Rozdział 25

213 29 18
                                    

Syriusz Black. Tak, TEN Syriusz Black przechadzał się właśnie po gabinecie samego Albusa Dumbledore'a. Na dodatek towarzyszył mu mój ojciec chrzestny - Severus Snape. Nic z tego nie rozumiałam... Przecież Black uciekł z Azkabanu dwa lata temu i jest jednym najbardziej poszukiwanych przestępców na całym świecie! Biuro Aurorów jest oblepione jego zdjęciami, a oni sami spędzają dnie i noce, na odnalezienie go, a więc jak to możliwe, że on jest sobie teraz tu, w Hogwarcie? Przeszło mi przez myśl, że mapa się myli, jednak wszystko inne się zgadzało.
Po mniej więcej dziesięciu minutach Syriusz nagle zniknął, zapewne po użyciu proszku Fiuu, a Snape wrócił do lochów.
- Koniec psot - szepnęłam, a magiczny przedmiot z powrotem zmienił się w „zwykły" kawałek pergaminu. Odłożyłam go do szuflady i wygodnie ułożyłam się w łóżku, szczelnie okrywając kołdrą, po czym błyskawicznie zasnęłam.

***
Przez kolejne kilka dni zastanawiałam się, o co mogło chodzić z Syriuszem. Starałam się też wybadać, co wie Snape, jednak z marnym skutkiem. Nie mogłam przecież zapytać go wprost. Mapą Huncwotów „bawiłam się" kilka razy dziennie. Dzięki niej odkryłam aż CZTERY nowe, sekretne wyjścia z Zamku i już planowaliśmy całym naszym Trio wybrać się na nocną przechadzkę po okolicy.
Był jednak nadal pewien aspekt, który nie dawał mi spokoju, a ten aspekt zwał się...
- Weasley! Czy ty zawsze musisz być taką fajtłapą? - warknął Snape na mojego towarzysza.
No tak... Właśnie ON. Ale chwila, na pewno zastanawiacie się teraz, o co w ogóle chodzi? Otóż już tłumaczę. Na środową lekcję eliksirów Nietoperz zaplanował pracę w parach... Mieszanych parach, więc takim o to sposobem, tworzę dziś eliksir z panem Weasleyem. Czy się cieszę z tego powodu? Myślę, że można to tak określić.
- Ja wcale nie jestem fajtłapą! - rudzielec zaczął się bronić.
- Ja wcale nie jestem fajtłapą, proszę pana. - poprawił go Snape, a ja zachichotałam. Profesor puścił moją reakcję mimo uszu.
- Nie ma potrzeby zwracania się do mnie... auć! - Fred przerwał swą wypowiedź, w momencie, w którym mało dyskretnie nadepnęłam mu na stopę.
- Co chciał pan powiedzieć, panie Weasley? - Mistrz Eliksirów przypatrywał mu się uważnie, podobnie jak reszta klasy.
- Nic takiego. - mruknął chłopak.
- Nic takiego...?
- Nic takiego, proszę pana. - powiedział z udawaną grzecznością i uśmiechem, którego nie powstydziłby się sam morderca.
- W takim razie, proszę wracać do pracy, inaczej panienka Midnight ucierpi na pańskim... Braku zainteresowania. - powiedział, plując wokół jadem, po czym skierował kroki w stronę Blaise'a, który swoją parę tworzył z Jordanem.
- Nie trzeba było nic robić. Wygarnąłbym mu i tyle - powiedział z wyrzutem.
- I dostałbyś szlaban. Nie ma za co - mruknęłam - A składnik standardowy mamy dodać po gałązkach waleriany, a nie przed - powiedziałam, łapiąc go za dłoń, w której trzymał nieodpowiedni element. Poczułam mrowienie w miejscu, gdzie moja skóra zetknęła się z jego. Fred szybko cofnął rękę.
- A, no tak. Racja. - powiedział, po czym wrzucił wcześniej wspomniane gałązki do wywaru. Zaczęłam mieszać wszystko zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Kątem oka zauważyłam, że rudzielec zerka na mnie.
- Coś nie tak? - zapytałam, patrząc na niego.
- Yyy... n...nie skąd - rzekł, jąkając się, po czym odwrócił wzrok. Zauważyłam rumieńce na jego policzkach. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zawstydzony Weasley? Kto by pomyślał...
- Czy ty się rumienisz? - zapytałam tak, by tylko on to usłyszał.
- Ja? Pff, jeszcze czego. Ja... Ja po prostu czasem tak mam. To przez te opary z tego no... eliksiru. - odpowiedział, plącząc się we własnej wypowiedzi.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Mnie nie oszukasz, drogi Weasley.
- Ja... yyy Rose? Ile ty już to mieszasz? Wystarczy!
- Och, nie zmieniaj tema... - niedane było mi dokończyć, gdyż cała zawartość naszego kociołka wyleciała w powietrze z ogromnym hukiem, brudząc przy tym całą salę.
- WEASLEY! MIDNIGHT! Jak można być tak nieuważnym! - Snape zaczął wrzeszczeć na nas tak głośno, że z pewnością słyszał go cały Hogwart. - Szlaban. Dziś o dwudziestej - warknął wkurzony. - Pozostali, mogą podziękować tej o to dwójce, gdyż lekcje eliksirów na dzisiaj skończone... - wypowiedź Snape'a została przerwana przez entuzjastyczne krzyki uczniów - Jednakże - profesor uciszył ich jednym ruchem ręki - Za karę, na przyszły tydzień każdy z was ma przygotować referat, na PIĘĆ stóp pergaminu, na temat zasad postępowania z eliksirami - tym razem dało się słyszeć pomruki niezadowolenia.
- A teraz marsz mi stąd - warknął Snape, po czym skierował swoje kroki do prywatnych lochów.
- Dzięki Rose... - mruknął Blaise.
- Ej! To wcale nie moja wina.
- Właśnie Diable, wrzuć na luz. To wszystko przez tego durnego Weasleya. Kochana, tak ci współczuję szlabanu z nim - Liv patrzyła na mnie ze zrozumieniem. Problem w tym, że nic nie rozumiała...
- Tsa... Ja sobie też - westchnęłam, po czym ruszyliśmy na obiad.

***

Na lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami kompletnie nie potrafiłam się skupić. Myślami byłam na szlabanie, który miał się zacząć za niecałe pięć godzin.
Hagrid pokazał nam małego jednorożna, który był naprawdę uroczy, jednak najwyraźniej nie na tyle, by w pełni zainteresować moją osobę.
Po skończonej lekcji zagadnął mnie gajowy.
- I jak tam się czujemy? Widzę, że coś dzisiaj zamyślona jesteś. Coś się stało? - pół-olbrzym spojrzał na mnie z prawdziwą troską w oczach. Chyba zaczynałam tego gościa lubić.
- Och... Przepraszam Hagridzie. Jednorożec był naprawdę świetnym pomysłem i obiecuję, że na następnej lekcji będę bardziej aktywna - uśmiechnęłam się - I nie, nic wielkiego się nie stało, po prostu nie wyspałam się i martwię się trochę dzisiejszym szlabanem.
- Coś zmajstrowała?
- Um... Kociołek mi wybuchł...
Hagrid zaczął się śmiać, a ja po chwili dołączyłam do niego.
- No tak, zdarza się najlepszym. To tego, powodzenia na szlabanie i uważaj na kolejnej lekcji eliksirów. - powiedział przyjaźnie, ocierając łzy śmiechu.
- Dziękuję i będę na pewno! - pożegnałam się z nauczycielem i pobiegłam w stronę lochów.

***
Z Pokoju Wspólnego Ślizgonów wyszłam za pięć ósma, ze szczerą nadzieję, że będę na czas. Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku miejsca, gdzie miał odbyć się szlaban. Na szczęście zdążyłam w ostatniej chwili.
Stanęłam przy drzwiach i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu mojego towarzysza broni.
- Mnie szukasz?
Pisnęłam, usłyszawszy za sobą znajomy głos. Odwróciwszy się ,ujrzałam Freda, z tym swoim szelmowskim uśmiechem. Wyglądał na wyluzowanego.
Nie dane mi było odpowiedzieć, gdyż drzwi do Sali eliksirów otworzyły się gwałtownie i stanął w nich sam Severus Snape.
- Do środka - warknął.
Dopiero teraz zauważyłam, jakie ten jeden wybuch spowodował straty. Wszystko, począwszy od podłogi, a na suficie kończąc, było upaprane w dziwnej, niebieskiej mazi.
- Różdżki. - zażądał Nietoperz, wystawiając dłoń, na której posłusznie położyliśmy nasze magiczne przedmioty - Macie dwie godziny na sprzątnięcie tego całego bałaganu. Ma być tak czysto, że będę mógł się przejrzeć w kafelkach, jak w lustrze, zrozumiano?
W odpowiedzi mruknęliśmy coś niezrozumiale, a Snape wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Westchnęłam, podchodząc do zbioru środków czyszczących. Problem tkwił w tym, że były to mugolskie środki, na których kompletnie się nie znałam. Wzięłam więc pierwszy, lepszy płyn i stwierdziłam, że za jego pomocą umyję wszystkie stoły. Fred miał zająć się resztą.
Praca, szła mi bardzo powoli. Czułam, że ręka zaraz mi odpadnie, od tego szorowania. Zmęczona oparłam się o blat i westchnęłam.
- Jeśli ładnie poprosisz, to ci pomogę. - Weasley uśmiechał się radośnie. W ogóle nie rozumiałam tego gościa... Ani tego, co do niego czuję...
Prychnęłam, niczym rozjuszona kotka, powracając do poprzedniego zajęcia, jednak jego spojrzenie, które czułam na sobie, bardzo mi to utrudniało. Po jakimś czasie zauważyłam, że zostały mi jeszcze trzy stoły... „To mi zajmie wieczność" - pomyślałam, mocząc gąbkę w wodzie z płynem.
Drgnęłam, czując, że chłopak stoi tuż za mną. Gryfon przerzucił moje włosy na lewe ramię, delikatnie muskając przy tym szyję. Ten subtelny dotyk sprawił, że przeszedł mnie dreszcz.
- Prośba o pomoc wcale nie musi być oznaką słabości. - szepnął wprost do mojego ucha. Przygryzłam wargę, starając się opanować przyspieszone bicie serca. Miałam wrażenie, że jego dudnienie słychać było po drugiej stronie Zamku.
Chłopak machnął różdżką, specjalnie w taki sposób, abym to zobaczyła, a cały bałagan zniknął.
Obróciłam się przodem do niego, wypuszczając gąbkę z rąk.
- Miałeś ją przez cały czas? - zapytałam z wyrzutem. On tylko zaśmiał się dźwięcznie.
- Proponowałem ci pomoc.- powiedział, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się. Tym razem nie odwróciłam wzroku. Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo mnie do niego ciągnie. Działał na mnie niczym magnes... Właśnie, magnes... Uśmiechnęłam się w duchu na to wspomnienie.
Gryfon niepewnie zaczął gładzić mój policzek kciukiem. Czułam przyjemne mrowienie wszędzie tam, gdzie mnie dotykał.
- Nie potrzebuje pomocy... - szepnęłam. Fred uśmiechnął się lekko, nachylając powoli.
- W to nie wątpię - również szepnął, odgarniając mój niesforny kosmyk włosów za ucho. Gdy delikatnie dotknął kciukiem mojej dolnej wargi, poczułam ciarki na całym ciele. Z jego pięknych, brązowych oczu, zwróciłam wzrok na kształtne usta. Jeszcze nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty, by kogoś pocałować. Nasze twarze dzieliły milimetry, a oddechy mieszały się ze sobą. Czułam, jak chłopak wplątuję dłoń w moje włosy. Przymknęłam oczy, gotowa na to, co miało zaraz nastąpić...

____________________
Hej! ^^
W rozdziale pełno Freda... ale czo ten Syriusz? :D

Kolejny rozdział za tydzień!

Gwiazdka? Komentarz? To bardzo motywuje!♥

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now