Rozdział 7 + bonus

347 31 5
                                    


Hej :) Zostałam nominowana przez blogerkapotterka, za co jej dziękuję ^^

Nominacja:
Nominowany ma za zadanie napisać dwa mądre słowa.
Miłość & Wiara

Ja nominuję: yebyemnyetho i  Senkhara 

A teraz zapraszam na rozdział!


Powolnym krokiem ruszyliśmy do Sali. Nauczycielka szła za nami, nie spuszczając z nas wzroku.
- To wszystko Twoja wina – szepnął któryś z rudzielców.
- Moja? To chyba jakaś kpina. To przez WAS mamy szlaban.
- Tak, w Zakazanym Lesie. – odszepnął kąśliwie drugi.
- Widzę, że ktoś tu się boi.
- Czego? Zakazanego Lasu? – prychnął – Proszę cię, to nasz trzeci dom. Ale na twoim miejscu bym się ba...
- Cisza! – na głos profesorki zamilkliśmy.
Po 15 minutach każdy siedział na swoim miejscu, a McGonagall produkowała się na środku.
Całą lekcję pochłonięta byłam swoimi myślami.
Co ona sobie w ogóle myśli? Ja i szlaban? Ha! To śmieszne. Jeszcze w Zakazanym Lesie! Przecież stąd jego nazwa – jest za-ka-za-ny. Może gdybym jej to przesylabizowała, to by zrozumiała w czym problem. A jak nas coś tam zje? Albo zrani? I niby z kim my tam pójdziemy? Bo z nią na pewno nie. Może ci idioci byli tam tysiące razy, ale ja nie! Skąd mam wiedzieć jak się tam poruszać? Zresztą boję się ciemności... i pająków... i pająków w ciemnym lesie. Mam nadzieję, że chociaż będziemy mogli mieć przy sobie różdżki... i jeszcze odjęła mi punkty! Cóż... miejmy nadzieje, że ktoś je odrobi, bo dzisiaj nie jest mój dzień. Zerknęłam na nią. Ups, gapi się na mnie i chyba coś ode mnie chce... tylko co?

- Słucham? – miałam nadzieję, że powtórzy pytanie. Nie zamierzałam dostać kolejnego szlabanu.
- Pytałam się, gdzie są pan Zabini i panna Smith. – patrzyła na mnie wyczekująco.
Skłamać, czy powiedzieć dobitną prawdę? Zresztą... walić szlaban.
- Blaise ma kaca po wczorajszej balandze i stwierdził, że nie będzie się z panią męczył, natomiast Liv sobie teraz smacznie śpi.
- Że co proszę? – Nauczycielce oczy wyszły z orbit. Usłyszałam stłumione śmiechy Ślizgonów. Zerknęłam w bok – pozostali zdębieli.
- Powiedziałam, że Blaise źle się czuł rano, więc został w swoim dormitorium. Olivia tak samo. Najwyraźniej zatruli się czymś wczoraj.
Nauczycielka już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, jednak przeszkodził jej w tym dzwonek oznajmiający koniec zajęć. Nie czekając na jej pozwolenie, pospiesznie wyszłam z klasy.

***

- Zarobienie szlabanu w pierwszym tygodniu szkoły, w dodatku na pierwszym roku nauki, to chyba jakiś rekord – Liv miała niezły ubaw.
- Ha ha, bardzo śmieszne – spojrzałam na nią spod byka – Gdybyś nie spała, tylko jak człowiek poszła na te głupie lekcje, to kto wie, czy po drodze to ty nie padłabyś ofiarą kawału.
Siedziałyśmy w pokoju wspólnym, zajadając się łakociami z Miodowego Królestwa.
- Musiało to śmiesznie wyglądać – zaczęła się śmiać, a ja przywaliłam jej poduszką, w tej jej pusty łeb.
- Ej, a to za co?
- Za żywota –uśmiechnęłam się wrednie.
- Dobra, dobra ale zmieniając temat, to Marta się odzywała? – Liv ściszyła głos.
- Nie – westchnęłam – Ale może tylko dlatego, że jak na razie, skutecznie jej unikam.
- Nie dasz rady robić tego w nieskończoność.
- Wiem... starałam się zrozumieć cokolwiek i muszę pochwalić ci się rezultatami.
Opowiedziałam przyjaciółce to, co powiedziała mi Tiara, oraz słowa Marty. Obie zgodziłyśmy się, że mogła mieć rację.
- Więc, Tiara się pomyliła i?
- Przecież nie wiemy czy się pomyliła... Mama była w Slytherinie. To normalne, skoro pochodziła z rodu Blacków.
- No tak ale.. ten no jak mu tam... Syriusz też stamtąd był, a jednak trafił do Gryffindoru. Ale chwila... Jak to „Kolejny raz muszę podjąć ryzyko"? Rose, czyżby Tiara proponowała ci inny dom?
- Ugh.. to skomplikowane...
- Wie.. – urwała – wiem, że to tak nie grzecznie zmieniać temat w takiej chwili, ale nie uwierzysz kto tu idzie.
- Cześć dziewczyny. Rose, możemy porozmawiać? – odwróciłam się w stronę chłopaka. Jak się okazało przed nami stał Anthony Black, chłopak z którym Blaise siedzi na eliksirach.
- Pewnie – uśmiechnęłam się i dałam przyjaciółce sygnał, że ma spadać. Szarooka uśmiechnęła się i przesiadła na fotel po drugiej stronie Pokoju Wspólnego.
- Czy coś się stało? – spojrzałam w brązowe oczy chłopaka.
- Nie.. ja..um..... ja... ten... - Zamilkł, wziął głęboki oddech i ponownie zaczął mówić, tym razem zdecydowanym głosem. – Rose, czy chciałabyś wybrać się ze mną na spacer dziś wieczorem? – Zaskoczył mnie.
- To miło z twojej strony, że o mnie pomyślałeś, jednak muszę ci odmówić. Dzisiaj wieczorem mam szlaban.
- Och... tak.. to ten no.. szkoda – uśmiechnął się niepewnie – to.. może następnym razem. Pa – I poszedł.
Nie minęła sekunda, Liv znalazła się przy mnie.
- Czego chciał? – wyglądała jak mała dziewczynka, czekająca na gwiazdkowe prezenty.
- Zaprosił mnie na spacer.
- OMG – pisk – I??
- Przecież mam szlaban, zapomniałaś?
- A.. no tak. Szkoda, fajny z niego chłopak, ino trochę nieśmiały.
- Nieśmiały Ślizgon? A to ci dopiero – zaśmiałam się.
- Wiesz... nie wszyscy muszą być tacy pewni siebie jak my.

***
Dochodziła dwudziesta. Czekaliśmy w Sali wejściowej, skąd profesor McGonagall miała zabrać naszą trójkę na szlaban. Bliźniacy stali naprzeciwko mnie, rozmawiając ze sobą i udając, że nie istnieję. Normalnie, podeszłabym tam i zaczęła się wykłócać, ale nie miałam na to ochoty.
Spojrzałam w lewo i zauważyłam nadchodzącego Filch'a? „Dziwne, miała przyjść po nas McGonagall" – pomyślałam. Zauważyłam, że Weasley'owie również są zdezorientowani.
- Gapicie się jakbym był jakimś durnym centaurem w różowej sukience – jego głos był najbardziej skrzeczącym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszałam – Mam Was zaprowadzić do Hagrida, który zabierze Was na szlaban. Idziemy.
Posłusznie poszliśmy za nim. Zauważyłam, że zamiast zaklęcia Lumos, używa zwykłej lampy naftowej. Naprawdę dziwne, czyżby zapomniał różdżki?
- Szlaban! Co to jest szlaban? Ja to bym takie dzieciaki jak Wy wypatroszył. Skórę bym złoił, tylko porządnie, żeby piąta klepka na swoje miejsce wróciła. Taaak, kiedyś to było na porządku dziennym, ale teraz? Zakaz kar cielesnych – prychnął – kpina.
Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy przypadkiem to jego piąta klepka nie jest na właściwym miejscu.
- No, jesteśmy – powiedział gdy stanęliśmy pod olbrzymią chatą.
- O Argusie, stara mordo, dawnośmy się nie widzieli – Hagrid wyszedł zza chatki.
- Ehhh, widzieliśmy się dzisiaj bęcwale. W każdym bądź razie, masz tu te bachory – wskazał na nas – Nikomu nie powiem, jeśli użyjesz tego bata – ściszył głos, mimo to słyszeliśmy go dobrze.
- Nie będzie żadnego bata! No dzieciaki, chodźcie do ogródka, powiem Wam, co i jak.
Podążyliśmy za olbrzymem, zostawiając woźnego samego.
- Coście tym razem wykombinowali chłopaki?
- To nie nasza wina, tylko jej – Fred wskazał na mnie.
- Oh, Midnight. Jesteś współwinna temu zajściu?- pokręcił głową patrząc na mnie - A tak z innej beczki, to czemu nie byłaś na moich zajęciach?
- Um.. bo... bo ja wtedy źle się czułam – w gruncie rzeczy, to nie było kłamstwo.
- Ta jasne. Pewnie dręczyła jakiś pierwszoroczniaków, albo po prostu była na wagarach, a tobie wciska kit – Geogre patrzył na mnie ze złością.
- Nie znasz, nie oceniaj Weasley – patrzyłam to na jednego, to na drugiego.
Zaśmiali się.
- Chodziłaś do Durmstrangu, a teraz jesteś w Slytherinie. Taka ilość informacji wystarczy do ocenienia cie. Może twój tatuś jest zwolennikiem Tego Którego Imienia ...
- Zamknij się, bo gorzko tego pożałujesz – przerwałam Fredowi jednocześnie wyjmując różdżkę.

________________

Cześć!  Jest i obiecany rozdział ^^
Jak tam wakacje? Ja nie mogę uwierzyć, że zaraz minie połowa..

Podoba się? Gwiazdka, komentarz? To bardzo motywuje! ;*
Nie zapomnijcie śledzić mojego profilu, by być na bieżąco ;)

Do następnego!

Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant