.
Nietoperz przechadzał się po całej klasie, przyglądając się każdemu wywarowi z osobna. Przy niektórych zatrzymywał się dłużej, inne z kolei mijał z niesmakiem na ustach.
- Cóż... Działanie niektórych eliksirów będzie udane, innych natomiast okażą się klapą, nie wspominając już o tym, że liczba wywarów jest niekompletna – mówiąc to zerknął na ławkę, przy której siedzieli przygnębieni uczniowie Domu Lwa – Odmierzcie sto mililitrów. Podczas spożywania pomyślcie o kolorze, jaki chcecie uzyskać. Jestem bardzo ciekaw rezultatów.
Jak kazał, tak też zrobiliśmy. Eliksir smakował podobnie do czekoladek, które ostatnio jadłam. Zaciekawiona rozejrzałam się po Sali. Anthonemu włosy zmieniły kolor z blondu na fiolet „Ciekawa zmiana" – pomyślałam. Blaise'a zdobiła platyna. Musiałam przyznać, że wyglądał naprawdę dziwnie. Włosy Astorii i Jessicy zmieniły kolor tylko w połowie – na brudny róż – co wyglądało dość komicznie. Jedna Gryfonka, której nie znałam z nazwiska, miała na głowie fuksję, a druga błękit. Włosy George'a były w kolorze ognistej czerwieni, a Freda ciemnego brązu, jakby trochę znajomego. Wszyscy żwawo dyskutowali o udanych metamorfozach. Wzięłam pasemko swoich włosów i omal nie krzyknęłam. Były rude. RUDE. Ja wcale nie myślałam o tym kolorze. Chciałam by były w odcieniu morskim. Nic z tego nie rozumiałam...
- Rude? Serio? Spośród milionów kolorów wybrałaś właśnie ten? – szarooka już cisnęła ze mnie bekę. Niestety nie tylko ona. Zauważyłam, że większość osób dyskretnie, bądź mniej dyskretnie zerka na mnie. Niektórzy wskazywali mnie sobie palcami i chichotali pod nosem. No bo w końcu ten kolor kojarzył się tylko z jednym.
- Czy efekt działania eliksiru zadowolił wszystkich tu zgromadzonych? – Snape wodził wzrokiem po uczniach. Miałam wrażenie, że na mnie zatrzymał się odrobinę dłużej.
- Nie – wyrwałam się, nim Liv zdołała mnie powstrzymać – Chciałam morskiej fali, a nie tego czegoś- mówiąc to, wskazałam na moje włosy. Ktoś prychnął. – Eliksir wykonałyśmy prawidłowo, więc może to składniki były przeterminowane? – usłyszałam stłumione śmiechy chłopaków z ławki za mną.
- Doprawdy? – Mistrz Eliksirów podszedł bliżej, uważnie mi się przyglądając. – Panienko Smith, czy otrzymała pani kolor, jakiego oczekiwała? – zwrócił się bezpośrednio do niej.
- Tak, panie profesorze – zerknęłam na nią. Rzeczywiście... Czarny był jej ulubionym kolorem...
- W takim razie panienko Midnight była pani niedostatecznie skupiona. Najwyraźniej ktoś... Lub coś o rudym kolorze rozkojarzyło panią – kąciki jego ust delikatnie drgnęły.
W tamtej chwili myślałam, że go zabiję. Albo zakopię żywcem. A najlepiej i jedno i drugie. Ja wcale nie myślałam o tym jakby to było, gdybym cokolwiek dla niego znaczyła! Wcale a wcale.
Mimowolnie jednak zerknęłam w jego kierunku. Mieszał coś w swoim kociołku zupełnie niezainteresowany moją osobą. Poczułam ucisk w żołądku. Delikatnie potrząsnęłam głową, by oderwać się od tej myśli i powrócić do rzeczywistości.
- Tak, ma pan całkowitą rację panie profesorze. Rozważałam nad kupnem rudego kota. Myślę jednak, że pozostanę przy czarnym – uśmiechnęłam się triumfalnie. Mi zawsze udaje się wyjść z trudnej sytuacji z klasą. No dobra, prawie zawsze.
- Cóż... Następnym razem na moich zajęciach proszę maksymalnie skupiać się na tym co pani robi, a nieistotnymi kwestiami zająć się po skończonych lekcjach. Zrozumiano?
- Tak jest – zasalutowałam czym wywołałam slawę śmiechu wśród uczniów Domu Węża.
- Chciałem Was jeszcze poinformować, że działanie eliksiru minie po upływie doby...

Na kolejnej lekcji eliksirów zawitała do nas Umbridge. „Wizytacja" jak to ta różowa ropucha określiła, miała trwać całą godzinę, przez co zamiast luźnej lekcji (oczywiście dla Ślizgonów) Nietoperz dał nam niezły wycisk, by pokazać się z jak najlepszej strony. Sądząc jednak po jej minie, wątpiłam w to, by cokolwiek mogło ją zadowolić.
Astoria wykorzystując nieuwagę nauczycieli podrzuciła mi karteczkę.
''Rudy kot? Uważaj, bo uwierzę. Nie mów, że łączy cię coś z którymś z tych zdrajców krwi
Astoria''
Przeczytałam wiadomość uważając by Liv jej nie dostrzegła. Czy coś nas łączyło? Na pewno nie. Czy byłam z tego faktu szczęśliwa? Sama nie wiedziałam...
''Oczywiście, że nie. Za wysokie progi na ich nogi.
Rose''
Zerknęłam na nią. Zachichotała pod nosem po odczytaniu wiadomości, jednak nic już nie odpisała.
Postanowiłam skupić się na lekcji. Liv w spokoju siekała korzonki, a ja wzięłam się za mielenie kłów węża. Po skończeniu wrzuciłam proszek do kociołka. Wywar zzieleniał, a jego objętość podwoiła się. Dokładnie tak jak miało być. Znudzona rozejrzałam się po klasie i spostrzegłam, że większość nie dotarła nawet do punktu trzeciego. Zerknęłam na Freda w tym samym momencie, w którym on odwrócił wzrok. Czyżby mi się przyglądał? Serce podskoczyło mi na tę myśli, jednak w duchu szybko się za nią skarciłam. On nie mógł mi się przyglądać bo... Bo mnie nienawidzi... Kolejny raz dzisiaj potrząsnęłam głową, by odgonić od siebie te smutne myśli i wróciłam do warzenia już pomarańczowego wywaru.

***

Około godziny dwudziestej trzeciej, po kryjomu, zostawiając przyjaciół w dormitorium, opuściłam Pokój Wspólny.
Chciałam ponownie dostać się do tamtego ukrytego pomieszczenia i lepiej przyjrzeć się magicznemu lustru, które ostatnio tam znalazłam. Liv i Blaise nie wiedzieli o mojej ''przygodzie''. Jakoś nie miałam okazji im tego powiedzieć. Być może zrobię to po powrocie, gdy zrozumiem, o co chodzi.
Mijając korytarze starałam się  przypomnieć, jaką drogą wtedy szłam. W końcu natrafiłam na rozwidlenie, gdzie skręciłam w lewo. Po paru minutach stałam już przed kamienną ścianą. Użyłam dobrze mi znanego zaklęcia, a ściana posłusznie rozsunęła się, ukazując wąskie przejście. Pewnie przeszłam przez nie. Pokój nic się nie zmienił od mojej ostatniej wizyty. Ten sam kurz. Ta sama ciemność. Ten sam brak lustra. Chwila... Brak lustra? Rozejrzałam się po pomieszczeniu wzmacniając zaklęcie Lumos i ku mojemu rozczarowaniu owego lustra nie zauważyłam...
- Nie znajdziesz tu tego, czego szukasz – usłyszałam za sobą tajemniczy głos...

_________________
Hej! 
Jak myślicie, kogo spotkała Rose?

Gwiazdka? Komentarz? 
To bardzo motywuje! ♥

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum