Rozdział 15

249 28 15
                                    

Ważna notka pod rozdziałem!


Szybkim krokiem ruszyłam w stronę bliźniaków. Zauważyłam, że w Sali znajduje się jakieś trzy czwarte uczniów. Po wejściu do środka krzyknęłam za chłopakiem.
- Hej, Fred! – rudzielec odwrócił się w moim kierunku, Teraz nie było odwrotu. Czułam, że robię źle, ale jednocześnie wiedziałam, że tak będzie lepiej. Taki absurd. I tak nie mogłam z nim być. Taki związek nie miałby przyszłości.
Zresztą przegrałam ten głupi zakład i musiałam to zrobić.
Chłopak wyglądał na zdezorientowanego, jednak delikatnie się do mnie uśmiechnął. „Nie pomagasz" – pomyślałam, po czym szybko podeszłam do niego, złapałam go za koszulę, tym samym przyciągając do siebie i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. To, co poczułam... Nie dało się tego opisać słowami. Fred mimo zaskoczenia odwzajemnił gest. Poczułam jego dłonie na mojej tali, swoje natomiast przeniosłam na kark chłopaka, by następnie wplątać je w jego włosy, które tak jak przypuszczałam, były jedwabiście miękkie. Gryfon całował mnie delikatnie i ostrożnie, jakby się bał, że mu ucieknę. Jednak to, co zamierzałam zaraz zrobić, było o wiele gorsze od ucieczki.
Uczucie, które pojawiało się w moim brzuchu za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, wzrosło dziesięciokrotnie. W tej chwili nic i nikt nas nie obchodziło. Liczyliśmy się tylko my. Nie miałam pojęcia, ile trwał pocałunek, jednak byłam pewna, że więcej niż 5 sekund. Powoli oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Czułam się jak w transie. W oczach chłopaka zauważyłam coś, czego nie potrafiłam wyjaśnić. Tą cudowną chwilę przerwały gromkie brawa i śmiechy uczniów. Byłam pewna, że Ślizgonów. Odsunęłam się od niego i z bolącym sercem zaczęłam teatrzyk, którego każdy ode mnie oczekiwał.
- Wygrałam – sztuczny uśmiech zagościł na mojej twarzy.
- No, no, no. Zawsze w ciebie wierzyłem – Blaise zaśmiał się. Cała Sala zamilkła.
- To... To był zwykły zakład? – Fred wyglądał jak zbity szczeniak. To było w tej chwili najlepsze porównanie. Dostrzegłam ból w jego oczach.
- Oczywiście, że tak – prychnęłam – Myślisz, że ktoś taki jak JA z własnej woli pocałowałby kogoś takiego jak TY? – zaśmiałam się wrednie – Jesteś nic nie wartym, pieprzonym zdrajcą własnej krwi. Jeśli myślisz, że jakakolwiek dziewczyna kiedyś się w tobie zakocha, to jesteś w błędzie. Nie wiem, czego tu szukasz. Najlepiej wracaj do domu i z niego więcej nie wychodź, bo nie mogę na ciebie patrzeć. A może chcesz trochę kasy na drogę? Czy stać cię na powrót? – słowa niekontrolowanie wydobywały się z moich ust. Zlekceważyłam złe uczucia, które towarzyszyły mi podczas tej gadaniny. Ślizgoni zaczęli klaskać, gwizdać i śmiać się. Z wrednym uśmiechem zerknęłam na chłopaka. W jego pięknych, brązowych oczach dostrzegłam ogromny ból, smutek i złość. Te emocje przytłoczyły mnie, jednak nie wychodziłam ze swojej roli.
- No co, Weasley? Zatkało? – zaśmiałam się.
- Nienawidzę cię – słowa chłopaka wryły się głęboko w moją pamięć. Fred wyszedł z Wielkiej Sali z niewzruszoną miną, jednak jego oczy zdradzały wszystko. Tuż za nim pobiegł George.
Podeszłam do stołu w akompaniamencie głośnego aplauzu. Każdy Ślizgon składał mi gratulacje, a uczniowie innych domów patrzyli na mnie z niechęcią, niektórzy nawet wrogo.
- Wielki szacunek – Diabeł uśmiechnął się i zrobił mi miejsce.
- Dzięki... - mi nie było do śmiechu.
- Ej, skąd ten zły humor? Byłaś genialna – Liv zaśmiała się – Totalnie zmieszałaś go z błotem. Łatwo się chłopak teraz nie pozbiera.
- Mhm... – mruknęłam, sięgając po kubek kawy.
- Przejdzie ci – Diabeł szturchnął mnie lekko w ramię – Poczucie winy zniknie za jakąś dobę. Im więcej takich numerów, tym łatwiej samemu ze sobą – na końcu wzruszył beztrosko ramionami.
Słowa przyjaciela nie pocieszyły mnie. Resztę śniadania spędziłam w ciszy.

***

Kolejny tydzień był najgorszym okresem w historii. Historii mojego życia oczywiście. Poczucie winy nie zmalało. Czułam się okropnie z tym, co zrobiłam. Fred traktował mnie jak powietrze. Nie patrzył na mnie, nie reagował na zaczepki Ślizgonów, gdy ja byłam w pobliżu. Stał się poważny i smutny. Serce krajało mi się na jego widok. Tak bardzo chciałam do niego podejść, przytulić go i... przeprosić... Ale nie mogłam.
Ślizgoni raz po raz śmiali się z tego, co zrobiłam i gratulowali mi. Miałam tego serdecznie dosyć. Wcześniej uczniowie Ravenclawu i Hufflepuffu traktowali mnie normalnie. Teraz wszyscy patrzyli na mnie jak... Jak na wroga... Jak na Ślizgonkę, którą nigdy nie chciałam się stać. Liv natomiast chodziła cała w skowronkach. Uważała tę sytuację wręcz za idealną. Ja nie podzielałam jej optymizmu. Na co dzień stałam się opryskliwa i ogólnie rzecz biorąc, zachowywałam się, jakbym miała okres. O, chwila. Ja miałam okres, więc zrzućmy winę na niego. Jednak mimo mojego zachowania, głos sumienia nawiedzał mnie każdego dnia, a sądziłam, że w ogóle go nie mam, a jeśli tak, że to jest ono wybrakowane, Jednak teraz, obudziło się i nie dawało mi ani chwili wytchnienia. Można rzec, że czasami słyszałam jego głos wewnątrz mojej głowy. „Źle postąpiłaś" „Popełniłaś błąd" – to były najczęstsze zwroty.
Smutek również mnie nie opuszczał... Naprawdę nie rozumiałam tej sytuacji. Przecież to tylko durny Weasley, z którym nic a nic mnie nie łączy... Powtarzałam to sobie każdego dnia, w nadziei, że te słowa dadzą mi upragnione ukojenie i wewnętrzny spokój.

***

Dzisiaj nastał, przez tak wielu wyczekiwany, trzydziesty pierwszy października. Noc Duchów. Kiedyś jeden z moich ulubionych dni w roku. Teraz... Taki sam jak każdy inny. Po skończonym śniadaniu udałam się na piętro, gdzie miała odbyć się pierwsza lekcja. Pod klasą transmutacji, na moje nieszczęście, na nauczycielkę czekali sami Gryfoni. Po moim przybyciu wszystkie rozmowy ucichły. Podeszłam do ściany jakieś pięć stóp od wcześniej tu zgromadzonych, oparłam się o nią i wyjrzałam przez okno. Dzień zapowiadał się mroźnie, aczkolwiek słonecznie. Szczelniej okryłam się szatą, jakby miało mnie to ochronić przed palącym spojrzeniem uczniów. Zerknęłam w ich stronę. Nie myliłam, patrzyli na mnie z wrogością. No... Prawie wszyscy. Fred jako jedyny miał mnie gdzieś. I to bolało...
Po chwili na horyzoncie pojawili się Blaise, Liv i reszta Ślizgonów.
- Hej. – Szarooka na przywitanie pocałowała mnie w policzek.
- No hej. – przywitałam się z przyjaciółmi.
- Co tam Rose? Jak leci? – Blaise tryskał radością.
- Ehh. No jakoś leci... – uśmiechnęłam się sztucznie.
- Poczekaj... Wiem, co poprawi ci nastrój – błysk w oczach Diabła nie oznaczał nic dobrego – Co tam Weasley? Może miałbyś ochotę na całusa? – Ślizgoni ryknęli śmiechem. Jeżeli Blaise myślał, że w ten sposób poprawi mi humor, to jest totalnym kretynem. O, chwila. On jest totalnym kretynem.
- Zamknij się Zabini. Ty i Midnight jesteście siebie warci – warknął George, zaciekle broniąc brata.
- I kto to mówi? Pieprzony zdrajca własnej krwi. – Diabeł splunął na podłogę w geście pogardy.
- Tylko na to cię stać? Na wyzywanie od statusu krwi? Wiedziałem, że jesteś ograniczony, ale żeby aż tak? – rudzielec nie dawał za wygraną. Ślizgon wyciągnął różdżkę. Wiedziałam, że jeżeli tego nie przerwę, to będzie niezła kaszana.
- Blaise... Daj spokój – powiedziałam łagodnie, chwytając przyjaciela za rękę.
- Mam dać spokój temu cymbałowi? Po moim trupie! – Zauważyłam, że George również przygotował się do ataku. Zaraz zrobi się tu gorąco...

__________________
Hej!
Sądzicie, że zachowanie Rose było dobre?
A może powinna postąpić inaczej? 

Info

Jak pewnie dobrze wiecie, wielkimi krokami zbliżamy się do końca wakacji.
Nowa szkoła, nowi nauczyciele, nowi znajomi, nowe przedmioty - szkoła średnia to już nie przelewki. Dlatego mam nadzieję, że zrozumiecie, iż od 1 września, nowe rozdziały będą pojawiać się regularnie, aczkolwiek raz w tygodniu - w sobotę.

Do następnego!

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now