Rozdział 24

175 27 11
                                    

- A kogóż moje piękne oczy widzą? - zapytał Chriss - brunet o niebieskich oczach. Towarzyszył mu William - blondyn o brązowych tęczówkach. Od razu ich rozpoznałam. Zresztą, trudno nie kojarzyć kogoś, o kim chodzą plotki, że przelecieli już połowę hogwarckich dziewcząt.
- Przecież coś mówiłem - westchnął Blaise.
- Mówiłeś, mówiłeś, ale jest już trzynasta, a to też nasz pokój. - mówiąc to, William zaczął się przebierać. Tu. Tak przy wszystkich. Tuż po chwili w jego ślady poszedł Chriss. Musiałam przyznać, że byli perfekcyjnie zbudowani. Szerokie, umięśnione ramiona, mocno zarysowane mięśnie brzucha, idealnie ułożone fryzury, opaleni, wysportowani. Prościej mówiąc-Chodzące ideały, gdyby pominąć fakt, o moczeniu ich interesów we wszystkim, co się rusza.
Chwila... Dopiero teraz dotarł do mnie sens słów chłopaka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i spostrzegłam, że rzeczywiście znajdujemy się w dormitorium chłopaków. To by wyjaśniało, w jaki sposób się tutaj dostali. Dormitoria dziewcząt w całym Hogwarcie są chronione zaklęciem, które uniemożliwia, dostanie się do nich płci męskiej. Raz widziałam, jak Nott chciał wejść do sypialni Pancy. No cóż... można rzec, że poczuł się jak za dawnych lat, gdyż schody prowadzące do dormitorium zmieniły się w jedną, wielką zjeżdżalnię.
- Hej, brawo stary. Zaliczyłeś tę nową! - zawołał entuzjastycznie Chriss.
- Nikogo nie zaliczyłem!
- Nikogo nie zaliczył! - krzyknęliśmy jednocześnie.
Pozostała dwójka tylko się zaśmiała.
- Okey, okey, chcecie to utrzymać w tajemnicy, rozumiemy - William mrugnął do mnie.
- I spokojnie, nikomu nie powiemy o tym, ani o twojej dziwnej pidżamce.
Ślizgoni znów się zaśmiali, co zaczynało mnie szczerze irytować.
- To my lecimy na nasz mini trening. Pamiętaj, że normalny jest dzisiaj o szesnastej. Do zobaczenia!
- Pa dziewczyny!
Wyszli, trzaskając drzwiami. Nie uszło mojej uwadze, że brunet nie spuszczał ze mnie wzroku, a blondyn z Liv.
- Nie znoszę ich - mruknęła szatynka.
- Ej, to prawda co o nich mówią? - zagadnęłam z czystej ciekawości. Żaden z nich mnie nie interesował, zresztą... Moje serce było już zajęte... Chociaż sama nie chciałam w to uwierzyć.
- O puszczaniu się? Mhm. - potwierdził Blaise.
- Przelecieli większość Ślizgonek, sporo Puchonek i Krukonek oraz z tuzin Gryfonek. Z Astorią na przykład William był tydzień, a Chriss trzy dni. W sumie ze wszystkich uczennic Domu Węża zostałyśmy tylko my i Milcenta, ale kto by ją chciał. - odpowiedziała beznamiętnie szatynka.
- Nawet w Durmstrangu nie było takich kolesi! Cóż... byli tacy, co przynajmniej raz na tydzień musieli rzucić Cruciatusa... W sumie chyba wolę tych pałkarzy.
- Co kto woli - zaśmialiśmy się.
- No, a teraz leć się przebrać, bo jeszcze spóźnimy się na obiad.
***
- Chyba jednak nie jestem głodna - stwierdziłam po przejrzeniu wszystkich potraw. Znajdowaliśmy się w Wielkiej Sali.
- Nie dziwię się, skoro zjadłaś z tuzin kanapek - Blaise zaczął się śmiać, za co dostał ode mnie po głowie.
- Ej, a to za co!
- Za żywota - uśmiechnęłam się wrednie, popijając sok dyniowy, chociaż w tej chwili z chęcią napiłabym się piwa kremowego. Wpatrywałam się w kubek z dziwnym przeczuciem, że o czymś zapomniałam powiedzieć przyjaciołom... Właśnie... Nagle mnie olśniło. Mapa Huncwotów! Jak mogłam o niej zapomnieć? Szybko rzuciłam zaklęcie wyciszające i wytłumaczyłam Ślizgonom, co i jak.
- Genialne. Po prostu niesamowite. Huncwoci rządzą! - zaśmiał się Diabeł.
- Muszę przyznać, że jak na bandę Gryfonów, byli cholernie mądrzy - mruknęła z uznaniem Liv.
- Co wy na to, żeby wybrać się po kryjomu do Hogsmeade? Mam wielką ochotę na kremowe piwo - uśmiechnęłam się do przyjaciół, czekając na odpowiedź.
- Ja bardzo chętnie! Chociaż osobiście wolałabym coś mocniejszego - zawołała szatynka.
- Ja niestety nie mogę... Trening skończy się pewnie koło dwudziestej i będę zbyt padnięty, by iść, ale śmiało możecie pójść same.
- Nie no coś ty! Z tobą albo wcale - głos szarookiej nie znał sprzeciwu.
- Pewnie, pójdziemy w przyszłym tygodniu - uśmiechnęłam się - Ej, wiecie, że jeszcze tylko miesiąc do przerwy świątecznej?
- Już? Ale to szybko zleciało. Jadę na święta z rodzicami do Paryża - Olivia rozmarzyła się, a ja zaśmiałam pod nosem. Zazdrościłam jej. Nie, nie tego, że jeździ na różne wycieczki, bo ja sama zwiedziłam pół Europy. Zazdrościłam jej tego, że ma dwoje, kochających ją rodziców. Eh... Też bym tak chciała. Ja święta spędzę w gronie „cudownych" Śmierciożerców i „kochanego" ojczulka. Lepiej być nie mogło...
- Fajnie masz. A wiesz, że Drake wymyślił nową taktykę gry?
Podczas gdy moi przyjaciele zajęli się rozmową o Quidditchu, ja zaczęłam dyskretnie rozglądać się po Wielkiej Sali, aż w końcu mój wzrok namierzył tego, kogo podświadomie szukałam.
Fred Weasley - największy żartowniś od czasu Huncwotów, Gryfon, „zdrajca własnej krwi"... chłopak, o którym nigdy bym nie powiedziała, że zawładnie moim sercem, a jednak. Jesteśmy niczym ogień i woda. Stoimy po dwóch różnych stronach... Ślizgonka i Gryfon... To nigdy nie miało miejsca... Czy możemy wyzbyć się stereotypów i uprzedzeń? Czy to w ogóle ma jakikolwiek sens? Patrzyłam na niego, a tak zwane „motylki w brzuchu" zaczęły przyjemnie mnie łaskotać. Moje myśli krążyły wokół jego osoby. Czuje coś do mnie, czy tylko sobie tak żartował? Co ja mam zrobić? Powiedzieć mu prawdę, czy odrzucić uczucia do niego i zając się ważniejszymi sprawami? Jednak, czy może być coś ważniejszego od miłości? To przecież dla niej każdy z nas został stworzony. Można rzec, że odnalezienie drugiej połówki, jest przeznaczeniem każdej żywej istoty. Problem w tym, że nie dla każdego, jest to najważniejszym priorytetem. Zerknęłam na Harry'ego. On nie ma teraz czasu, na takie błahostki, jak miłość. Całe jego życie kręci się wokół Voldemorta, a jego przeznaczeniem, jest pokonanie go. Mój wzrok przemknął dalej. Taka Granger - dla niej najważniejsza jest pomoc przyjacielowi. To samo tyczy się Weasley'a. Zerknęłam na moich najbliższych. Czy wiem, co dla nich jest najważniejsze? A może powinnam zadać sobie ważniejsze pytanie... Czy wiem, co jest najważniejsze dla mnie?
Miłość czy rodzina? Da się to pogodzić? Westchnęłam, zamykając oczy. Gdy otworzyłam je ponownie, mój wzrok natrafił na te piękne, brązowe tęczówki. Czy mogłabym patrzeć w nie w nieskończoność? Nie potrafiąc jednak wytrzymać na sobie, tego palącego spojrzenia, odwróciłam wzrok. Moje policzki płonęły żywym ogniem, a serce łomotało w piersi.
- To idziesz z nami? - Olivia patrzyła na mnie wyczekująco.
- Yyy... Gdzie? - zapytałam zdezorientowana.
- No na błonia - Blaise zaśmiał się, przewracając oczami.
- Och, no pewnie, że tak - uśmiechnęłam się, wstając i kierując do wyjścia. Czułam, jak ktoś wzrokiem odprowadza mnie do samych drzwi.
***
Popołudnie spędziliśmy w radosnej atmosferze. Mimo pochmurnej pogody trening Quidditcha wypadł świetnie. Wszyscy dawali z siebie sto dziesięć procent, a ja byłam pewna, że z tą drużyną wygramy każdy mecz.
Jednak patrząc na śmigających zawodników, poczułam ukłucie żalu w sercu. To ja powinnam być na miejscu jednego ze ścigających i byłabym, gdybym nie poszła wtedy na tamtą imprezę. Latanie było moją pasją, zaszczepioną we mnie od samego dzieciństwa. Pamiętałam te wszystkie rozegrane mecze z Draconem. Jeden na jednego- zawsze wygrywałam. Gdy miałam cztery lata, śmigałam lepiej, niż nie jeden pierwszoklasista, tata zawsze mi zawsze to powtarzał. To właśnie on nauczył mnie wszystkiego, czego wiem teraz o tej grze. Jeszcze wtedy, gdy jego sercem nie zawładnął mrok...
- Hej, dziewczyny! Dołączcie do nas! - zawołał Drake i nim się obejrzałam, śmigałam na mojej Błyskawicy, która całe szczęście wczoraj nie ucierpiała.

***
Późnym wieczorem, a właściwie już nocą, gdyż zegar ścienny wskazywał dwudziestą trzecią, siedziałam na łóżku z Mapą Huncwotów. Jedynym dźwiękiem, który dało się usłyszeć, były miarowe oddechy moich współlokatorek.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - szepnęłam, a na pergaminie zaczęły pojawiać się litery, układając w słowa „Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić MAPĘ HUNCWOTÓW"
- Lumos - wypowiedziałam cicho zaklęcie.
Mapa była niesamowita. Znajdował się tu cały Hogwart i wszyscy jego uczniowie oraz nauczyciele. Szybko znalazłam Lochy i spostrzegłam, że William i Chriss wymykają się z Pokoju Wspólnego, i kierują w stronę schodów. Podążyłam za nimi wzrokiem, co było dosyć trudne, gdyż szybko się poruszali. Byłam niezmiernie ciekawa, gdzie idą. Wtem zatrzymali się na siódmym piętrze, gdzie czekały na nich... Angelina Johnson i Ann Thirlwall ? Po chwili zniknęli z Mapy. Niespełna minutę zajęło mi zrozumienie, że weszli do pomieszczenia, które było miejscem spotkań Gwardii Dumbledore'a w wiadomym celu oczywiście. Gdy już miałam złożyć Mapę, mój wzrok natrafił na Gabinet Dumbleodre'a. Patrzyłam w jeden, konkretny punkt z niedowierzaniem, albowiem w gabinecie znajdował się Dumbledore, Snape i... Osoba, której najmniej bym się spodziewała zobaczyć...

__________________________________

No hejka!
Pojawiła się dwójka nowych postaci... Jak myślicie, bardzo namieszają?
Teraz, a może dopiero później? :D
I kogóż to nasza Rose mogła zobaczyć na Mapie?

Do następnego!

Gwiazdka? Komentarz? To bardzo motywuje! ♥


Not My Choice/hp [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now