Rozdział 11

265 33 8
                                    


- To wszystko Twoja wina Malfoy! – usłyszałam dziewczęcy głos.
- Dlaczego moja? – tym razem odezwał się jakiś chłopak.
- Po co dawałeś jej tę miotłę?
- Właśnie! Rozumu nie masz? Mogła się zabić!

Po otworzeniu oczu ujrzałam białą plamę. Chwilę musiało zająć, zanim odzyskałam pełną ostrość widzenia. Starałam się dopasować głosy do osób, które znam.
- Nie tak głośno... - jęknęłam, nakrywając sobie twarz poduszką.
-Rose! – ktoś krzyknął.
Poczułam, jak łóżko ugina się pod ciężarem siadających na nim osób.
- Rose, tak bardzo się o ciebie martwiliśmy – Liv była strasznie przejęta.
- Dokładnie, nigdy więcej nas tak nie strasz mała – Blaise uśmiechnął się, po czym pocałował mnie w czoło.
- Kurcze... Wybacz... Mogłem ci tej miotły nie dawać – Smok jako jedyny stał. Zerknęłam na niego i zauważyłam skruchę wypisaną na jego twarzy.
- Nic się nie stało – starałam się uśmiechnąć, lecz wyszedł mi tylko grymas.
- Ale mogło – szarooka pomogła mi usiąść – Jak się czujesz? – zapytała głosem przepełnionym troską.
- Jakby mnie olbrzymy stratowały – widząc ich przerażone miny, zaśmiałam się lekko – Spokojnie, nie najgorzej.
Naszą rozmowę przerwało nadejście pani Pomfrey.
- Dzieci, muszę poprosić Was o opuszczenie skrzydła szpitalnego. Panienka Midnight musi odpoczywać.
- Skoro musimy... - szybko pożegnałam się z przyjaciółmi.
- Kiedy będę mogła skąd wyjść? – zapytałam medyczkę.
- Myślę, że jutro po obiedzie – pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie promieniście. – Miałaś sporo szczęścia, że nie upadłaś z większej wysokości, wtedy mogło by się to skończyć o wiele gorzej.
- Wiem, wiem... - kobieta podała mi buteleczkę.
- Wypij do dna i połóż się spać. – Eliksir miał gorzki smak. Skrzywiłam się. – Gorzki co nie? Niestety nie wszystkie lekarstwa mogę dosładzać. Odpoczywaj. Dobranoc – kobieta zostawiła mnie samą.

***

Następnego ranka przyszła no mnie Olivia, niosąc talerz smakowicie wyglądających kanapek.
- Jak się dzisiaj czujesz? – zapytała całując mnie przyjacielsko w policzek i podając posiłek.
- Dużo lepiej, dziękuję – wzięłam kęs kanapki. Była naprawdę pyszna.
- To nie było zbyt mądre z Twojej strony, o czym doskonale wiesz, jednak Malfoy też zachował się jak pacan – Szarooka skrzywiła się na dźwięk jego nazwiska. Moja najlepsza przyjaciółka i mój kuzyn nigdy za sobą nie przepadali, a szkoda, byłaby z nich niezła para.
- Liv – westchnęłam – To nie była jego wina.. mogłam nie brać tej miotły, ale chciałam wszystkim pokazać jaka to ja jesteś świetna i jak się skończyło? Upadkiem z dwudziestu metrów.
Szatynka otwierała usta żeby coś powiedzieć, jednak uciszyłam ją ruchem ręki.
- Nie ważne. Wiadomo coś o tym tajemniczym spotkaniu? – ściszyłam głos.
- Niestety nie... Na razie cisza, ale jak coś będę wiedzieć, to będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie - Paris puściła mi perskie oczko.
- Okey – zaśmiałam się na jej słowa. – Słuchaj... Muszę ci o czymś opowiedzieć.
Liv z kamienną twarzą wysłuchała o moim spotkaniu z jednym z bliźniaków. Zanim zaczęła się na mnie wydzierać, pogratulowała mi poskromienia trzech bęcwałów z szóstej klasy.
- Rose... w co ty grasz? To Gryfon! Zgłupiałaś? – dziewczyna prawie krzyknęła. Mimo że takiej reakcji się spodziewałam, nie byłam na nią w stu procentach przygotowana.
- A...ale – zająknęłam się – Ale to nie tak. Ja nic nie zrobiłam, tylko on. Ugh pacan. Nawet nie wiem, który to był! – starałam się bronić.
- Słuchaj. Czy jest jakaś różnica? Gryfon to Gryfon plus każdy z Weasley'ów jest zdrajcą krwi! Ojciec by cię wydziedziczył, gdyby dowiedział się, że bratasz się z wrogiem. – Słowa przyjaciółki mocą mną wstrząsnęły. Czułam, jak krew zaczyna gotować mi się w żyłach.
- Ja. Się. Z. Nikim. Nie. Bratam. – powiedziałam przez zaciśnięte zęby – A już na pewno nie z tamtym rudzielcem. Jestem tylko ciekawa, po cholerę on ze mną gadał w taki sposób i który w ogóle to był. Tylko tyle. – Liv spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Tylko? Czyli nic do niego nie czujesz? Nie podoba ci się? Masz go gdzieś? Gdybyś mogła, wrzuciłabyś go pod pociąg? – Co miałam powiedzieć? Przecież nic do niego nie czułam... bynajmniej tak mi się zdawało... Nie, na pewno nic. Zresztą, to nieważne. Musze przestać robić z igły widły i skupić się na poważniejszych problemach. Co do chłopaków to wybór mam niemały. Alex z mojego rocznika jest niczego sobie, to samo tyczy się Williama. W Ravie jest taki jeden... Blondyn o niebieskich oczach.
- Z największą przyjemnością – całe szczęście, że kłamanie miałam opanowane do perfekcji.
- No i to ja rozumiem – na ustach przyjaciółki pojawił się szczery uśmiech. – Och, Blaise mówił ci o zakładzie?
- Jakim znowu zakładzie? – spojrzałam na dziewczynę z niezrozumieniem.
- Czyli nie mówił – zaśmiała się - Podczas imprezy założyłaś się z Diabłem o to, kto wypije więcej alkoholu w dwie minuty. Gdyby on przegrał, musiałby pocałować wybraną przez ciebie dziewczynę, na oczach całej szkoły. Gdybyś ty przegrała, musiałabyś pocałować chłopaka wybranego przez niego, również na oczach całej szkoły. – zrobiła dramatyczną pauzę. Miałam szczerą nadzieję, że to ja wygrałam...
- I?
- Ty...
-Tak! – krzyknęłam radośnie.
- Przegrałaś... - mina od razu mi zrzedła.
- Cholera...

***

Pani Pomprey wypuściła mnie ze skrzydła szpitalnego o wpół do czwartej. Pogoda na zewnątrz nie dopisywała, więc postanowiłam przespacerować się po zamku. Tym razem jednak nie starałam się zapamiętać,którymi schodami trafi się do biblioteki, a które prowadzą do sowiarnii. Byłam pochłonięta własnymi myślami. Wspominałam swoje przygody w poprzedniej szkole,dawnych przyjaciół. Na myśl o nich uśmiechnęłam się sama do siebie. Tęskniłam za nimi.
Następnie moje myśli zwróciły w kierunku rodzinnego domu. Tego, jak było 10 lat temu i tego jak jest teraz. Zastanawiałam się, czy naprawdę będę musiała zostać Śmierciożercą... Nie chciałam tego,zresztą, kto by chciał zabijać niewinne istoty? Fakt, byłam za tym, aby magii nauczano tylko dzieci z rodzin czysto krwistych, tępiłam szlamy, ale... czy było we mnie na tyle zła, by użyć niewybaczalnego zaklęcia? Wróciły wspomnienia mojej wczorajszej rozmowy z Gryfonem... Czy mam serce? Czy stać mnie na empatię? Ja... Nie wiem... Chyba zgubiłam samą siebie. Już nie wiem, kim jestem. Kim chcę być...
- Ej ty! – mój wewnętrzny monolog przerwał krzyk. Z korytarza naprzeciwko wyszła grupka uczniów Domu Lwa.
- Fajny pokaz wczoraj dałaś! – na słowa blondyna wszyscy wybuchli śmiechem.
- Dziurawe ręce! – kolejny wybuch śmiechu. Czułam się zażenowana i wściekła jednocześnie.
- Wy... -
- Nauczysz mnie tak grać? – chłopak zaczął udawać, że nie umie utrzymać się na miotle, oraz że wszystkie kafle wypadają mu z rąk, co rozbawiło jego towarzyszy do łez.
- Przestańcie! – krzyknęłam, wyjmując różdżkę. Nim ktokolwiek z Gryfonów zdążył zareagować, niewerbalnie rzuciłam zaklęcie Expulso. Po sekundzie wszyscy uczniowie leżeli obolali na zimnej posadzce. Odwróciłam się i puściłam biegiem. Mijając korytarze, na szczęście już nikogo nie spotkałam. Wbiegłam do pierwszej pustej sali i zsunęłam się po drzwiach na podłogę, ciężko oddychając. Czułam, jak szybko bije mi serce.
Starałam się uspokoić oddech. Po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza,którą szybko otarłam.
Po pięciu minutach otworzyłam oczy.Znajdowałam się w Sali od Transmutacji. Gdy spojrzałam w lewo, coś przykuło moją uwagę. Wstałam i wzięłam ów przedmiot w ręce...    

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now