Rozdział 34

12.4K 567 24
                                    

Po kilku minutach jazdy byłyśmy już pod moim rodzinnym domem.

- To powiedz dokładnie jak to się stało, że jesteśmy zwolnione z całego dnia.

- Tak jak ci mówiłam na lekcji, rodzice się rozwodzą i oboje wyprowadzają, zostawiając mnie tu samą. Ekipa miała przyjechać o 19 po rzeczy moich rodziców, które mam spakować, ale o 20 muszę być w domu, bo mam jakąś akcję, na którą muszę jechać. Jak to ujął Mark, jestem jednym z jego najlepszych ludzi. - zachichotałam na ten tekst. - Dyrektor zadzwonił do mojej matki, że o 16 wyjeżdżamy na wycieczkę i żeby ta ekipa przyjechała wcześniej.

Gdy skończyłam opowieść rozdzwonił się mój telefon. Matka.

- Ekipa będzie o 14. Do tego czasu masz spakować rzeczy moje i ojca. Oznacz walizki.

- Oczywiście mamusiu.

- Nie przeginaj gówniaro. Nie tym tonem.

- Krótko i na temat. - zaśmiałam się, gdy tylko moja rodzicielka się rozłączyła. - Mamy 5 godzin na spakowanie wszystkich rzeczy.

- No to bierzmy się do roboty.

I tak też zrobiłyśmy. Najpierw skierowałyśmy się do piwnicy skąd wyjęłyśmy wszystkie walizki jakie miałam w domu, a było ich sporo, więc robiłyśmy kilka rundek. Gdy doszłyśmy do pokoju matka napisała mi wiadomość, że na mailu mam listę rzeczy, które mam spakować dla niej poza wszystkimi ubraniami.

Weszłam do mojego starego pokoju skąd zabrałam swojego laptopa, którego włączyłam w sypialni rodziców i zalogowałam się na pocztę. Ana panowała ubrania mojej matki, a ja w tym czasie z walizką udałam się do jej gabinetu, aby spakować rzeczy które stamtąd chciała, a były to wszystkie papiery.

Pracowałyśmy, a ciszę przerywała jedynie muzyka, którą wcześniej włączyłyśmy.

Po trzech godzinach wszystkie rzeczy mojej mamy były spakowane. Zadzwoniłam do ojca, aby się zapytać czy coś oprócz ubrań chce, ale zaprzeczył, więc po godzinie miałyśmy już spokój.

Bagaże zniosłyśmy na dół, a same zasiadłyśmy w salonie i oglądałyśmy telewizję.

Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek do drzwi, więc poszłam otworzyć.

- Dzień dobry, ekipa do przeprowadzek. Przejechaliśmy po rzeczy pani Alexi Marks i pana Felix'a Marks'a. - odczytał z kartki młody mężczyzna i dopiero po tym spojrzał na mnie. - O, Maya.

Chłopak był dwudziestoparoletnim brunetem o szarych oczach. Umięśnione tors opinała ciasna koszulka i skórzana kurtka, a ciemne jeansy dopełniały jego wygląd.

- Yyy... Znamy się? - zapytałam zdziwiona.

- Tak. Tak jakby. Na imprezie na zakończenie wakacji bawiliśmy się razem. - wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego próbując sobie przypomnieć o co chodzi.

- Sorry, ale nie pamiętam cię. Na imprezę przyszłam z przyjaciółką, później chwilę tańczyłam, poszłam z jakimś gościem na górę, a następnie spotkałam kuzyna i poszłam dalej tańczyć. - streściłam wszystko co pamiętam.

- No bo wtedy... To byłem ja... Yyy

- Z tobą się pieprzyłam?- upewniłam się, a on czerwony na twarzy kiwa głową.

O co mu kurwa chodzi?! Zresztą nie ważne.

- Tu masz rzeczy mojej matki i ojca. Walizki są podpisane.

- No okej. A ten... Tego...

- Ja pierdole wysłów się w reszcie.- zaczęłam się już irytować.

Nowe ŻycieWhere stories live. Discover now