Rozdział 20

201 29 7
                                    

  Po skończonym śniadaniu ja, Harry i Ron poszliśmy do dormitorium chłopaków, by przegadać dość istotną kwestię.
- Pomyśl Harry. Gdzie ostatni raz ją miałeś? – mówiłam dokładnie to, co według mnie powiedziałaby Granger.
- W Sali od transmutacji chyba... ale nie jestem pewien – chłopak wyglądał na załamanego. Usiadł na skraju łóżka i schował twarz w dłoniach.
- Spokojnie stary. Nawet jeśli ktoś ją znajdzie to i tak nie wie, jak ją otworzyć – Weasley starał się pocieszyć przyjaciela.
- Właśnie. Masz rację Ron. Tylko my wiemy jak ją aktywować. No, my i bliźniaki – Harry wyraźnie próbował pocieszyć samego siebie. Ja natomiast miałam gonitwę myśli.
- Ehh... chciałbym móc znów na nią spojrzeć – rudzielec uśmiechnął się smutno, po czym machnął różdżką, mówiąc – Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. – chłopcy zaśmiali się.
- Tylko nie zapomnij na końcu powiedzieć „koniec psot", bo wtedy każdy ją odczyta – Gryfoni dalej się śmiali, a ja... no cóż w środku skakałam niczym mała dziewczynka, która właśnie dostała upragnionego zwierzaka. Nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo poszło.
-Hermi, co jest? – zapytał zaniepokojony Harry.
- Och, nic. Po prostu zamyśliłam się. Przypominałam sobie zaklęcia z transmutacji – powiedziałam pewnie, uśmiechając się do chłopaków.
- No tak... Sumy – westchnął Weasley. – Odrobiliście już zadanie z eliksirów?
- Jeszcze się za to nie zabrałem... Hermiona pomogłabyś nam?
- Pewnie – uśmiechnęłam się, jednak zobaczywszy ich zaskoczoną minę, dodałam szybko – Ale żadnego spisywania oczywiście! Najpierw macie sami spróbować.
- Jak zawsze..
- Co będziemy robić na następnym spotkaniu? – postanowiłam kuć żelazo, póki gorące.
- Będziemy dalej ćwiczyć zaklęcie Expelliarmus, gdyż nie wszyscy je jeszcze opanowali. Myślałem też, żeby wprowadzić zaklęcie Rictusempra. Bardzo przydatne podczas walki. Co myślicie?
- Jestem za – powiedział ochoczo Ron.
- Ja też – uśmiechnęłam się. „Czyli oni się tam uczą?"
- Tylko nie wiem jak my sobie poradzimy bez mapy... - Harry'ego znów opuścił dobry humor. Było mi go nawet trochę szkoda... ale tylko troszkę.
- Damy radę – po tych słowach wstałam i ruszyłam do wyjścia – Idę do siebie... Pouczyć się.
-Okey, to do zobaczenia Miona.
- Narka.
- Do zobaczenia chłopaki – pożegnałam się, po czym wyszłam z pokoju. Po chwili weszłam do dormitorium Granger, które całe szczęście świeciło pustkami. Rozejrzałam się. Ustawienie mebli było takie same jak w dormitorium Ślizgonów. To, co różniło te pokoje to kolorystyka. Szkarłatno – złoty wystrój wydawał się o wiele cieplejszy i bardziej przytulny od srebrno – zielonego, do którego zresztą zdążyłam już przywyknąć. Przez okno znajdujące się naprzeciwko mnie zobaczyłam piękny widok – szerokie błonia, ogromne jezioro, błękitne niebo i jasne słońce. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Coś czułam, że każdego ranka wolałabym widzieć to, niż nudną, zielonkawą wodę, parę wodorostów i ryb.
Postanowiłam przeszukać rzeczy Gryfonki. Niby było to niegrzeczne. Musiałam jednak zdobyć więcej informacji, a tu mogłam je znaleźć. Cel uświęca środki, czyż nie?
Minęła godzina, a ja nadal nie znalazłam nic prócz książek, ciuchów czy starego pamiętnika, do którego oczywiście nie zajrzałam i na pewno nie z niego dowiedziałam się, że Hermiona ma kompleks małych piersi. Wkurzona zatrzasnęłam wieko kufra. Coś pstryknęło i wysunęła się boczna szufladka.
- Bingo – zawołałam radośnie, zaglądając do środka. Znalazłam tam kawałek pergaminu. Wzięłam go do rąk i przyjrzałam mu się uważnie. Na samej górze widniał napis „Gwardia Dumbledore'a"
- Podwójne bingo – uśmiechnęłam się triumfalnie. Oto w mych rękach spoczywała pełna lista członków tej całej Armii. Weasley, Potter, Grenger, bliźniacy, Luna, Ginny, Cho Chang, Angelina, Lee, Smith to tylko niektórzy. W sumie było ich dwudziestu dziewięciu. Sporo. Usłyszawszy, że ktoś tu wchodzi, szybko schowałam pergamin do szufladki, zatrzasnęłam ją i usiadłam na łóżku, biorąc pierwszą lepszą książkę.
- O hej Miona – Lavender Brown uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Cześć Lavender – odwzajemniłam gest.
- Nie jesteś w bibliotece?
- Um... Postanowiłam, że pouczę się tutaj.
-Historii Hogwartu? – jedna brew dziewczyny powędrowała do góry.
Zerknęłam na książkę. „Cholera.."
- Uczyłam się wcześniej, a to wzięłam dla relaksu – stwierdziłam pewnie, z nadzieją, że blondynka na to pójdzie.
- Aaaa, to wszystko jasne – zaśmiała się. Całe szczęście, że była tępa. Albo ja sprytna. Lub jedno i drugie.
- Widziałaś może Parvati? Nigdzie nie mogę jej znaleźć – mówiąc to, usiadła na łóżku i zmieniła szkolne buty na dziesięciocentymetrowe koturny.
- Niestety nie. Może gdzieś się szwęda z siostrą. Lub w ogóle jest w Pokoju Wspólnym Krukonów – zerknęłam na trzymaną przeze mnie książkę. Tekst wytłuszczonym drukiem głosił „Istnieje legenda, że dziedzic Gryffindora i dziedzic Slytherina stąpają po naszej ziemi". „Ta jasne. I chodzą ze starym Merlinem na Ognistą" – pomyślałam, po czym parsknęłam śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? – zapytała blondynka, jednak po chwili machnęła ręką – Zresztą nieważne. Podobają ci się moje nowe buty? Rodzice przysłali mi je wczoraj.
Zerknęłam na nie. Gdyby usunąć ten cały brokat i różowe kokardki byłby całkiem spoko. Jednak teraz... Mocne dwa na dziesięć.
- Nie są najgorsze, ale według mnie zbyt wysokie – odpowiedź, ala Hermiona Grenger.
- Czy ja wiem... - dziewczyna zaczęła im się przyglądać. – E tam. Są cudne. Dobra, wiesz co, to ja już lecę do Zachodniej Wieży poszukać Parvati. Gdyby tu przyszła to powiedz, że jej szukam. Pa! – i już jej nie było.
- Zwariowana dziewczyna – mruknęłam do siebie i powróciłam do lektury. „Nic nie wiadomo natomiast na temat dziedziców Ravenclaw i Hufflepuff. Najprawdopodobniej, że nie dożyli naszych czasów" – zerknęłam na datę wydania. 1980 – wydanie czwarte.
- Dziwne... - mruknęłam, odkładając opasłe tomisko na miejsce. Usiadłam na łóżku, analizując sytuację. Informacje o Mapie Huncwotów – jest. Informacje o Gwardii Dumbledore'a – jest. Czyli w sumie wszystko, co chciałam się dowiedzieć... Blaise i Olivia chcą wydać informacje, które zgromadzę o stowarzyszeniu, różowej ropusze. Ja też chciałam, jednak teraz... nie byłam tego taka pewna. Skoro oni się tam uczą... - westchnęłam – Teraz gdy nastały mroczne czasy każdy czarodziej powinien znać, chociaż te podstawowe zaklęcia. Ale przecież należę do Brygady Inkwizycyjnej i podanie listy nazwisk było moim obowiązkiem...
- Pieprzyć obowiązki - stwierdziłam, kładąc się na łóżku. Zauważywszy, że coś leży pod poduszką, wzięłam to do rąk i usiadłam. Tytuł książki brzmiał „Romeo i Julia" Williama Shekspira.
- Pierwsze słyszę... Pewnie coś mugloskiego – otworzyłam książkę na pierwszej, lepszej stronie.
„Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany" – Interesujące – mruknęłam, wertując książkę dalej. –„Próżno szukać, takiego, co nie chce być znalezionym" – Naprawdę niezłe. Ej, czemu ja gadam do siebie? Idiotka – zrobiłam face palm'a po czym użyłam różdżki i nie minęła sekunda, a zamiast jednej, to dwie książki leżały na łóżku. Zadowolona z efektu schowałam książkę do wewnętrznej kieszeni szaty. Zerknęłam na zegarek: 13;10 – pora lunchu. Wypiłam odmierzoną dawkę eliksiru wieloskokowego i ruszyłam na obiad.

***
Posiłek spędziłam w przemiłej atmosferze Ginny i Luny. Cholera, zaczynałam je lubić.
Z obiadu wracałam sama, gdyż dziewczyny musiały coś załatwić. Na piątym piętrze natknęłam się na Smoka i jego świtę.
- Co tam szlamo? – zawołał blondyn, czym wywołał slawę śmiechu wśród piątoklasistów.
„Myśl jak Grenger, myśl jak Grenger" – powtarzałam w myślach niczym mantrę.
- Odwal się Malfoy – warknęłam. Ślizgoni spojrzeli po sobie zaskoczeni. Ups... chyba powinnam była ich zlekceważyć...
- No, no Grenger. Nie ładnie, bardzo nie ładnie. Odejmuję Gryffindorowi dziesięć punktów za twój niewyparzony język. – Draco puszył się niczym paw. Pancy zachichotała.
- Zostawcie ją w spokoju – ni stąd ni zowąd pojawił się Neville.
- Uuu... Longbottom bronisz narzeczonej? – kolejna fala śmiechu.
- Co tu się dzieje? – McGonagall patrzyła na nas ze złością. Poprawka – na uczniów Domu Węża – Malfoy przestań w końcu dokuczać innym.
- Ależ my tylko rozmawialiśmy pani profesor – zaszczebiotała mopsica.
- Już ja Was znam – wycelowała w nich palcem – Marsz mi do lochów. W tej chwili! – Ślizgoni posłusznie odeszli – Mam nadzieję, że do niczego nie doszło – profesorka spojrzała na nas.
-Nie, nie proszę pani – odpowiedział Neville, a ja kiwnęłam głową.
- To dobrze. Hermiono, z referatu dostałaś wybitny, a ty Neville... Zadowalający – powiedziała, po czym odeszła, zostawiając nas samych.
- Dzięki za pomoc Neville – uśmiechnęłam się do chłopaka, a jego policzki zaczerwieniły się. Czyżby czuł coś do naszej Gryfonki?
- Nie ma za co Miona. Idziesz do Pokoju Wspólnego?
- Tak.
- Mogę iść z tobą? – zapytał nieśmiało.
- Jasne.
Całą drogę do Wieży rozmawialiśmy o zielarstwie.
Muszę przyznać, że ten chłopak jest bardzo miły i ma ogromną wiedzę na temat roślin. Jednak mimo wszystko to nadal zdrajca krwi, nie?  

_______

Cześć i czołem :D 
Nasza Rose coraz bardziej wkręca się w rolę... A Wy chcielibyście na jeden dzień zmienić się w Hermionę? A może w kogoś innego? Gdybym była Gryfonką, to z chęcią zmieniłabym się w jakąś Ślizgonkę, żeby obczaić, jak to jest heh ;P

Kolejny rozdział w sobotę, a jutro pojawi się nominacja ;3


Gwiazdka? Komentarz? To bardzo motywuje! ♥

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now