Rozdział 32

152 25 11
                                    

Na wstępne chciałam Wam ogromne podziękować za 5 tysięcy wyświetleń i ponad 500 gwiazdek!
Boże, nigdy nie sądziłam, że te liczby będą tak wysokie. Jesteście niesamowici ♥
Cieszę się, że to, co sobie tam bazgram wieczorami, komuś na prawdę się podoba.
Większość z Was sama pisze, więc wiecie jakie to wspaniałe uczucie.
Kiedy nie mam ochoty albo nie mam o czym pisać, po prostu wpadam poczytać komentarze i od razu moja motywacja sięga sufitu, a wena jakoś tak przychodzi. Dziękuję, że jesteście, bo bez Was to wszystko nie miałoby sensu. ♥
Dobra, dobra już nie zanudzam i zapraszam do czytania ^^

***

Obudziły mnie poranne promienie słońca. Niezbyt zadowolona z faktu, że pora wstawać, nakryłam twarz kołdrą, wzdychając ciężko. Chwila... Poranne promienie słońca? Byliśmy w podziemiach, tu nie ma słońca! Zdezorientowana usiadłam na łóżku, rozsuwając jego kotary, a moim oczom ukazała się... Wielka piłka, która sama świeci, niczym miliony małych, kolorowych lampek? Zerknęłam pytająco na przyjaciółkę, na której łóżku leżał owy dziwny przedmiot.
- O, hej Rose - Liv uśmiechnęła się do mnie promiennie - To tak zwana Kula Disco. Przygotowuję ją na piątkową imprezę. Fajna, co?
- To chyba nie jest nasze, jeśli wiesz, co mam na myśli? - zapytałam, rozciągając się.
- Nie, mugolskie. I nie pytaj skąd to mam - dodała, widząc moje zdziwione spojrzenie, po czym roześmiała się radośnie, a ja tuż po chwili dołączyłam do niej. Miałam dzisiaj zadziwiająco dobry humor. Oby nic go nie popsuło.
- Dzisiaj tylko zaklęcia i numerologia. No, ty masz ONMS. - powiedziała szatynka, pakując odpowiednie książki do torby. Zerknęłam na nią z ukosa.
- Który dzisiaj? - zapytałam, lekko panikując.
- 28 listopada, a co?
- Mam zebranie Brygady Inkwizycyjnej po lekcjach... A właściwie to przesłuchanie - mruknęłam niezadowolona. Umbridge zorganizowała przesłuchanie, by dowiedzieć się czegokolwiek na temat tajnych stowarzyszeń. Pozostałe domy zdążyła już wypytać, został tylko Slytherin, ale z niego wzięła zaledwie garstkę, zapewne wybranych losowo uczniów.
- Jakoś przetrzymasz obecność tej różowej ropuchy. - rzekła, starając się mnie pocieszyć.
- Jakoś muszę... - westchnęłam, wchodząc do łazienki.

***

Na lekcji z Flitwickiem ćwiczyliśmy zaklęcia uzdrawiające. Nie powiem, temat lekcji bardzo mnie zaskoczył, aczkolwiek w końcu uczyliśmy się czegoś, co może nam się przydać w przyszłości.
Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami przebiegła wyjątkowo spokojnie. Hagrid pokazał nam jak obchodzić się z chochlikami, co było do niego niepodobne. On zawsze wybierał „ciekawsze" okazy. Coś musiało się stać. Chciałam iść za nim, jednak wtedy na pewno spóźniłabym się na to durne zebranie, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Wchodząc po stromym wzgórzu, zwróciłam głowę w kierunku stadionu Quiditcha. W przyszłą środę miał odbyć się pierwszy w tym sezonie mecz: Gryffindor kontra Hufflepuff. Zasępiłam się na myśl, że nie jestem, w drużynie, jednak tylko na chwilę. Z tej odległości mogłam dostrzec jedynie smugi czerwieni, co oznaczało, że teraz trenują Gryfoni. W tym także on.
Westchnęłam, odganiając od siebie wspomnienia wczorajszego pocałunku... I wizje kolejnego. Co by na to wszystko powiedzieli moi przyjaciele? A ojciec?
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę zamku, nie pozwalając sobie na rozwinięcie wewnętrznego monologu.

Po trzydziestu minutach siedziałam na drewnianym krześle, naprzeciwko biurka, które zajmowała profesor Umbridge. Gabinet nauczycielki był... To było samo zło. Różowy sufit, różowe ściany przyozdobione milionem obrazów ruchomych kotów, oraz wielki, puchaty, oczywiście, bo jakże by inaczej, różowy dywan na podłodze. Właśnie tak wyglądał pokój Diabła. Ale nie mojego przyjaciela, tylko Diabła, Szatana, zwał jak zwał, wiadomo o kogo chodzi.
- Napijesz się herbatki, kochanieńka? - zaszczebiotała słodkim głosem, a mnie aż mnie zemdliło od tej słodyczy.
- Nie, dziękuję. - odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.
- Ależ nalegam - powiedziała, podając mi filiżankę herbaty pod nos. Tak, filiżanka też była różowa.
Zerknęłam na nauczycielkę. Ubrana w ten swój różowy strój wyglądała równie ohydnie, co cały pokój.
- Rosalie, czy wiesz coś może na temat... Tajnych stowarzyszeń? Bądź może zauważyłaś coś niepokojącego, o czym natychmiast należałoby powiadomić Wielkiego Inkwizytora Hogwartu, którym rzecz jasna jestem? - patrzyła na mnie wyczekująco, stukając grubymi paluchami o blat.
- Niestety, nic nie wiem - skłamałam gładko.
- Oh, pij herbatkę, bo ci wystygnie.
„Pij herbatkę? O co jej chodzi?" - zapytałam samą siebie, unosząc filiżankę do ust. Napój pachniał i wyglądał zwyczajnie... Już wiem! Veritaserum. Ta durna krowa chciała nafaszerować mnie eliksirem prawdy! I pewnie nie tylko mnie. Udałam, że upijam łyka, a gdy jeden z kotów za jej plecami zamruczał głośno i nauczycielka odwróciła się, by sprawdzić, co się dzieje, szybko wylałam całość do kwiatka obok.
Gdy Umbridge zauważyła, że cała zawartość naczynia zniknęła, uśmiechnęła się przebiegle, ponownie zabierając głos.
- Może powtórzę jeszcze raz. Czy wiesz coś na temat niejakich tajnych stowarzyszeń?
- Niestety, nic nie wiem, pani profesor. Czy mogę już iść? - zapytałam, wstając.
- Tak, tak idź. I wezwij kolejną osobę - mruknęła, nawet na mnie nie patrząc.
Niezauważalnie pokręciłam głową, w geście politowania nad jej osobą, po czym ruszyłam do wyjścia.

Wizytę w bibliotece zaczęłam od działu wróżbiarstwa. Stwierdziłam, że cyfra dwanaście, może mieć jakieś głębsze znaczenie. Po paru minutach szukania wzięłam do rąk opasłe tomisko, oprawione w (już zniszczoną) skórę i usiadłam na ziemi, otwierając na spisie treści. Tytuł „Magia liczb" zaintrygował mnie. Jak się można było domyślić, informacje o poszukiwanej liczbie znalazłam w rozdziale dwunastym. „W licznych kulturach liczba ta ma szczególny status i istnieje dążenie do jej osiągnięcia dla zachowania harmonii i doskonałości" Po pierwszym zdaniu odłożyłam ją, by wziąć kolejną. I kolejną. Po przewertowaniu wielu książek nadal nic nie znalazłam. Zrezygnowana postanowiłam poszukać informacji o Feniksach. Jak się okazało, wszystkie były mi już znane i żadna nie mogła mieć związku z Blackiem. Wkurzona wyszłam z biblioteki i jedyne, o czym teraz marzyłam, to święty spokój, chociaż jeszcze bardziej o rozładowaniu emocji. Na moje szczęście a ich nie szczęście przy wejściu do Wielkiej Sali natrafiłam na Golden Trio oraz Malfoy'a i jego świtę. Stwierdzając, że chociaż w ten sposób się zabawię, podeszłam do nich.
- Jak śmiesz tak mówić?! - krzyknął, cały już czerwony Weasley.
- Je...
- Weasley, może trochę szacunku dla lepszych od siebie? - zapytałam pogardliwie, przerywając Draconowi i stając po jego prawej stronie.
- Lepszych od siebie? Ja widzę tu tylko gorszych - prychnął rudzielec.
- Ron... Daj spokój. To tylko Malfoy i Midnight. Godni siebie w stu procentach - zaczął czarnowłosy.
- Potter - to słowo z ust mojego kuzyna brzmiało jak obelga -Słyszałem, że Dumbledore cię unika. Czyżby jemu też znudziła się twoja buźka? - po tych słowach wybuchliśmy śmiechem.
- Ty, ty, ty głupi, rozpuszczony arystokrato! - krzyknął Weasley, tracąc panowanie nad sobą.
- Ron... Spokojnie - szepnęła Granger.
- Zamknij się ty nędzna szlamo - warknął Malfoy, a ja zachichotałam. To była jego jedyna obelga, na czarodziejów jej pokroju.
Widząc, że 2/3 Golden Trio wyciąga różdżki, postanowiłam to przerwać.
- Weasley, odejmuję ci pięć punktów za niepoprawne słownictwo, Potter tobie pięć bo cię nie lubię, Granger, twoja fryzura woła o pomstę do nieba, za to dziesięć. Miny całej trójki były bezcenne.
- Nie masz takiego prawa! - warknął oburzony rudzielec.
- Och, tak się składa, że jako członek Brygady Inkwizycynej mam takie prawo. Zresztą, zerknijcie tylko tam - powiedziałam, wskazując tablicę punktów Gryffindoru. Jeszcze parę minut temu byli na drugim miejscu, teraz, dzięki mnie spadli na trzecie.
- To niesprawiedliwe - stwierdził bliznowaty, a ja tylko się zaśmiałam.
- Według ciebie świat jest sprawiedliwy, Potter? Chodźcie chłopaki, idziemy stąd - zarządziłam, po czym wraz ze Smokiem, Grabbem i Goylem ruszyliśmy w stronę lochów.

***

Patrzyłam na skrawek papieru, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć. Wiadomość była jednoznaczna i mimo tego, że wiedziałam, co należy zrobić i tak czułam lekki stres. W dodatku na otwarcie czekał kolejny list.
- I co tym razem pisze pan X? - zapytał Blaise, uważnie mi się przyglądając. Bez słowa podałam mu wiadomość. - Nie ma mowy. - powiedział stanowczo.


Gwiazdka? Komentarz? To bardzo motywuje ♥

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora