Rozdział 16

247 29 18
                                    

- Co się tu dzieje? Natychmiast schować różdżki! – jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak na przybycie żadnego nauczyciela. W szczególności Umbridge. – Panie Weasley, panie Zabini dostajecie szlaban! I żeby mi się to więcej nie powtórzyło! No a teraz szybciutko do klasy. Mam zastępstwo za profesor McGonagall.
Zdziwieni weszliśmy do klasy i zajęliśmy swoje stałe miejsca.
Umbridge stanęła na środku.
- Moi drodzy uczniowie. To już siódmy i zarazem ostatni Wasz rok w tej szkole. Zapewne pamiętacie, że w czerwcu czekają Was Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne. W skrócie OWUTEMY. Przygotowania ciągle trwają i jestem pewna, że po zrealizowaniu naszego ostatniego podręcznika, tak świetnie zaprojektowanego przez Ministerstwo Magii, zdacie je bezbłędnie.
Proszę – nauczycielka, widząc podniesioną rękę Angeliny, udzieliła jej głosu.
- Czy na Owutemie z obrony przed czarną magią będzie część praktyczna?
- Oczywiście, że nie – Umbridge uśmiechnęła się w ten swój cyniczny sposób – Nie ma takiej potrzeby. Test teoretyczny w zupełności Wam wystarczy.
- Co da nam teoria, gdy wyjdziemy już ze szkoły? – głos zabrał Diabeł.
- Jak już wcześniej wielokrotnie wspomniałam, poza szkołą jesteście całkowicie bezpieczni.
- Ta, jasne – prychnęłam dostatecznie głośno, by różowa ropucha mnie usłyszała.
- Czy panienka Midnight ma nam coś do powiedzenia? – nauczycielka spojrzała na mnie.
- Tak mam – byłam nieźle wkurzona. Miałam już dość tych całych spisków, kłamstw i nieporozumień. – Niech pani skończy wreszcie wciskać nam te durne kity. Myśli pani, że my nie wiemy, co się dzieje? Że uwierzymy w te brednie o bezpieczeństwie? Tylko głupiec by na to poszedł.
- Jak śmiesz podważać zdanie Ministerstwa? – kobieta na końcu krzyknęła – Myślę, że...
- Szlaban? – przerwałam jej – Proszę bardzo. Może mi pani wlepić i sto takich szlabanów, lecz one nigdy nie zmienią moich przekonać. Nie wspominając już o tym, że pani metody wychowawcze są niekompetentne i podważają zasady moralności – Umbridge stawała się coraz bardziej czerwona na twarzy, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam całkowitą rację.
- JAK ŚMIESZ?! Po uczennicy Slytherinu spodziewałabym się większej dyscypliny i zrozumienia. Odejmuję Slytherin'owi 10 punktów za niesubordynację. Dodatkowo dołączysz do Brygady Inkwizycyjnej, co prawdę mówiąc, nie powinno być traktowane jako kara, a jako nagroda. Zrozumiano?
W odpowiedzi mruknęłam coś niezrozumiale. Nauczycielka najwyraźniej nie chciała się denerwować i odpuściła. Przez ostatnie kolejne 40 minut lekcji Umbridge zdążyła wlepić jeszcze cztery szlabany

***
Po skończonym obiedzie postanowiłam wrócić na siódme piętro i ponownie dostać się do tajemniczego pomieszczenia. Przechodząc w te i z powrotem myślałam, jak bardzo potrzebuję odpoczynku i miejsca, w którym mogłabym zapomnieć o problemach. Ku mojemu zdziwieniu drzwi pojawiły się. Ostrożnie otworzyłam je, a moim oczom ukazało się duże pomieszczenie, jednak nie znalazłam tu tego, czego oczekiwałam. W tym pokoju znajdowały się dwa drzewa, pomiędzy którymi zawieszony był hamak, duża wanna, przy których znajdowała się szafka z kosmetykami oraz biblioteczka wypełniona po brzegi książkami. Zastanawiałam się, o co tu chodzi. Przecież oni na pewno nie spotykali się w tym miejscu. To nie miałoby sensu. Tu było wszystko, czego ja chciałam. Postanowiłam jednak na razie nie zaprzątać sobie tym głowy i skorzystać z dóbr tego pomieszczenia.

***
Po kolejnych siedmiu dniach nicnierobienia postanowiłam wziąć się za siebie i zapomnieć o przykrych zdarzeniach. Bo jak to mówią „Co się stało, to się nie odstanie" Musiałam zdobyć włos Granger, odkryć jak aktywować ten kawałek pergaminu, wrócić do lochów i dokładniej przyjrzeć się temu lustru, dowiedzieć się, o co chodzi z tym pokojem na siódmym piętrze, zapomnieć o uczuciu do pewnego Gryfona, a wisienką na torcie były Owutemy. Sporo tego, jednak byłam pewna, że dam radę. Odzyskałam siły witalne i byłam gotowa do działania. Te dwa tygodnie odpoczynku i oderwania się od rzeczywistości były mi bardzo potrzebne.

***

W czwartkowy poranek z przyjaciółmi spotkałam się dopiero na śniadaniu. Liv widząc mój szczery uśmiech, zrozumiała, że „wróciłam"
- Dobrze cię widzieć z powrotem – szarooka przytuliła mnie, po czym usiadłyśmy.
- To ona gdzieś była? – Diabeł spojrzał na nas zdezorientowanym wzrokiem. W odpowiedzi parsknęłyśmy śmiechem.
Rzuciłam zaklęcie wyciszające, aby nikt oprócz Diabła i Olivii nie mógł mnie usłyszeć.
- Pora na zdobycie włosa tej małej Gryfonki.
- Już myślałam, że nigdy nie poruszysz tego tematu – szatynka zaśmiała się radośnie.
- Wiem, wiem – przewróciłam oczami i upiłam łyk soku dyniowego. Na razie przystopowałam z kawą. Ostatnimi czasy piłam jej stanowczo za dużo. – To jaki plan? - zapytałam zdeterminowana.
- Ja to bym ją obezwładnił i siłą zarwał tego włosa. – Ślizgon jak zwykle wybrał coś radykalnego.
- Blaise... Wolałam nie posuwać się do czegoś takiego. W końcu, gdy już się w nią zmienię, będziemy musieli pozbyć się jej na cały dzień – uśmiechnęłam się wrednie.
- Racja. Więc... Może ukradniemy jej szalik? Możliwe, że tam będą jej włosy – zaproponowała Olivia.
- Przecież ona ma tego sierściucha. A jeżeli na szaliku będzie jego futro? Wolę nie wiedzieć, w co bym się zmieniła...
- Dobra, zdobędę dla ciebie ten włos, pod warunkiem, że pozwolisz mi działać po swojemu – Diabeł szedł w zaparte.
- Nie ma mowy. Zrobimy to razem. Ja też chcę trochę zabawić – stwierdziłam poszczając mu perskie oczko.
- No, no. Nasza Ślizgoneczka naprawdę wróciła – stwierdził, po czym obdarzył mnie szczerym uśmiechem.
- Pewnie, że wróciła. Dobra, wiecie co,  ja spadam, bo miałam iść do Snape'a trochę wcześniej. Widzimy się na eliksirach – Liv pożegnała się z nami i pognała do lochów.
- Powiem ci, że mam już dość tej budy – mówiąc to, Blaise nałożył sobie jajecznicę. Ja natomiast postawiłam na naleśniki z dżemem.
- A ja nie. Wolałabym tu być, aż do pokonania Sam Wiesz Kogo.
- Och... Rose jestem pewien, że twój ojciec nie jest na tyle głupi by...
- Jest – przerwałam mu – Jest o wiele gorszy, niż ci się wydaje. – poczułam ukłucie bólu gdzieś w okolicach serca. Nigdy nie lubiłam o nim rozmawiać, jednak Blaise był moim przyjacielem i uznałam, że zasługuje, bym choć trochę uchyliła przed nim rąbka tajemnicy.
- Nie może być aż tak źle.
- Znasz klątwę Cruciatus? – widać było, że zaskoczyłam go tym pytaniem.
- A kto jej nie zna?
- Uwierz mi, że ból jest cholerny – zaczęłam „dziubać" w moim naleśniku, by zająć czymś ręce.
- Rose ja... Ja nie wiedziałem... – nie musiałam na niego patrzeć, by wiedzieć, że jego mina wyrażała teraz totalny szok.
- A teraz wiesz, więc jakbyś mógł być na tyle miły i nie wspominać więcej o moim ojcu. - nie patrzyłam na niego. Nie chciałam by w moich oczach ujrzał ból. Niech myśli, że jestem silna. Bo jestem, prawda?
- Nie ma sprawy. – mruknął zmieszany.
- Chodź, bo spóźnimy się na eliksiry. – Podnosząc się z miejsca, mimowolnie zerknęłam na stół Gryfonów. Siedział tam i brał aktywny udział w dyskusji. Śmiał się co chwila. Poczułam ulgę i ból jednocześnie. Ulgę, że jest mu lepiej. Ból, bo najwyraźniej to wszystko nic dla niego nie znaczyło. Tak, wiem. Pokręcone. Eh... Dlaczego musiałam odczuwać tak skrajne emocje?

***

W drodze do lochów natknęliśmy się na Golden Trio. Blaise postanowił się trochę zabawić, a ja stwierdziłam, że i mi przyda się odrobina rozrywki.
- Co tam Potter? Jak walka z Czarnym Panem? – Diabeł ryknął śmiechem, a ja mu zawtórowałam.
- Odwal się Zabini! – warknął młody Weasley, broniąc przyjaciela. 
- Chodźcie chłopaki. Nie warto – Granger jak zwykle – ta rozważna.
- Zawsze jesteś taka sztywna, mała szlamo? – zaśmiałam się wrednie.
- Nie nazywaj jej tak! – krzyknęli jednocześnie Potter i Weasley.
- Najlepiej zniknij z naszego życia Midnight. Jesteś warta domu, w którym się znajdujesz. Jak mogłaś tak skrzywdzić mojego brata? Co on ci zrobił? Nie waż się więcej do niego zbliżać – warknął ponownie. Musiałam  przyznać, że ten cały Ronald w tamtej chwili zaimponował mi. Stanął murem za bratem. Ciekawe czy gdybym i ja miała rodzeństwo, to bylibyśmy tak zgrani jak Weasley'owie... Chociaż znając metody wychowawcze w rodach arystokratycznych... Ta, na pewno nie bylibyśmy zgrani.
- Uuuu już się boję – prychnęłam – Nie martw się, ani jego, ani nikogo z Waszej rodziny kijem bym nie tknęła. – zaśmiałam się, czując ukłucie w sercu. Zignorowałam je jednak. Ignorancja jest często najlepszym sposobem radzenia sobie z problemami. Tak jak i wyparcie.
- Właśnie, nie martw się Weasley – ostatnie słowo wręcz wypluł – Chodź Rose, spadamy stąd.
Mijając Golden Trio, Blaise specjalnie popchnął Pottera i Granger, tak, że dziewczyna prawie upadła.
- Uważaj jak łazisz idioto! – na odchodnym usłyszeliśmy krzyk Weasley'a.
- Patrz co mam – powiedział Diabeł z uśmiechem na ustach... 

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now