Rozdział 41

10.8K 535 11
                                    

- Robert. - warknęłam do chłopaka oddalonego od nas o jakieś 150m.

 - Ciebie też miło widzieć Mayu.

- Ta cokolwiek. Jak tam noga?- zapytałam z kpiną.

- Dobrze. Strzeliłaś w tętnice, ale mamy dobrego lekarza. - oznajmił z szerokim uśmiechem, wyciągając spluwę zza paska.- Teraz czas na zemstę.

Wszyscy w jednej chwili także wyciągnęliśmy pistolety. Byłam przerażona, ale nie bałam się o siebie, co było pewnie całkowitą głupotą. Bałam się o Ane. Nie miała żadnej broni, a jakieś 5 minut wcześniej poszła do toalety. Miałam szczerą nadzieję, że szybko nie wróci.

- Jedna rana postrzałowa Ci nie wystarcza?- zapytał pewny siebie Ash.

Co prawda Rob i jego ludzie mają przewagę  i to sporo, bo nas było tylko 5, a u nich co najmniej 20 osób, ale mieli gorsze wyszkolenie. Mam nadzieję, że to wystarczy.

- Oj, starczy. Dla tego teraz mam w planach się zemścić, a nie oberwać. - oznajmił i się zaśmiał, a jego przyjaciele wypchnęli lekko do przodu, zapłakaną i związana dziewczynę, która upadła na kolana, patrząc na nas proszącym wzrokiem.

- Ana. - pisnęłam z Ashem w jednej chwili.

Ruda była pobita i zakrwawiona. Na nadgarstkach i kostkach miała grube sznury, a taśma zasłaniała jej usta

- Poznajesz?- zapytał niezwykle zadowolony z siebie Robert.

Byłam wściekła, ale starałam się zachować spokój, bo w takich chwilach nabuzowane emocje mi nie pomogą.

- To ze mną masz jakiś problem, więc po co ci ona?- zapytałam spokojnie. Starałam się zyskać na czasie, bo kątem oka widziałam jak Luke coś klika na telefonie. Mam nadzieję, że wzywał pomoc.

- Bo dużo dla ciebie znaczy. - zaśmiał się.

- A ty jesteś taki odważny, że boisz się zmierzyć sam ze mną i potrzebujesz do tego swoich ludzi, jako ochroniarzy, a najlepiej jeszcze żebym była przerażona, tak? Zero zabawy z tobą. Facet, a tak tchórzy. Nie jestem pewna, czy to jest śmieszne, czy żałosne, ale chyba oba na raz. - zakpiłam.

- Licz się ze słowami. Jeśli nie jesteś głupia, to powinnaś wiedzieć, że wasze szanse są marne. Nie dość, że mamy przewagę, to jeszcze, nie będziecie ryzykować strzelając, bo przez przypadek może oberwać ten rudzielec.

- Ona ma imię. - warknęłam.

- A co mnie to obchodzi?- zaśmiał się. - Swoją drogą, śmieszy mnie fakt, że  przyjaciółka członków gangu, a nawet noża do obrony jej nie daliście. Ty się mieszasz w najczarniejsze sprawki, a swojej przyjaciółki nie nauczyłaś nawet strzelać.

- Nie twoja sprawa.

- To też mnie zastanawia. Taka pyskata, zbuntowana i seksowna dziewczynka jak ty przyjaźni się z taką cichą, szarą myszką. Nie uważasz to za zabawne? Czy ona w ogóle wie w co ty się wmieszałaś? Zabójstwa, pobicie, wymuszenia, dillerka. Twoja kartoteka będzie bogata. - zaśmiał się.

- To też nie jest twoją sprawą. I nie obrażaj mojej przyjaciółki. - warknęłam

- No nie mów, że tego nie widzisz. Ty: Pewna siebie, odważna, seksowna, niebezpieczna i mściwa, a ona?- zapytał ze śmiechem. - Zamknięta w sobie, cicha, spokojna, przeciętna, ale ze złotym serduszkiem. - zakpił. - Ja wiem, że przeciwieństwa się przyciągają, no ale to chyba przesada. A ty jej zapewne i tak wszystkiego nie mówisz, prawda?

- Nie. Ana wie wszystko o mnie. - powiedziałam z uśmiechem.

Mark, pośpiesz się. Nie wiem ile jeszcze uda mi się go zagadywać.

- No to niech zgadnę. Gdy powiedziałaś jej o tym, że zabiłaś człowieka- widząc moją zdziwioną minę zaśmiał się. - Znałem Dragona, wiedziałem, że się miał z wami spotkać, a moi ludzie obserwowali wszystko z ukrycia. - wyjaśnił ze śmiechem. - Ale wracając do tematu, gdy powiedziałaś jej, że jesteś mordercą, widziałaś strach w jej oczach, zaczęła Cię opieprzać, za to, że niszczysz swoje życie. Bała się ciebie. - zaśmiał się. - I wiesz co? Miała rację. Bo to przez ciebie jest teraz pobita, przez ciebie leży tu związana i przez ciebie będzie porwana. Bo gdybyś ty mnie nie postrzeliła nie miałbym za co się na tobie mścić i jej by się nic nie stało. Więc wszystko co się jej stanie będzie tylko i wyłącznie twoją winą.

Wiedział co powiedzieć, aby mnie to najbardziej zabolało i to wykorzystał, ale ze mną nie ma tak łatwo. Nie okażę mu smutku. Niech nie myśli, że tak łatwo jest mnie złamać.

- To nie moja wina, a takiego jednego psychola. - oznajmiłam z krzywym uśmiechem, mimo, że sama nie wierzyłam w swoje słowa.

- Ta... Wmawiaj sobie... Ale teraz przepraszam bardzo. Jesteśmy już umówieni. - oznajmił, a dwóch jego przydupasów podeszło i brutalnie podniosło Ane z ziemi.

Kierowali się do aut idąc tyłem.

- Puść ją!- warknął Ash, a Rob tylko się zaśmiał

- Jednak komuś się podoba taka cnotka. Ale skoro tobie na niej zależy, to może przynajmniej w łóżku jest odważniejsza i bardziej ostra. - zakpił. - Z chęcią to sprawdzę.

Wkurwiony Ash, nie wiele myśląc wystrzelił prosto w jednego z porywaczy Any.

Gdy tamten padł jego miejsce zajął inny, nawet nie patrząc na swojego poprzednika, zaczął ciągnąć po ziemi Ane w stronę samochodu. Dziewczyna nie miała nawet jak sama chodzić, przez związane kostki.

Podczas, gdy ta dwójka wyprowadzała Ane, reszta zajęła się strzelaniem do nas.

Ukryliśmy się za samochodami, żeby chociaż trochę ochronić się przed kulami, ale cały czas się wychyliliśmy celując w ludzi Roba.

Po chwili Ana została już wrzucona do bagażnika auta, a reszta zaczęła wsiadać do samochodów. Gdy wszyscy  wsiedli zaczęli odjeżdżać.

Razem z wszystkimi celowałam w opony, ale było już za późno. Zadowolony z siebie Robert oddał ostatni strzał i odjechał.

Nawet nie wiem kiedy nogi się pode mną ugięły. Wszystko nagle zwolniło, a ja mogłam myśleć tylko o okropnym bólu brzucha. Zanim przywaliłam głową w ziemię, czyjeś ręce mnie złapały, a ta osoba zaczęła gdzieś biec. Spojrzałam w dół i jedynym co zobaczyłam przed utratą świadomości była krew. Dużo krwi. Później była już tylko ciemność.

_________________________

Rozdział wcześniej dodaję z dwóch powodów. Bardzo, bardzo wam dziękuję za 3 miejsce i te wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. Oprócz tego chciałam was poinformować, że właśnie skończyłam pisać epilog, więc jestem z siebie dumna.

Nowe ŻycieWhere stories live. Discover now